Gra o tron: sezon 8, odcinek 2 - recenzja
Gra o tron utrzymuje dobry poziom, dając ważne spotkania i potrzebne emocje. 2. odcinek to cisza przed burzą, ale dająca fanom to, czego oczekują.
Gra o tron utrzymuje dobry poziom, dając ważne spotkania i potrzebne emocje. 2. odcinek to cisza przed burzą, ale dająca fanom to, czego oczekują.
Gra o tron przede wszystkim daję jedną kluczową scenę narady wojennej. To właśnie ten moment 2. odcinka znakomicie buduje oczekiwanie wobec kolejnego. Dostajemy klarowny plan bitwy oraz podkreślenie fundamentalnej roli Brana w całym konflikcie. Wyjawione przez niego słowa o tym, że Nocny Król chce jego śmierci, tak jak poprzednich Trójokich Wron nie są szczególnym zaskoczeniem, bo tak naprawdę wszyscy o tym wiedzieliśmy. Związek Brana z głównym czarnym charakterem wielokrotnie był podkreślany, więc ujawnienie znaczenia tej relacji w kulminacyjnej bitwie to potrzebna i dobrze wprowadzona formalność. Istotny jest jednak tutaj fragment o motywacji i celu Nocnego Króla: wymazania świata, którego Bran jest pamięcią. Cały ten wątek nabiera głębszego znaczenia, doskonale wręcz budując napięcie i emocje oczekiwania na coś wyjątkowego. Bitwa według tego planu brzmi prosto i klarownie, ale chyba wszyscy jesteśmy tego niezaprzeczalnie pewni, że nie wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Romans Aryi z Gendrym będzie wzbudzać mieszane odczucia u widzów, ale na pewno można uznać go za bardzo zaskakujący. W końcu obserwowaliśmy dorastanie Maisie Williams, która z dziecka zmieniła się w kobietę. Z jednej strony scena jest potrzebna, bo nadaje ludzkiego wymiaru Aryi, która przez wydarzenia poprzednich sezonów mogła w oczach widzów zatracić swoje człowieczeństwo. To pomaga odbudować tę perspektywę przed konfrontacją. Z drugiej strony oparcie tego wszystkiego na seksie, choć w jakimś stopniu wiarygodne i zrozumiałe, wydaje się zbyteczne i trochę psujące wizerunek Aryi. Podkreślenie określonych motywacji bohaterki, które jej przyświecają w tej scenie można było zrobić lepiej, ciekawiej i z oparciem na emocjach, zamiast szokowaniem widzów sceną rozbieraną z Aryą.
Zobacz także:
To odcinek spotkań po latach, które w przededniu konfliktu są ważne, potrzebne i z uwagi na tzw. fanserwis przyjemne w odbiorze. Twórcy wiedzą doskonale czego oczekują fani i to im dają, bawiąc, wzruszając i szokując. Brienne w rozmowach z Jaime'em to czysta rozrywka, która z jednej strony doskonale odnosi się do przeszłości (dialog przed zamkiem), a z drugiej strony buduje mocne emocje. Wszyscy wiemy, jakie znaczenie miała Brienne w poprzednich sezonach oraz czego dokonała, więc ten moment, w którym Jaime pasuje ją na rycerza jest idealny w swojej prostocie. Motywujący i nadający znaczenia postaci, poruszający emocje oraz satysfakcjonujący, bo wiemy, że ona na to zasługuje. A mając obok tego zabawnie kibicującego jej Tormunda (jego opowieść to jasny punkt odcinka!), trudno tak naprawdę na coś narzekać. A przecież mamy wiele dobrych scen: poruszające przywitania Theona przez Sansę, zabawna kłótnia Joraha z lady Mormont (liczę, że panna w bitwie pokaże klasę!) czy też wesołe rozmowy z nutką smutku przy palenisku Tyriona i spółki. A nawet to niby nic nie znaczące spotkanie Davosa z wojowniczą dziewczynką przypominającą Shireen Baratheon. Wszystkie klocki są na swoim miejscu, dając rozrywkę, jaką po Grze o tron można oczekiwać.
Tak naprawdę wszystkie te sceny mają niezwykłe znaczenie w kontekście kolejnych odcinków. Wiemy bowiem, że dla wielu tych postaci to ich ostatnie dobre chwile przed śmiercią. Raczej nikt nie ma wątpliwości, że bitwa zbierze krwawe żniwo. Dlatego droga obrana przez twórców serialu Gra o tron ma sens i jest przeprowadzona prawidłowo. To buduje emocje, które muszą się pojawić w kontekście zbliżającego się pożegnania postaci. Nawet ten moment z Szarym Robakiem i Missandei - jeśli któreś z nich zginie, ich wspólne sceny powinny pozostawić w widzach nutkę emocji. Każda z tych zwyczajnych, ludzkich chwil, wspomnień (Tyrion przypominający, jak wyobrażał sobie swoją śmierć) czy żartów ma na celu poruszeniu naszych emocji i wzmocnieniu nici sympatii, jaką darzymy te postacie. Nie oszukujmy - dzięki temu, jak te dwa odcinki zostały skonstruowane, śmierć kogokolwiek w kolejnym będzie boleć jeszcze mocniej.
Daenerys nie ma dobrego dnia. Tak można byłoby podsumować odcinek Matki Smoków. Najpierw kwestia Jaime'ego, gdzie królowa wyraźnie jest żądna krwi. Całość zostaje przeprowadzona zaskakująco sprawnie i przekonująco, a to też przynosi chlubę Daenerys. Pokazuje ją nie jako słabą przywódczynię, ale kogoś, kto szanuje zdanie swoich doradców. Co jest istotne w kontekście zjednania sobie królestw pod prawymi rządami. Oczywiście twórcy wykorzystali to do podkreślenia braku sympatii Sansy do Dany, co doprowadza do istotnej sceny konfrontacji obu kobiet. Być może nawet jest ona ważniejsza, niż możemy sobie zdawać. Ten moment, gdy Sansa pyta, co będzie z północą, gdy Dany przejmie Żelazny Tron, bo obiecali przed nikim nie klękać... gest Dany, która zabiera rękę jak poparzona z określonym wyrazem twarzy mówi więcej niż tysiące słów. To będzie twardy orzech do zgryzienia, bo choć Jon jest po stronie Khaleesi, to Sansa klarownie przedstawiła swoje stanowisko.
Dobrze, że twórcy nie przeciągali kwestii Jona i Dany. Ich rozmowa na temat pochodzenia Snowa musiała odbyć się w tym odcinku. Niestety, ale podobnie jak scena poznania prawdy przez Aegona Targaryena w premierze 8. sezonu, tak ta konfrontacja pozostawia z rozczarowaniem. Trudno powiedzieć, czy to kwestia braku dobrego rozpisania w scenariuszu, czy zła wizja Davida Nuttera na poprowadzenie aktorów, ale po raz kolejny w jednym z najważniejszych momentów brakuje emocji. Pomijam już fakt, że twórcy w kluczowej chwili przerywają rozmowę, ale... wydaje się, że można i trzeba było wyciągnąć z tego więcej. A pokazanie w innej scenie, że wilkor Jona ma się dobrze nie odwróci uwagi od tego, że scena wychodzi przeciętnie.
Nie brak scen klimatycznych, które wydają się czerpać z najlepszych wzorców. Ten moment, gdy Podrick zaczyna śpiewać pieśń potrafi wywołać ciarki po plecach. Zabieg znany z niejednej produkcji, ale wprowadzony świadomie i sprawnie, bo buduje emocje w sposób wręcz kapitalny. Pieśń bowiem do radosnych nie należy, a ta smutna nutka kryjąca się w niej działa zaskakująco mocno na budowę atmosfery. Drzemie w tym tajemniczy brak nadziei na horyzoncie. Tak jakby to wszystko miało przygotować nas na niezbyt pozytywny koniec. Oczywiście ostatnia scen z wejściem armii Białych Wędrowców sprawia, że chciałoby się już kolejny odcinek.
Gra o tron daje spokojny początek 8. sezonu, ale potrzebny, ważny i poruszający emocje w najlepszym wydaniu. Nie wszystko gra idealnie, a twórcy świadomie też przygotowali sobie grunt pod wydarzenia, które - jak przypuszczam - nie dadzą widzom nawet chwili oddechu. Balonik wokół bitwy był pompowany od miesięcy... oby spełnił oczekiwania, tak jak pierwsze odcinki tego sezonu.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat