Gone in the Night - recenzja filmu
Gone in the Night to nowy thriller z Winoną Ryder w roli głównej. Czy warto obejrzeć?
Gone in the Night to nowy thriller z Winoną Ryder w roli głównej. Czy warto obejrzeć?
Winona Ryder ostatnimi czasy kojarzy się widzom przede wszystkim z serialem Stranger Things – i rzeczywiście, poza paroma wyjątkami, to właśnie na tej produkcji aktorka skupiała się zawodowo w ostatnich latach. Jednym z takich wyjątków jest pełnometrażowy thriller Gone in the Night. Produkcja debiutowała na świecie w 2022 roku – fabuła skupia się na Kath (Ryder) i Maxie (John Gallagher Jr.), parze, która wybiera się do wynajętego domku za miastem, by tam, w środku lasu, spędzić przyjemnie weekend. Pech chciał, że w tym samym domku jest już para ekscentrycznych młodych ludzi (Owen Teague i Briane Tju), którzy najwidoczniej zostali tam zameldowani w tym samym terminie w wyniku błędu właściciela. Po dłuższym zastanowieniu się, obie pary decydują się na współdzielenie chatki i tak rozpoczyna się zabawna noc przy towarzyskich grach i drinkach. Następnego dnia chłopak Kath znika wraz z nowo poznaną koleżanką, przez co kobieta czuje się oszukana. Z czasem jednak, desperacko pragnąc wyjaśnień, Kath zaczyna się przyglądać tej sprawie bliżej, odkrywając w niej zaskakujące drugie dno.
Film zaczyna się jak typowy schematyczny thriller – mamy chatkę, ciemny las i do tego konfrontację czwórki dorosłych ludzi, którzy pochodzą z zupełnie różnych środowisk. Atmosfera jest gęsta, każdy ruch czy decyzja mogą mieć znaczenie, dogadywanie się nie idzie początkowo tak, jak można byłoby sobie tego życzyć. Wszystko to toczy się w sposób oczekiwany, całkiem poprawny. Z czasem robi się coraz ciekawiej, a to za sprawą niebanalnej budowy filmu – twórcy decydują się bowiem na jednoczesne prowadzenie dwóch perspektyw: bieżącej, Kath, oraz retrospektywnej, Maxa. Dzięki temu zabiegowi możemy śledzić poczynania obojga i dojść do zupełnie nowych wniosków i obserwacji. Im dłużej trwa fabuła, tym więcej znaków zapytania się w niej pojawia, aż w końcu okazuje się, że zaginięcie chłopaka zupełnie nie jest tym, czym mogłoby się wydawać. Przez pierwszą połowę filmu widz jest o krok przed Kath – za sprawą wspomnianych już retrospekcji jej partnera szybciej poznajemy pewne kluczowe fakty, do których bohaterka dojdzie dopiero na samym końcu. Działa to dobrze i naturalnie przyciąga do ekranu – przez cały seans można mieć wrażenie, że jesteśmy już coraz bliżej prawdy i wystarczy dosłownie jeden dodatkowy element, żeby wszystko stało się jasne. I właśnie wtedy twórcy decydują się na woltę, której nie dało się przewidzieć – i która finalnie okazuje się gwoździem do trumny tej produkcji.
Wszystkie te dziwne, nielogiczne i pełne bzdur wydarzenia w samym finale (których nie będę tu spoilerować) to jednak nie jedyny problem filmu – tak naprawdę wszystko zaczyna tracić równowagę już wcześniej, mniej więcej od połowy produkcji. Elementy thrillera ustępują nagle czemuś, co momentami przypomina obyczajowy film romantyczny. Przyczyną jest przede wszystkim źle poprowadzony scenariusz – zwłaszcza w odniesieniu do Kath. Twórcy zrobili tej postaci krzywdę – wszystkie jej poczynania sprawiają, że staje się mało wiarygodna i pozbawiona logicznych motywacji. Widać to już z resztą na początku – z chatki znika jej chłopak, a ona sama po prostu przyjmuje do wiadomości, że została oszukana i wystawiona do wiatru. Nie drążąc tematu, jak gdyby nigdy nic pakuje się i opuszcza to miejsce, zerwawszy z Maxem w swojej głowie. Wszystko to w filmie wybrzmiewa dość sztucznie i nienaturalnie; trudno dać wiarę, że w prawdziwym świecie ktoś się zachował w ten sposób. Dodatkowo twórcy kładą na jej barki kryzys wieku średniego, życiową rutynę w pracy, poczucie wykluczenia... Wszystkie te wątki są ważne, ale chyba nie w tej bajce – jak na film, który przede wszystkim miał być thrillerem, trochę tego za dużo. Przez taką emocjonalną przeplatankę, całość zaczyna się rozpadać, czego kwintesencją jest absurdalna finałowa sekwencja. Im bliżej rozwiązania, tym silniejsza konsternacja i dźwięczące w głowie pytanie – co ja właściwie oglądam?
Gone in the Night zapowiadało się intrygująco, jednak efekt końcowy jest daleki od satysfakcjonującego. Scenarzyści pogubili się w tej opowieści, przez co tak naprawdę nie wiadomo, czym miała ona właściwie być. Ani to dobry thriller, ani dramat – im dłużej całość trwa, tym bardziej ulatuje z niej całe napięcie. Finał jest absolutnie nieoczekiwany i wręcz nieuzasadniony, zupełnie jakby wyjęty z kapelusza – rozwiązanie, na jakie zdecydowali się twórcy, jest prawdopodobnie ich największym błędem, który finalnie rzutuje na odbiór całości. Ostatecznie film ratuje tylko gra aktorska; cała reszta wzbudza tylko rozczarowanie – a szkoda, bo mogło się to potoczyć naprawdę ciekawie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat