Daredevil: sezon 3, odcinek 1-6 – recenzja
Daredevil powrócił do formy? Pogłoski okazały się prawdziwe! 3. sezon serialu o obrońcy z Hell’s Kitchen jest faktycznie wyśmienity. Przeczytajcie naszą bezspojlerową recenzję.
Daredevil powrócił do formy? Pogłoski okazały się prawdziwe! 3. sezon serialu o obrońcy z Hell’s Kitchen jest faktycznie wyśmienity. Przeczytajcie naszą bezspojlerową recenzję.
Gdy ostatni raz widzieliśmy Matta Murdocka (w serialu Daredevil gra go Charlie Cox), to leżał on ledwo żywy na łóżku w sierocińcu, w którym spędził większą część swojego dzieciństwa. Od razu pojawiły się plotki, że w następnym sezonie obrońca Hell’s Kitchen przez większość czasu będzie przykuty do łóżka, a jego miejsce na chwilę zajmie ktoś inny. Nic bardziej mylnego! Mściciel nie daje za wygraną. I choć stracił słuch w jednym uchu, nie ma zamiaru leżeć bezczynnie. Chce wrócić do formy. Nakręca go wściekłość. Ma za złe Bogu, że go opuścił. Zastanawia się, czy warto trzymać się zasad i ustanowionego prawa. Może należy dopuścić do głosu wewnętrznego Diabła, rozprawiając się z przestępcami w brutalny i definitywny sposób? Wysyłanie ich do więzienia jest drogą donikąd. Co z tego, że trafiają oni za kratki, jak zaraz opuszczają zakład karny za dobre sprawowanie lub pod pretekstem jakiegoś błędu czy porozumienia z prokuratorem. Ten obłęd trzeba jakoś przerwać. A najlepiej zacząć od samej góry, czyli od eliminacji zła w czystej postaci, jakim jest Wilson Fisk (Vincent D'Onofrio). Człowiek, który pomimo aresztu wciąż kontroluje całe miasto i zagraża najbliższym Murdocka.
Trzeci sezon Daredevil jest jeszcze mroczniejszy niż dwa poprzednie. Duża w tym zasługa nowego showrunnera – Erika Olesona. Postanowił on bardziej skupić się na wewnętrznej walce Matta, który ma już dosyć bycia dobrym. Coraz częściej w walce z przestępcami (i nie tylko) ponoszą go nerwy. Jego celem przestaje być chwilowa neutralizacja przestępców. Coraz częściej skłania się w stronę ich permanentnej eliminacji. Widzi w tym jedyną szansę na oczyszczenie miasta. Jego złość ma twarz Kingpina, który szepcze mu do ucha, by się nie ograniczał i dotarł po trupach do celu. Podoba mi się taki obrót sprawy. Pokazanie herosa, który przestaje być krystaliczny i zaczyna pękać pod presją. Przekracza granice, których wcześniej się trzymał. Powoli zaczyna upodabniać się do przestępców, z którymi walczy.
W ciągu sześciu odcinków, które miałem przyjemność zobaczyć, akcja nie skupia się wyłącznie na Murdocku. Zobaczymy także, jak w tej nowej rzeczywistości odnajdują się jego najbliżsi przyjaciele, tacy jak Karen Page (Deborah Ann Woll) czy Foggy (Elden Henson). Są oni bowiem przekonani, że ich przyjaciel zginął w walącym się budynku pod koniec Defendersów. Na swój sposób postanawiają kontynuować walkę Matta o to, by miasto było znów bezpieczne. Karen jako wnikliwa dziennikarka wyciąga na światło dzienne kolejne przekręty, a Nelson postanawia wypowiedzieć wojnę niedziałającemu wymiarowi sprawiedliwości.
Co jednak czyni trzeci sezon tak wspaniałym? Niewątpliwie jest to powrót Wilsona Fiska, który był nieobecny w poprzedniej odsłonie. Jest to idealny czarny charakter, genialnie zagrany przez Vincenta D’Onofrio. Swoim spokojem budzi strach u wszystkich. Również u widzów. Jest wyrachowany. Inteligentny. Przebiegły. Ale gdy ktoś wyprowadzi go z równowagi, zamienia się w bestię. W tym sezonie jest bardziej porywczy niż w pierwszym. Spowodowane to jest tym, że teraz ma w końcu coś, a raczej kogoś, kogo może stracić. I to go przeraża. To uczucie strachu zamienia go w jeszcze większego potwora, niż był wcześniej.
Do obsady dołączył także Wilson Bethel jako Benjamin Pointdexter. Jego origin story znacząco różni się od tego z komisu. Zważywszy na to, że jest to recenzja bezspojlerowa, nie zdradzę wam, w jaki sposób staje się Bullseyem. Jest to natomiast świetnie poprowadzony wątek, który kapitalnie pasuje do stworzonej na potrzeby tego sezonu historii. Sam Bethel też idealnie pasuje do powierzonej mu roli. Jest zupełnie inny niż grany przez Colin Farrell socjopata z kinowej wersji Daredevil z 2003 roku. Jest dużo bardziej przekonujący w tej roli niż Irlandczyk.
Mam też wrażenie, że sceny walki wyglądają jeszcze bardziej widowiskowo niż w poprzednich sezonach. Postawiono na długie choreografie i zrezygnowano z dynamicznego montażu. Coraz częściej twórcy stawiają w tym sezonie na sceny nagrywane za pomocą jednego ujęcia, z kamerą podążają za plecami bohatera, który eliminuje po drodze przeciwników. Jeśli podobała wam się pamiętna scena walki w korytarzu, to teraz będziecie wniebowzięci. Po dwóch sezonach Daredevila i jednym The Defenders widać, że Cox mocno podszkolił się w sztukach walki. Bardziej skomplikowane układy nie stanowią już dla niego wyzwania. Czuje się pewnie, co widać na ekranie.
Daredevil pokazuje, że Netflix wraz z Marvelem nie wystrzelali się jeszcze ze wszystkich pomysłów na tę postać. Potrafią dostarczyć widzom wrażeń, nie powielając klisz z poprzednich odsłon czy innych seriali z tego uniwersum.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat