Grimm: sezon 5, odcinek 8 – recenzja
Nowy odcinek Grimma nie nawiązał do bardzo dobrego poziomu, jaki serial prezentował jeszcze tydzień temu. Emocje opadły, a sprawa morderstwa również niczym nie zachwyciła.
Nowy odcinek Grimma nie nawiązał do bardzo dobrego poziomu, jaki serial prezentował jeszcze tydzień temu. Emocje opadły, a sprawa morderstwa również niczym nie zachwyciła.
Po dwóch bardzo dobrych, dynamicznych odcinkach Grimm uspokaja sytuację nową sprawą tygodnia do rozwiązania. Nie można się oprzeć wrażeniu, że miała ona charakter typowo fillerowy. Nawet nie sięgnięto w tej historii po mitologię z baśni braci Grimm, na szczęście twórcy potraktowali sprawę dość swobodnie, budując atmosferę rodem ze Szczęk. Całą akcję ubarwiała Trubel, za którą można było się stęsknić w ostatnim czasie. Sam przebieg śledztwa, podczas którego najgroźniejszy okazał się socjopatyczny i zachłanny Luisant-Pecheur, nie był przesadnie wciągający, chociaż jego finał był nietypowy, bo naznaczony ironią. Mimo wszystko traktowanie spraw morderstw w luźny sposób to nie jest dobra droga dla serialu, ponieważ przez to traci klimat grozy. Wystarczy nam w telewizji Supernatural, które stało się własną autoparodią i całkiem dobrze na tym wychodzi - to nie jest styl odpowiedni dla Grimma.
W końcu też otrzymaliśmy w miarę pełny obraz tego, czym zajmuje się tajna organizacja rządowa, która walczy z Black Claw. Poza tym dowiedzieliśmy się, co stało się z ciałem agentki Chavez i matką Nicka. Nietrudno było się tego domyślić, ale dobrze, że zostało to wyjaśnione. Najbardziej jednak w tej wizycie interesowało kolejne spotkanie Burkhardta z Eve, żeby wybadać, jak mogą się dalej potoczyć losy tej dwójki. Niestety na razie ten wątek wypada bardzo blado i nie wygląda zachęcająco. O ile wybuchowa Juliette z końcówki czwartego sezonu wywoływała dużo emocji, często nawet negatywnych, co też było dobre, o tyle nowe wcielenie Juliette już tak nie budzi ciekawości i jest na razie nijakie. Nawet nie wiadomo, co o niej myśleć, bo jest tak bezbarwna, jak cała ta rozmowa z Nickiem. I pojawia się pytanie – czy warto było przywracać ją do życia, skoro ten wątek powoduje tylko obojętność?
W tle sprawy tygodnia i odkrywania kolejnych tajemnic Hadrian’s Wall pozostali tym razem Monroe i Rosalee, jednak możemy spodziewać się, że w następnych tygodniach będziemy mieć z tą parą więcej do czynienia, po tym jak nasza Fuchsbau dostała niepokojący list od starego znajomego. Jeżeli będzie miało to związek z Black Claw, możemy z nadzieją wyglądać nowych odcinków, bo ta dwójka zawsze pozytywnie wpływa na ich poziom. Poza tym na rozwinięcie wciąż czeka wątek Renarda, który bierze udział w kampanii wyborczej, i tak naprawdę zapowiada się najciekawiej, w razie gdyby świadomie lub nie kapitan zmienił strony podczas wojny. Oby tylko twórcy nie ciągnęli tego za długo, bo nie ma sensu narażać się na zniecierpliwienie widzów.
A Reptile Dysfunction to poprawny odcinek, ale niczym nie zachwycił. Cieszy powrót w teren Trubel, która dodała mu trochę wigoru. Ten epizod można uznać za przejściowy, który ma nas przybliżyć do nowych wyzwań stojących przed Nickiem. Tutaj na pewno drzemie spory potencjał na ciekawsze historie i dobrą akcję, jak w poprzednich odcinkach. Oby twórcy go nie zmarnowali.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat