Domena królów - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 19 maja 2021Domena królów to kolejna podróż w stronę kosmosu Marvela. I to takiego, w którym można spotkać jedną z najoryginalniejszych koncepcji Domu Pomysłów w postaci Rakowersum.
Domena królów to kolejna podróż w stronę kosmosu Marvela. I to takiego, w którym można spotkać jedną z najoryginalniejszych koncepcji Domu Pomysłów w postaci Rakowersum.
Polscy miłośnicy komiksów ostatnimi czasy mają coraz więcej okazji do wycieczek w kosmiczne rejony uniwersum Marvela. Najnowszym na to dowodem staje się Domena królów, będąca de facto kontynuacją wydarzeń ukazanych w Wojnie królów. Ogół wątków, które spina ta historia, przytłoczy niejednego czytelnika: idzie tu przecież o kolejną odsłonę monumentalnego starcia rasy Kree z Imperium Shi'ar, którego korzenie sięgają tomu X-Men. Mordercza geneza. Scenarzyści Dan Abnett i Andy Lanning nie mają jednak większych problemów z odnalezieniem się w tej skomplikowanej rzeczywistości, a rozciągające się po całej siatce czasoprzestrzeni boje naprawdę umiejętnie przeplatają z doskonale wybrzmiewającym w ich opowieści humorem. Domena królów nie zmieni Waszego postrzegania space opery na modłę Marvela, lecz w ostatecznym rozrachunku większości z Was przypadnie do gustu - jeśli tylko nastawicie się na niezobowiązującą rozrywkę, napędzaną przez niezliczone jatki i wszechobecne wybuchy.
Znajomość poprzednich etapów wielopoziomowej batalii dwóch kosmicznych potęg z Wojną królów na czele wydaje się niezbędna do tego, abyście mogli czerpać pełną przyjemność z lektury. Zmieniło się tu przecież naprawdę wiele: Shi'ar ma nowego cesarza, a Kree - nową królową. Obejmująca rządy po swoim mężu, Black Bolcie, Meduza w sferze politycznej przynajmniej początkowo radzi sobie nadspodziewanie dobrze, z kolei władający drugim z imperiów Gladiator niekoniecznie potrafi zrzucić szaty wojownika z krwi i kości. Pokój to kruche status quo; zwłaszcza wtedy, gdy rozdarta czasoprzestrzeń, nazywana tutaj Uskokiem, staje się obiektem zainteresowania przeróżnych postaci z całego uniwersum. Nikt nie wie, czy skrywana przez to pęknięcie tajemnica przyczyni się do upadku czy też rozwoju niegdysiejszych adwersarzy. Pytanie o to, czy na horyzoncie widać już kolejną wojnę na wyniszczenie, ma takie samo znaczenie jak próba zrozumienia działania Rakowersum - jednego z najoryginalniejszych, ale i najciekawszych konceptów, którymi Marvel podzielił się z czytelnikami w ostatnich latach.
Zacznijmy od tego, że Domena królów to żadne post scriptum do wcześniejszych odsłon kosmicznej sagi; polskie wydanie tomu liczy przecież aż 368 stron. Abnett i Lanning doskonale zdają sobie sprawę z tego, że międzyplanetarne wędrówki przez świat Domu Pomysłów muszą mieć odpowiednią skalę, co udowodnili już choćby w znakomitej Anihilacji. Być może dlatego w części komiksu poświęconej Inhumans i Kree próbują oni - z różnym skutkiem - wciągnąć czytelnika w meandry sfery władzy, niejako przygotowując go na przyszłe wydarzenia. Scenarzyści nie wymyślają tu koła na nowo, a warstwa polityczna tomu w przeważającej mierze zbudowana jest na niekoniecznie zaskakujących opozycjach. Znacznie lepiej jest w historii Shi'ar i Straży Imperialnej; ta ostatnia krok po kroku zgłębia tajemnice Uskoku, natomiast upiorny wydźwięk tej lokacji zostaje wzmocniony czerpaniem z pożenienia konwencji horroru i science fiction. Jeśli spojrzeć na Domenę królów całościowo, niektórzy z nas odbiorą ją jako historię dwóch prędkości, jakby część scenariusza miała pretekstowe przeznaczenie, z kolei inna potrafiła wciągnąć bez reszty. Ostateczna ocena będzie zależeć od tego, czy zdołacie odnaleźć się w gąszczu wątków i natłoku postaci. Wielką przyjemność sprawiło mi zapoznawanie się z nietypowymi wersjami klasycznych herosów, a obcowanie z Rakowersum stanie się w tej perspektywie wartością dodaną. To nie jest z całą pewnością najlepsza opowieść od Abnetta i Lanninga, ale na ich sztuczki znów dałem się nabrać jak uczniak.
Warstwa wizualna tomu, za którą odpowiadało kilku rysowników - wśród nich Tim Seeley, Mahmud Asrar i Wellington Alves - może się podobać. Na czytelnika czeka prawdziwa mieszanka stylów i tonacji, które jednak właściwie w każdym przypadku podporządkowane są temu samemu celowi: oddaniu dynamiki wydarzeń i zaakcentowaniu ich kosmicznej skali. Jestem przekonany, że najbardziej przypadną Wam do gustu te plansze, w których daje o sobie znać Uskok i to, co za nim czyha. Niby przerysowana obrzydliwość, a jednak fascynująca w swojej mocy sprawczej.
W trakcie lektury tego tomu naszła mnie refleksja, że nieprzypadkowo w filmowym i komiksowym świecie Domu Pomysłów stworzono osobne działy poświęcone wyłącznie aspektom kosmicznym. Jeśli Marvel weźmiemy za diecezję, jego międzygalaktyczna część będzie przecież najrozleglejszą parafią. Dan Abnett i Andy Lenning w tej metaforze jeszcze nie objęli probostwa, ale są ku temu na dobrej drodze. Domena królów to opowieść wciągająca swoim rozmachem i nastawiona w pierwszej kolejności na poszukiwanie rozmiłowanego w gatunku superhero czytelnika. Owszem, można ją było poprowadzić lepiej (a do polskiego wydania nie włączać zbędnej historii poświęconej synowi Hulka), jednak na kosmicznym bezrybiu i rak ryba. No albo od razu całe Rakowersum.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat