Historia Horna
Revolution od kilku odcinków nie zmienia się, równomiernie mieszając absurdy z wątkami nawet interesującymi.
Revolution od kilku odcinków nie zmienia się, równomiernie mieszając absurdy z wątkami nawet interesującymi.
Tom Neville ponownie wyrasta na jedyną postać, której perypetie ogląda się z przyjemnością. Jest wyrazisty, dwulicowy i doskonale wie, co robi. Jego kolejny krok w planie jest prosty, ale skuteczny. Nie do końca jednak wiem, co on osiągnie z tego, że doprowadził oficjela do kryjówki tylko po to, by zabił swoją żonę. Jego jedyną kartą przetargową była ta osoba, więc sam motyw nie do końca mnie przekonuje.
Horn grany przez Ivanka to kolejna postać, która zasługuje na uwagę. Szalony profesor jest łotrem, który ma charyzmę, a dzięki wydarzeniom odcinka - także jakąś historię. Przedstawione fakty pozwalają nam zrozumieć, dlaczego jest on psychopatą i jaki jest jego cel. Jest bezkompromisowy i nie bawi się w żadne podchody, jak to zwykli robić inni bohaterowie Revolution. Dowodem na to jest sama końcówka odcinka, w której przeprowadza eksperyment z emocjami Aarona.
[video-browser playlist="633824" suggest=""]
Przez niektóre wydarzenia z tego epizodu zaczynam się zastanawiać, czy oglądam serial science fiction, czy jakąś wariację Ligi Sprawiedliwych. W pewnych momentach Charlie przypomina mi Batmana, bo mówi ochrypłym głosem jak Christian Bale, więc coraz dalej jej do Rambo, z którym też ją porównywano. Aaron to naturalnie Superman. Kim są pozostali? Trudno powiedzieć, bo na razie ich brak charakteru przeszkadza w dokładnej ocenie osobowości. Razi mnie zachowanie tych postaci, a zwłaszcza relacje Rachel z Charlie, które prezentują głębię kałuży i niczego nie wnoszą do fabuły. Do tego postacie żyją w post-apokaliptycznym świecie, co naturalnie musi mieć wpływ na ich człowieczeństwo, więc zachowanie Rachel jest tym bardziej dziwne. W jednej chwili wygląda na kompletnie przekonaną, że ubije ojca, by jednak w ostatnim momencie zrezygnować przez obecność Aarona. Nie wiem, co scenarzyści sobie myślą, opisując to, co kłębi się w głowach bohaterów. Revolution skorzystałoby z głębszego spojrzenia na człowieczeństwo w stylu The Walking Dead.
Na tym tle jedynie Monroe jest prawdziwy, ludzki i wystarczająco charyzmatyczny. Dobry w walce, potrafi pokazać jakieś normalne zachowanie i emocje. Jego decyzja o pozostawieniu Aarona jest oczywista, a postępowanie Pittmana - niedorzeczne. Wiem, że ten bohater jest mdłym mięczakiem niepotrafiącym samodzielnie podjąć żadnej decyzji, ale uczepienie się pleców Monroe i pokładanie w nim nadziei na to, że rozwiąże wszelkie problemy, jest przesadą.
Problem z Revolution w drugim sezonie jest taki, że serial nie raczy nas wystarczająco dużymi absurdami, aby stworzyć nutkę autoparodii. Produkcja wpadła w bagno wielkiej przeciętności, przez co sam już nie wiem, jak ją traktować. Pomimo kilku bzdur odcinek ogląda się nawet nieźle - z odpowiednim podejściem i nabijaniem się z irracjonalnych zachowań postaci zapewnia nawet przyzwoitą rozrywkę.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat