Gwiezdne Wojny: Andor: sezon 1, odcinek 10 - recenzja
Data premiery w Polsce: 21 września 2022Jeśli myśleliście, że serial Gwiezdne Wojny: Andor wyprztykał się z najlepszych odcinków, to wszyscy byliśmy w błędzie. Oto przed nami kolejny, wyjątkowy i bardzo intensywny odcinek.
Jeśli myśleliście, że serial Gwiezdne Wojny: Andor wyprztykał się z najlepszych odcinków, to wszyscy byliśmy w błędzie. Oto przed nami kolejny, wyjątkowy i bardzo intensywny odcinek.
Początkowo zakładałem, że motyw więzienia będzie służyć jedynie za wydłużenie sezonu. Okazało się, że zbudowano wokół niego mnóstwo ciekawych rzeczy. Między innymi popchnięto tytułowego bohatera w kierunku rebelii oraz zaprezentowano nam ciekawą postać imieniem Kino. Mężczyzna założył, że dobre sprawowanie i brak sprzeciwu sprawią, że opuści celę po upływie kary. Wprowadzenie nowych wytycznych sprawia jednak, że wyzerowanie licznika ze zmianami nie daje gwarancji opuszczenia więzienia, a nawet przekłada się na jeszcze większe zagrożenie życia. Jest to wystarczający powód, żeby wziąć się do roboty i podjąć próbę ucieczki.
Gwiezdne Wojny: Andor w skali mikro pokazuje narodziny rebelii wśród więźniów zmęczonych wyzyskiem. Są oni przetrzymywani w białych przestrzeniach z migoczącymi światełkami przymocowanymi kawałek nad podłogą – jeśli zmienią kolor na czerwony, kontakt z podłożem może grozić usmażeniem. Po kreatywnym wprowadzeniu mamy wreszcie kulminację, która – jakżeby inaczej! – dotyczy ucieczki. W popkulturze mieliśmy już całe mnóstwo ucieczek z miejsc podobnych do tego imperialnego obozu pracy. W serialu Andor inaczej jednak zbudowano emocje. Inna jest też struktura miejsca i rozkład pomieszczeń. Wydawało się, że więzienie jest tak pomyślane, aby nie było szans na ucieczkę. A jednak zbyt pewni siebie strażnicy nie poradzili sobie z pierwszą odważną próbą ucieczki.
Serial właściwie od początku pokazuje nam Imperium dumne ze swojej siły. Lata autorytarnych rządów nad małymi, niezdolnymi do sprzeciwu ludźmi wychodziły im znakomicie. Kiedy wreszcie społeczność zaczyna się burzyć, władcy tracą kontrolę. Wcześniej zwrócono nam uwagę na skradziony silnik ze statku należącego do Imperium. Andor wspomniał, że są tak pewni o swojej wielkości, że nie są świadomi, że ktoś mógłby im zagrozić. To samo dzieje się w więzieniu, do którego wrzucono bez rozumu setki osób z wyrokami, natomiast do ich pilnowania przeznaczono maksymalnie tuzin strażników. Płacą za to okrutną cenę, a my jako widzowie śledzimy niezwykle satysfakcjonującą drogę do wyzwolenia bohaterów, którzy w większości nie zasłużyli na swój los. Było kilka montażowych sztuczek, które miały wzmocnić te efekty – Andor wspinający się na platformę przez pięć minut – ale jest to jak najbardziej do wybaczenia. W trakcie ucieczki okazuje się, że więźniowie są bardzo zgrani. Jest to pochodna działań Imperium, które kazało im siedzieć przy stołach i pracować w odpowiednim rytmie. To procentuje, więc na symbolicznym poziomie mamy kolejny dowód na to, że Imperium bezmyślnie podcina gałąź, na której siedzi.
Narracyjnie zaskakuje szybkość, z jaką Andor i Kino odnajdują centralę, ale nie jest to coś, co specjalnie utrudniałoby zaangażowanie się w ucieczkę. Potem następuje wyjątkowa i piękna przemowa Kino, który przez chwilę ma jeszcze wątpliwości, ale potem robi to, co wychodzi mu niezwykle dobrze – wypowiadane przez niego słowa są symboliczne, znakomicie napisane, dają poczucie rodzącego się buntu. Rozbrajający jest za to moment, gdy uciekający skaczą do wody i płyną ku wolności. Rzecz w tym, że Kino niestety nie potrafi pływać. Andy Serkis zagrał ten moment fenomenalnie, łącząc ekscytację z przerażeniem. Mam nadzieję, że mimo wszystko uda mu się wydostać i jeszcze go zobaczymy, ale jeśli nie, byłoby to w jakiś sposób wyjątkowe, że ten torujący innym wolność ostatecznie sam nie osiąga swojego celu.
Ucieczka z więzienia była intensywna i bardzo emocjonalna. Do tego mieliśmy kolejną, mocną scenę z udziałem Mothmy, która dostała interesującą ofertę – nie mogła na nią przystać, nawet za cenę walki o rebelię. Po drugiej stronie szaleństwa jest Luthen, którego monolog może przejść do historii Gwiezdnych Wojen. Wiele mówi o nim ta sekwencja. Funduje zatem mocną, ale kapitalnie napisaną i dobrze poprowadzoną scenę. Serial znowu zaskakuje doskonałą jakością, a przed nami jeszcze dwa odcinki.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat