Dom z liści - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 9 października 2024Dom z liści to książka będąca szczególnym eksperymentem. Jej forma i treść mogą wciągnąć czytelnika w stan poszukiwania prawdy.
Dom z liści to książka będąca szczególnym eksperymentem. Jej forma i treść mogą wciągnąć czytelnika w stan poszukiwania prawdy.
Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że książka jest dość stabilną formą przekazu. Elementy, takie jak podział na akapity, strony, sposób zapisu dialogów oraz ewentualna obecność ilustracji czy zdjęć, niespecjalnie zmieniają się w kolejnych dziełach. Czasem jednak trafiają się pozycje jak Dom z liści, które zaczynają eksperymentować nie tylko z fabułą, ale i z samym rozmieszczeniem tekstu. Wybijają czytelnika ze znajomych torów zapoznawania się z treścią. Czy to zabawa dla zabawy, czy coś więcej kryje się w tym kłębowisku liter?
Zgodnie z opisem śledzimy trzy historie. Pierwsza opowiada o rodzinie Navidsonów, która odkrywa, że z ich domem jest coś nie tak – wewnątrz pojawiają się przestrzenie, których fizycznie nie powinno być. W drugiej poznajemy Zampano, którego notatki przypominają przygotowania do głębokiej pracy akademickiej na temat wcześniejszych wydarzeń związanych z domem oraz jego mieszkańcami. Trzecia przedstawia Johnny'ego Wagabundę, który po znalezieniu notesu Zampano kompiluje zapiski i dopisuje do nich fragmenty dotyczące własnego życia. Johnny jednak nie słyszał o historii domu. Wydaje się ona czymś zmyślonym, bez znaczenia. A jednak, wraz z postępem prac, coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że coś wokół niego dzieje się nie tak. Czytelnik krok po kroku poznaje wszystkie trzy strumienie historii, które przeplatają się w formie akapitów tekstu, przypisów, przypisów do przypisów, a czasem całych stron jednego przypisu.
Warto podkreślić, że Dom z liści jest często wspominany, gdy mowa o formalnym zapisie tekstu. Niewątpliwie osoby odpowiadające za skład musiały wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, bo o ile przeplatanie się fontów, zależnie od rodzaju tekstu, nie wydaje się jeszcze niczym nadzwyczajnym (tylko wymagającym wielkiej uwagi), tak teksty w okienkach, pozakręcane, do góry nogami – były wyzwaniem. Można czasem odnieść wrażenie, że Mark Z. Danielewski specjalnie próbuje przytłoczyć czytelnika, by zaraz potem wrzucić mu 40-50 stron szybkiego przewracania tekstu, który pędzi ze strony na stronę – dynamicznie, by odzwierciedlić akcję podczas eksploracji domu. Trochę jak w komiksie, w którym kadry bez tekstu lub jedynie z onomatopejami uwypuklają dynamikę wydarzeń.
Dom z liści nie jest książką łatwą w odbiorze. Przebijanie się przez kolejne warstwy, chwytanie ich, by jakoś poukładać sobie to w głowie, wymaga więcej uwagi i motywacji niż większość powieści (nawet tych eksperymentujących w jakiś sposób). Nie da się ukryć, że wielu czytelników mocno się w nią wciągnęło – szukało dodatkowych znaczeń i rozprawiało o nich, co nie jest dane wielu książkom. Jednak równie wiele osób odbija się od tego tytułu. Trudno nawet powiedzieć, kto mógłby mieć satysfakcję z przeczytania tej pozycji. Z pewnością mogę odradzić ją odbiorcy, który nie chce głowić się nad szukaniem właściwego tekstu ani pilnować tego, by dobrze zrozumieć wszystkie elementy historii. Czy ktoś jest gotowy na wyzwanie?
Poznaj recenzenta
Gabriela PiaseckaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat