Kraina Lovecrafta: sezon 1, odcinek 4 - recenzja
Kraina Lovecrafta robi niespodziewany zwrot o 180 stopni i rzuca się w objęcia kina przygodowego. Niestety, ta gatunkowa volta nie przynosi upragnionego skutku.
Kraina Lovecrafta robi niespodziewany zwrot o 180 stopni i rzuca się w objęcia kina przygodowego. Niestety, ta gatunkowa volta nie przynosi upragnionego skutku.
Łatwość, z jaką Kraina Lovecrafta manewruje pomiędzy konwencjami filmowymi, zaskakuje. Jeszcze tydzień temu serial flirtował z horrorem i dramatem. Teraz jawnie korzysta ze schedy po Indianie Jonesie, nawet nie próbując ukryć swoich inspiracji. W pewnym momencie bohaterowie mówią o prawach rządzących kinem przygodowym w kontekście tego, co może spotkać ich podczas podróży przez mroczny tunel. Całość zostaje ubarwiona odpowiednią muzyką i zawadiackim humorem. Niestety, powyższe nie jest wystarczające, żeby uczynić z opowieści ekscytujący obraz przygodowy. W sekwencjach dziejących się w podziemiach zabrakło napięcia, które powinno grać pierwsze skrzypce w tego typu segmentach. Twórcy powrzucali, gdzie tylko się da motywy charakterystyczne dla gatunku (chybocząca kładka, wyścig z czasem, magiczne wrota), ale nie udało im się zbudować czegoś, co zapada w pamięć. Ot, kolejny serial kopiujący rozwiązania obecne w kinematografii od dawien dawna.
W najnowszej odsłonie Kraina Lovecrafta porzuca konwencję „sprawy odcinka” i kontynuuje opowieść rozpoczętą w premierowych epizodach. Na pierwszym planie ponownie pojawia się Christina Braithwhite i jej dziwaczny partner William (czy tylko mi Jordan Patrick Smith w tej stylizacji przypomina Alexandra Skarsgårda?). Wątek przewodni opowieści nabiera tempa, na czym zyskuje mitologia i podłoże fabularne. Dobrze, że tak się dzieje, bo dzięki temu kontekst historyczny miarowo się rozrasta. Świat Krainy... nie sprowadza się jedynie do opowieści o losach pewnej rodziny. Wciąż dowiadujemy się czegoś nowego o przeszłości i wydarzeniach z dawnych czasów, które miały wpływ na to, co dzieje się teraz. W tym segmencie fabuła serialu koresponduje z twórczością H.P. Lovecrafta, który zawsze dbał o podbudowę historyczną. Niestety bieżące wydarzenia nie wykorzystują wypracowanego potencjału. Twórcy zbyt często opierają narrację na scenach przygodowych, przez co cierpi zarówno atmosfera, jak i scenariusz.
Najważniejszym punktem odcinka jest oczywiście podróż Atticusa, Letitii i Montrose’a do ukrytego pod ziemią skarbca. Kulminację wyprawy stanowi spotkanie z tajemniczą istotą – pół kobietą, pół mężczyzną. Wątek kończy się twistem fabularnym, który jednak nie szokuje tak, jak powinien. Serial w poprzednich odcinkach wielokrotnie sugerował, że Montrose kryje pewną tajemnicę. Morderstwo z finału stanowiło wypadkową tego, co działo się z bohaterem wcześniej. Gdyby twórcy kazali zabić Yahimę komuś innemu lub zmyślnie ukryliby rozterki Montrose’a, moglibyśmy mówić o szoku i wielkim zaskoczeniu.
Równolegle do historii Atticusa i jego grupy, serial rozwija wątki pozostałych bohaterów. Część historii dostaje interesujące rozszerzenie, inne są mniej ciekawe. Na pewno kuleje postać Christiny Braithwhite. Twórcy wyraźnie nie mieli pomysłu, w którą stronę pójść w kreowaniu tej dziwacznej persony. Motyw z zabawą w chowanego z dziećmi budzi bardziej uśmiech politowania niż niepokój. Jej maniera irytuje, a pretensjonalna poza wzbudza niechęć. Miejmy nadzieję, że w kolejnych odcinkach Christina zostanie potraktowana łaskawiej przez scenarzystów, którzy zamiast zmanierowanej czarodziejki z piekła rodem, pokażą nam kogoś z krwi i kości. Niewiele ciekawiej prezentuje się William. Jego romantyczna relacja z siostrą Letitii będzie miała pewnie konsekwencje związane z magicznymi rytuałami. Być może Braithwhite’owie nastawią jedną siostrę przeciwko drugiej. Intryga nieco grubymi nićmi szyta, ale dajmy jej czas, bo akurat postać Williama kryje w sobie tajemnicę. Być może tutaj uda się to przekuć na sukces serialu.
Cały czas mam również wątpliwości co do połączenia wątków społecznych z konwencją obranego w danym momencie gatunku. Czasem twórcom koneksje wychodzą poprawnie (policja współpracująca z czarnoksiężnikami), częściej jednak dzieje się to na siłę. W poprzedniej odsłonie wypadło to bardzo naturalnie. Teraz problemy akcentowane są w pojedynczych rozmowach, które jednak nie dodają nic nowego do tematu. Rasizm wciąż stanowi wielki problem w USA, w przeszłości czarnoskórzy Amerykanie byli obywatelami drugiej kategorii, a władza, widząc to, umywała ręce. Przesłanie antyrasistowskiej Krainy Lovecrafta nie wychodzi mocno poza to, co prezentują nam hollywoodzkie obrazy o podobnej tematyce. To nie ten poziom wiwisekcji, jak na przykład w Watchmen.
Kraina Lovecrafta to serial niezwykle nierówny. Ciekawe rozwiązania fabularne i interesująca oprawa audiowizualna mieszają się z nieudanymi koncepcjami i mało finezyjnymi zagraniami. Niepokojące jest to, że jak na razie najmniej ciekawie wypada wątek główny serialu. To, co ma nas zaintrygować i skłonić do niecierpliwego czekania na kolejną odsłonę, nie do końca spełnia swoją funkcję. Opowieść zdecydowanie mogłaby być ciekawsza. Dajmy jej jednak szansę – przecież wciąż wiele przed nami.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat