Invincible - sezon 1, odcinek 8 (finał sezonu) - recenzja
Finał sezonu wbił w fotel. Był emocjonalny, ponieważ rozdzierająca prawda wyszła na jaw. Do tego odcinek był niesamowicie brutalny i krwawy, a przyczyniła się do tego kapitalna animacja. Oceniam.
Finał sezonu wbił w fotel. Był emocjonalny, ponieważ rozdzierająca prawda wyszła na jaw. Do tego odcinek był niesamowicie brutalny i krwawy, a przyczyniła się do tego kapitalna animacja. Oceniam.
Ostatni odcinek pierwszego sezonu Invincible rozpoczął się od wyjawienia prawdy o Viltrum. Różniła się od tej wersji, którą wcześniej poznaliśmy, bo okazało się, że jej mieszkańcy nie tylko są silni, ale też mają zapędy imperialistyczne. Historia tego społeczeństwa jest wypełniona krwią i bezwzględnością. Dowiedzieliśmy się też, że Nolan trafił na Ziemię z misją jej osłabienia. Ten twist fabularny był spodziewany, ale warto go docenić za to, że ma to wszystko sens. Dobrze tłumaczy sposób zachowania Omni-Mana oraz jego motywacje i powody zabicia oryginalnych Strażników Globu. Potwierdza, że jest złoczyńcą tego sezonu, ale wcale nie jest do końca zły, o czym przekonaliśmy się w kolejnych intensywnych minutach. Ten wstęp dał widzom chwilę na zaczerpnięcie oddechu i przygotowanie się na rzeź, do której doprowadził Omni-Man.
Nierówna walka między Markiem a jego ojcem nie tylko wciskała w fotel. Ona wręcz wysysała powietrze z płuc. Starcie przenosiło się z powietrza (okropne sceny z zabijaniem pilotów) do wody, z pól do miasta. Masakra w mieście, którą zobaczyliśmy na ekranie, była przerażająca i wstrząsająca. Invincible nie był w stanie uratować matki z córką z walącego się budynku. Potem Omni-Man wpakował chłopaka wprost na pędzący pociąg pełen ludzi. Obie sceny były makabryczne i fenomenalnie zanimowane, aby jak najbardziej szokowały. Wszystko to było zgodne z komiksem poza tym, że tam nie oglądaliśmy bezpośrednio ofiar tego starcia. A tu nie zabrakło tego ludzkiego elementu. To się właściwie nie zdarza, aby widzowie mogli zobaczyć dramatyczne efekty starć superbohaterów. Tak mogliby wyglądać Avengers w bitwie w Nowym Jorku, gdyby mieli najwyższą kategorię wiekową. Na usprawiedliwienie MCU można dodać, że w późniejszych odsłonach filmów i seriali nie zapomniano o tej kwestii, która wpływała na fabułę.
Poza tą brutalnością walki Invincible’a z Omni-Manem nie zabrakło też bardzo emocjonalnych momentów. Mark poczuł się zdradzony przez ojca, który mówił bardzo nieprzyjemne rzeczy o ludziach i jego matce. Świetnie te uczucia złości i desperacji podkreślał Steven Yeun, który podkłada głos głównemu bohaterowi. Zresztą J.K. Simmons też był fantastyczny z tym swoim niskim, niewzruszonym głosem, ponieważ jego Omni-Man stawał się jeszcze bardziej upiorny. Bezskutecznie też Nolan próbował przekonać syna do swoich wartości za pomocą pięści. Znowu Mark otrzymywał potężne ciosy, że aż bolało od samego patrzenia. Ostatecznie Omni-Man powstrzymał się od wykończenia Invincible’a, gdy chłopak powiedział, że będzie mieć tatę, nawet jeśli wszystkich przeżyje na Ziemi. To był doskonały, kulminacyjny moment i piękne słowa. Dzięki temu opuszczenie planety przez Nolana było wiarygodne i przekonujące, ale również wzruszające na swój sposób. Zawdzięcza to także retrospekcjom, które pokazywały, że ojciec Marka ma serce i zależy mu na swoim synu mimo swojej misji. Koniec tej walki był znakomity.
Ale po tych wszystkich ogromnych emocjach odcinkowi pozostało jeszcze 20 minut do zagospodarowania. Zdecydowanie potrzebna była chwila oddechu i pozbierana myśli. Pomogła w tym piosenka, a później spokojniejsze sceny ze Strażnikami Globu oraz Marka z Cecilem i prawdziwą kwaterą główną, a także z jego przyjaciółmi. Cisza wzmagała te smutne obrazki, nie zabrakło również widoku zrozpaczonej Debbie. Na koniec wrócił sympatyczny Allen the Alien z newsami, że Omni-Man jest niebezpieczny, co trochę poprawiało humor. Mark mówiący, że w jego planach nie jest na razie superbohaterstwo, tylko ukończenie liceum, było dobrym zakończeniem odcinka. I odkładnie tak jak to było w komiksie.
Finałowy epizod Invincible był emocjonujący i niezwykle krwawy. Walka była widowiskowa, a animacja robiła wrażenie. Odcinek zapierał dech w piersiach, a do tego twórcy wyjaśnili wszystkie wątki jak należy. W drugiej jego części emocje już opadły. Trwało to nieco za długo, ale z drugiej strony dobrze to uwydatniło ponury krajobraz po bitwie. Zakończenie sezonu jest gorzkie, ale dzięki przypomnieniu, że Invincible ma niedokończone sprawy z Maulerami, Titanem, Battle Beastem czy sytuacją na Marsie, widzowie mogą zacierać ręce na przyszłość. Dwa kolejne sezony zapowiadają się ekscytująco!
Pierwszy sezon Niezwyciężonego bardzo pozytywnie zaskoczył. Można było mieć obawy, czy twórcom uda się dobrze przenieść historię z komiksu na ekran, ale poradzili sobie wyśmienicie. Zmiany względem kolejności wydarzeń, które zostały wprowadzone do serialu, okazały się trafne, patrząc z perspektywy finału. Podobnie jak zmiana wizerunku niektórych postaci. Sezon miał kilka słabszych momentów, ale zawsze utrzymywał wysoką jakość - czy to pod względem animacji, czy opowiadanej historii. Nigdy nie nudził. Podkręcenie poziomu makabryczności również zadziałało znakomicie, ponieważ podnosiło to emocje. Invincible okazał się krwawą rozrywką dla dorosłych, której należą się słowa pochwały. A oczekiwanie na kolejne sezony na pewno będą się niemiłosiernie dłużyć…
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat