Hideo Kojima: Connecting Worlds - recenzja filmu
Hideo Kojima: Connecting Worlds rzeczywiście łączy dwa światy – gier oraz kina. W dokumencie pojawia się sporo znanych twarzy, ale brakuje w nim jakichś ciekawych i zaskakujących informacji dla fanów słynnego twórcy.
Hideo Kojima: Connecting Worlds rzeczywiście łączy dwa światy – gier oraz kina. W dokumencie pojawia się sporo znanych twarzy, ale brakuje w nim jakichś ciekawych i zaskakujących informacji dla fanów słynnego twórcy.
Hideo Kojima to słynny japoński twórca gier i prawdopodobnie jedna z najbardziej rozpoznawalnych osób w tej branży. Dla jednych – geniusz, dla innych – grafoman z przerośniętym ego. Nie ma jednak wątpliwości, że przez około 40 lat swojego zawodowego życia wywarł on wielki wpływ na gry wideo. W latach 80. spopularyzował gatunek skradanek za sprawą Metal Gear, a później, wraz z premierą Metal Gear Solid, pokazał, że w grach jest miejsce dla historii przedstawianych w iście filmowy sposób.
Hideo Kojima: Connecting Worlds to film dokumentalny, który można obejrzeć na platformie Disney Plus. Rozczarują się jednak ci, którzy liczyli na szczegółową biografię Kojimy, wgląd w jego umysł czy też produkcję w detalach obrazującą proces twórczy. Nie ma tu również żadnych "brudów" na temat głośnego odejścia Japończyka z Konami. Zamiast biografii dostajemy raczej coś, co bardziej przypomina hagiografię. Kojima – w opisach wypowiadających się tu osób z przemysłu gier wideo i z samego Hollywood – jawi się niemalże jako współczesny święty. Jego współpracownicy mówią o nim z wielkim podziwem. Nazywają go geniuszem, z dumą wspominają jego dokonania czy podkreślają obsesyjną wręcz pracowitość i chęć czuwania nad każdym aspektem tworzonego przez niego dzieła.
Co jakiś czas pojawiają się tutaj fundamenty pod interesujące tematy, o których chciałoby się usłyszeć coś więcej. Wspomina się na przykład o coraz większych budżetach na gry, które wymuszają na twórcach i wydawcach ograniczanie ryzyka. A to z kolei pociąga za sobą zabijanie kreatywności. Interesujący jest też powód, dla którego Kojima zdecydował się na umieszczanie w swoich produkcjach antywojennego przesłania. Wszystko to jest jednak potraktowane całkowicie po macoszemu, omówione w 2-3 zdaniach. Szkoda. Moim zdaniem zostawia to spory niedosyt.
Odniosłem również wrażenie, że Connecting Worlds zadebiutowało... za późno. Premiera filmu miała miejsce w 2023 roku, a więc około 4 lata po premierze Death Stranding. Przez to trudno mówić o świeżych smaczkach czy zakulisowych informacjach na temat prac nad tym projektem. O tym, że Kojima jest wielkim fanem kina, a Léa Seydoux czy Norman Reedus początkowo nie rozumieli, w czym biorą udział, słyszeliśmy wielokrotnie. Te rzeczy przewijały się w przestrzeni publicznej i zdążyły zrobić kilka okrążeń po sieci. Na dodatek na samym YouTubie da się znaleźć sporo wywiadów czy materiałów przedstawiających "od kuchni", jak powstawało pierwsze DS.
To jednak nie tak, że Connecting Worlds nie jest warte uwagi. Przede wszystkim ten film po prostu dobrze wygląda pod względem wizualnym. "Gadające głowy" przeplatane są miłymi dla oka ujęciami miast czy wnętrzami studia Kojima Productions. Dla wielu atrakcją będzie również samo nagromadzenie gwiazd z obu światów (gier i kina). Na ekranie – poza samym Kojimą i wspomnianymi przed momentem Seydoux i Reedusem – pojawiają się także Greg Miller, Grimes, Geoff Keighley czy Shinji Mikami. Wszystko to sprawia, że około 60 minut spędzonych na oglądaniu dokumentu mija bardzo szybko i przyjemnie – nawet mimo braku jakichkolwiek odkrywczych informacji.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat