Gliniany most - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 15 maja 2019Markus Zusak zachwycił już czytelników dwukrotnie. Złodziejki książek i Posłańca nie trzeba przedstawiać nikomu. Pisarz powrócił na rynek z kolejną powieścią. Gliniany most jest książką trudną w lekturze i w ocenie. Nie jest to powrót w glorii chwały, ale też nie ma powodów do hańby.
Markus Zusak zachwycił już czytelników dwukrotnie. Złodziejki książek i Posłańca nie trzeba przedstawiać nikomu. Pisarz powrócił na rynek z kolejną powieścią. Gliniany most jest książką trudną w lekturze i w ocenie. Nie jest to powrót w glorii chwały, ale też nie ma powodów do hańby.
Gliniany most jest inny od wszystkiego, co do tej pory wyszło spod pióra Zusaka. Z jednej strony to na plus, bo widać, że autor nie ma zamiaru odcinać kuponów od poprzednich sukcesów i sięga po nowe pomysły. Jak to bywa z pomysłami, są udane bardziej i mniej.
Po przeczytaniu kilku stron czytelnik odczuwa delikatną konsternację, zwłaszcza jeśli posądzał się o znajdowanie w zaszczytnej grupie ludzi, którzy potrafią czytać ze zrozumieniem. Początek książki można określić jednym zdaniem „Co ja czytam?!” Jednak nie warto się zrażać, bo potem jest trochę lepiej.
Zusak wprowadza nas w uroczą rodzinę Dunbarów i ich domową menażerię. Autor postanowił zastawić także pułapkę na ciekawość czytelnika. Matka chłopców, Penelopa, jest emigrantką z Polski z czasów potęgi bloku wschodniego. Trzeba na marginesie przyznać, ze Penelopa jest najlepiej zarysowaną postacią w powieści, także wątki z nią związane należą do najciekawszych. Haczyk przynajmniej na mnie zadziałał i to mnie powstrzymało przed odstawieniem książki w kąt na początku lektury. Niestety, później kilkukrotnie rozważałam tę opcję, męcząc się okrutnie.
Markus Zusak napisał powieść o stracie. Bohaterowie są pozbawieni matki, żony, dziewczyny, dzieciństwa, ojczyzny itd. Tak wielu wątków nie da się poprowadzić w normalny sposób. Było oczywiste, że autor będzie musiał znaleźć jakieś rozwiązanie, aby każda historia została opowiedziana. Miało być pięknie, a wyszło tak sobie. Otrzymujemy wielość wątków, różne narracje, w których niestety, łatwo się pogubić, o bałaganie chronologicznym nie wspominając.
O tyle, o ile w poprzednich powieściach pisarz podejmował bardzo trudne tematy, opowiadał o nich w sposób lekki, przystępny dla czytelnika i paradoksalnie ta lekkość potęgowała siłę wyrazu. W przypadku Glinianego mostu otrzymujemy ciężki, pogmatwany produkt.
Książka ma oczywiście kilka plusów. Przede wszystkim jest niesamowicie poetyczna, metaforyczna i najeżona symbolami. Wiele razy miałam wrażenie, że na stronie znajduje się gotowy materiał na wiersz z gotowymi sformułowaniami i metaforami. Ta warstwowość potrafi zauroczyć. Niestety w momencie, gdy damy się porwać poetyczność, zaraz jesteśmy brutalnie sprowadzeni na ziemię przez narracyjny bałagan.
Tę powieść należałoby rozebrać na części pierwsze, przeanalizować i nawet, być może napisać na jej temat pracę dyplomową na polonistyce lub psychologii. Dawno nie czytałam książki, którą mogłabym określić mianem: nie odradzam, ale też nie polecam.
Źródło: fot. Nasza Księgarnia
Poznaj recenzenta
Agnieszka KołodziejDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat