Księgowy – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 28 października 2016Ben Affleck w świetnej roli i dużo prawdy o autyzmnie opakowanej w sprawną sensacyjną opowieść. Kto by się spodziewał takiej zawartości ukrytej pod tytułem Księgowy?
Ben Affleck w świetnej roli i dużo prawdy o autyzmnie opakowanej w sprawną sensacyjną opowieść. Kto by się spodziewał takiej zawartości ukrytej pod tytułem Księgowy?
Ten film to dla mnie wielkie pozytywne zaskoczenie. Naprawdę nie spodziewałem się po ten sensacyjnej opowiastce o księgowym, który na swój własny sposób wymierza światu sprawiedliwość niczego szczególnego, a tu proszę bardzo. To znaczy - powiedzmy to od razu, to nie jest kino oskarowe, czy takie, które za dziesięć lat będziemy wspominać jako coś istotnego, ale w kategoriach bieżącej hollywoodzkiej (nad)produkcji The Accountant prezentuje się naprawdę zacnie.
Zacznijmy od Bena. Affleck w tytułowej roli przez lata przyzwyczaił nas do poczucia lekkiego dysonansu. To znaczy wiele razy można było zastanawiać się, czemu tak ważne role powierzają w różnych filmach aktorowi raczej z gatunku tych drewnianych. A tak właśnie było. W tzw. międzyczasie Ben wyrósł na naprawdę dobrego reżysera i producenta - scenariusze potrafił pisać już wcześniej (zauważcie, że gość ma na półce w domu dwa Oskary i żaden za aktorstwo). No i w którymś momencie chyba wreszcie zrozumiał, że nie ma co się tak pchać do każdej roli. Że lepiej je sobie dobierać pod swoje - raczej ograniczone - możliwości. Świetnie się to sprawdziło w filmie Gone Girl, również dobrze poszło, gdy zagrał Batmana w Batman v Superman: Dawn of Justice (bo to był Batmana na miarę jego możliwości) i tak samo jest teraz. Tytułowy księgowy to po prostu wysoko funkcjonujący autysta i - jakkolwiek brzmi to brutalnie - Afleck tu pasuje. Autyści mają problemy z okazywaniem emocji, ba, z przeżywaniem emocji i drewnianość Afflecka w ogóle tu nie przeszkadza.
I to drugi dobry aspekt tego filmu. Sposób w jaki pokazano w nim tę chorobę. Bez upiększeń, bez hollywoodzkiego blichtru, bez fałszywych happy endów (jak w Rain Man). Autyzm jest właśnie taki (a sporo o nim wiem) i to wszystko, co pokazano - aż do ostatniej sceny - jest naprawdę wiarygodne i uczciwie zaprezentowane. Czy autysta może być księgowym - jak najbardziej. Czy może być brutalny i bezwzględny - oczywiście. Blisko dwadzieścia lat temu w filmie Mercury Rising Bruce Willis ratował autystyczne dziecko przed złymi ludźmi. Teraz dochodzimy do czasów i filmów, w których autysta jest w stanie bronić się sam. Bo naprawdę mógłby. Chcemy czy nie chcemy, ta choroba zatacza coraz szersze kręgi i autystów rodzi się coraz więcej. Dobrze, że w tak lekkiej i atrakcyjnej formie można się o nich dowiedzieć czegoś sensownego.
Zachwyciła mnie też konstrukcja tego filmu. Bo rzadko dziś zdarza się nam nie narzekać na filmowy scenariusz. A w tej ciut ponad dwugodzinnej fabule wszystko się zgadza. Każdy wątek ma swój początek, środek i koniec, każdy guzik dostaje w końcu swoją pętelkę i wszystko się pięknie zapina. Takie filmy paradoksalnie powstają w Hollywood raz na kilka lat. Tak dobrze skonstruowany scenariusz widziałem chociażby w Speed, czy The Hangover. To naprawdę rzadkość.
Dobrze też dobrano resztę obsady. Anna Kendrick rośnie na coraz większą hollywoodzką gwiazdę, J.K. Simmons jak zwykle sprawdza się w roli nestora, a Jon Bernthal udowadnia, że w ciut lżejszych i zabawniejszych rolach (co nie znaczy, że mniej brutalnych) radzi sobie równie dobrze.
Podsumowując - to kawałek fajnej, niegłupiej rozrywki. Nic co należy obejrzeć obowiązkowo, ale aktualnie w kinach niewiele można znaleźć lepszych filmów. Więc polecam.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Kamil ŚmiałkowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat