Gwiezdne Wojny: Andor: sezon 1, odcinek 4 - recenzja
Data premiery w Polsce: 21 września 2022Takich Gwiezdnych Wojen pragnąłem od momentu, kiedy Lucasfilm zastąpił kreatywność tanimi sposobami mającymi zadowolić widzów. Gwiezdne Wojny: Andor to serial po prostu inny. Może ma powolne tempo, ale za to jest niesamowicie przemyślany.
Takich Gwiezdnych Wojen pragnąłem od momentu, kiedy Lucasfilm zastąpił kreatywność tanimi sposobami mającymi zadowolić widzów. Gwiezdne Wojny: Andor to serial po prostu inny. Może ma powolne tempo, ale za to jest niesamowicie przemyślany.
Poprzednie odcinki Andora zapowiedziały nam serial, który będzie kierowany raczej do starszej widowni. Narracja jest prowadzona powoli, a twórcy skupiają się na budowaniu tego świata przede wszystkim poprzez sugestywne obrazki, świetnie napisane dialogi i detale, które nie są podawane widzowi wprost. W tym tygodniu scenarzyści po raz kolejny pokazują, że podchodzą do oglądających z szacunkiem. Wcześniej Tony Gilroy, teraz jego brat Dan, doskonale wiedzą, jak zaintrygować i przyciągnąć do ekranu poprzez relacje i wymienione wyżej aspekty. Nie potrzebują ciągłej akcji. Tempo wyznaczają tak naprawdę nie pojedynki czy pościgi, ale właśnie to, jak kolejne figury poruszają się na planszy. Warto zauważyć, że niemal każde wypowiedziane przez bohaterów zdanie ma znaczenie.
Najlepszym tego dowodem jest pierwsza scena rozmowy Andora z Luthenem. Postać grana przez Stellana Skarsgårda musi przekonać swojego nowego kompana do tego, by przyjął jego zlecenie. Początkowo Andor nie zamierza tego robić, bo przecież w jego interesie było wyłącznie uratowanie swojej skóry. Luthen potrafi jednak zrobić użytek ze swoich werbalnych zdolności i przekonuje go, by mimo wszystko podjął się tego zadania. I mam wrażenie, że nie jest to zasługa wyłącznie zaoferowanej mu kwoty pieniędzy, bo po twarzy Andora widać, że pobudzona w nim została nienawiść do Imperium i chęć przekucia swojego gniewu na walkę z siłami zła. Naturalnie będziemy oglądać proces przemiany bohatera z samoluba i cwaniaka w kogoś, kto potem poświęci życie, by zdobyć plany Gwiazdy Śmierci. Jeśli więc nie od razu Andor wzbudził Waszą sympatię, pamiętajcie, że do tego służą seriale, by pokazywać dłuższą drogę postaci. Szczególnie jest to istotne przy produkcjach, które przedstawiają wydarzenia z przeszłości. Swoją drogą, Luthen Rel robi zupełnie inne wrażenie od swojego młodszego kompana. Zaskakuje mnie jego szczerość, gdy mówi Vel o opłacaniu Andora, natomiast z drugiej strony gotowy jest też do serwowania kłamstw bez mrugnięcia okiem. Postać jest znakomita – zarówno kiedy ma chrypę i rozczochrane włosy, jak i w sytuacjach, gdy obłożony jest złotymi sygnetami i ma idealnie ułożoną perukę.
W pierwszym rozdziale historii oglądaliśmy świat z perspektywy ludzi z robotniczego miasteczka na Ferixx. Tym razem zaś wiele dowiadujemy się o planecie Aldhani i społecznościach, które zostały przesiedlone przez siły Imperium. W zasadzie cała ich kultura została podporządkowana zasadom dalekim od wartości, które wyznają. Widz powoli zaczyna sprzeciwiać się temu, co Imperium czyni zwykłym ludziom. Nie oznacza to, że porzucone zostały wątki pokazujące tych zmanipulowanych ideologią. W czwartym odcinku przedstawiono konsekwencje czynów podinspektora Syrila Karna, który ukarany został przez Biuro Bezpieczeństwa Imperium. Znamienna jest scena jego powrotu do mamy, która policzkuje go, a następnie przytula. Jest to sygnał, że rodzicielka jest zawiedziona tym, że syn zaprzepaścił karierę, ale wciąż go kocha. Nie jest to rzeczywistość całkowicie pozbawiona uczuć. Zauważcie, że Syril nic nie mówi, a poprzednio jadaczka mu się nie zamykała. To piękny symbol – po przegranej misji coś się w nim zmieniło. Wspomniałem, że bracia Gilroy kapitalnie operują słowami, ale też potrafią, kiedy trzeba, wykorzystać milczenie. Karn chciał dobrze, bo z jego perspektywy słusznie dążył do schwytania kryminalisty, który zabił dwóch mężczyzn będących na służbie. Zapłacił za to ogromną cenę i wszystko, co dzieje się wokół tej postaci, pokazuje kierunek, jakiego brakowało w Gwiezdnych Wojnach od dawien dawna.
Wejście na Coruscant, stolicę Galaktyki, jest niesamowicie odświeżające. Nie chodzi tylko o porzucenie pustyni na rzecz rozwiniętego miasta. Wreszcie mamy poczucie, że ten świat żyje. Zbudowanie perspektywy ludzi z dołu drabinki klasowej to jedno, bo wchodzimy też w imperialne struktury. Tam przecież też toczy się życie, są pewne układy i hierarchia oraz kultura postępowania wobec wszelkich prób zakłócania działań Imperium. Wprowadzona zostaje postać Dedry, przy której można na razie postawić plusik, choć jeszcze nie miała czasu na to, by mocniej się wyróżnić. Sprawia wrażenie podobne do Syrila z pierwszych odcinków – pewna siebie, zasadnicza i napotykająca opór starszych przełożonych. Okazuje się, że starsze osoby na wysokich stołkach za bardzo polegają na tradycyjnych i często przestarzałych metodach, co słusznie budzi sprzeciw u młodszego pokolenia. Rebelia również ma swoich doświadczonych przedstawicieli – jak Luthen Rael, Mon Mothma i zapowiadany też w zwiastunach Saw Gerrera. W przypadku Imperium widzimy jednak, że osoby w średnim wieku i młodsze dostrzegają problemy w funkcjonowaniu systemu, co może w sposób naturalny pchnie ich w stronę buntu? Kto wie, Karn i Dedra może kiedyś połączą siły i staną po stronie Rebelii. Same te dywagacje świadczą o tym, jak ciekawy i zniuansowany jest scenariusz Andora.
Andor jest serialem rozpisanym na dwa sezony i widać to po czwartym odcinku, który jeszcze wprowadza nowe postacie. Potrzeba czasu, żebyśmy mogli ze wszystkimi mocniej rezonować. Wydaje mi się jednak, że za dwa tygodnie dostaniemy kolejną, świetnie napisaną puentę, jak to było w trzecim odcinku, którego finał był stopniowo budowany przez dwa pierwsze epizody. Teraz też mógłbym napisać o powolnej narracji, ale jest ona uzasadniona. Produkcja ta po prostu wypełniona jest atrakcjami innego typu. Prócz świetnych dialogów mamy jeszcze gęstą atmosferę i napięcie, które wprowadziła między innymi postać Mon Mothmy. Senator, która jest coraz gorzej traktowana przez otoczenie, sprawia wrażenie pięknego ptaka zamkniętego w klatce. Wozi ją nowy szofer, do tego bank zatrudnił pracowników, którzy z pewnością oddani są Imperium i ciągle patrzą jej na ręce. Wrzuceni zostaliśmy więc w bardzo nieprzychylny świat. Czas na bunt i walkę ze złem, którą przez kolejne tygodnie będziemy obserwować przy – miejmy nadzieję – równie satysfakcjonujących odcinkach.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat