Legion: sezon 3, odcinek 6 - recenzja
W najnowszym odcinku Legionu powracają starzy znajomi, których w trzecim sezonie jeszcze nie widzieliśmy. Twórcy serwują nam również osobliwą przypowieść w konwencji baśni. Czy jednak jej przesłanie nie jest zbyt oczywiste?
W najnowszym odcinku Legionu powracają starzy znajomi, których w trzecim sezonie jeszcze nie widzieliśmy. Twórcy serwują nam również osobliwą przypowieść w konwencji baśni. Czy jednak jej przesłanie nie jest zbyt oczywiste?
Melanie i Oliver żyją w nierealnym bajkowym świecie. To rzeczywistość, gdzie trafiają rzeczy, na których ludziom nie zależy albo zwyczajnie o nich zapominają. Pewnego razu w tej magicznej krainie pojawia się niemowlę. Dziecko zostaje nazwane Sydney i dorasta z dala od realnego świata, który jej przybrani rodzice dawno opuścili. Dziewczynka to oczywiście nasza Syd, która w poprzednim epizodzie poległa w walce z Davidem. Finalnie bohaterka uwalnia się z bańki stworzonej przez Olivera i Melanie. Powraca do prawdziwej rzeczywistości i ponownie staje do walki z Hallerem.
Najnowszy epizod to prosta parabola na temat dobra i zła. Historia, jak to w Legionie, przepełniona jest symbolami i zawoalowanymi motywami, jednak nie trudno jest odczytać przesłanie. Nie da się uchronić przed światem zewnętrznym, który w swojej naturze jest zły i zepsuty. Szkodliwe też jest tworzenie nierealnych azylów, ponieważ niewiele mają one wspólnego z prawdziwym życiem. Jedynym wyjściem jest stanięcie do walki i skonfrontowanie się z niebezpieczeństwami, trzymając wysoko podniesioną głowę. Serial daje również lekcję na temat ludzi, których nie można uratować. Część osób chce po prostu pozostać tam, gdzie są, mimo że droga prowadzi prosto w otchłań i nawet największe empatyczne zdolności tu nie pomogą. Nie ma w tym oczywiście nic odkrywczego. Legion ponownie jednak przedstawia całość w nieszablonowej konwencji. Dzięki temu klasyczna opowieść z morałem ma mniej tradycyjny wydźwięk.
Tym razem twórcy nie stawiają na surrealizm. Bawią się kulturowymi motywami, takimi jak wielki zły wilk, bajka o trzech świnkach czy chociażby Oliver Twist. Niestety, magiczny klimat i eteryczna otoczka nie są w stanie zmienić tego, że tym razem Legion wpada w koleiny nudy. Nie chodzi o to, że bieżący odcinek jest mniej dziwaczny niż większość epizodów do tej pory. Fabuła po prostu nie zaskakuje, choć ma swoje momenty. Clue programu to oczywiście rapowa bitwa pomiędzy Oliverem i Wilkiem. Co prawda nie dorównuje ona tanecznym starciom z poprzednich epizodów, ale dobrze zobaczyć Jemaine’ego Clementa w trakcie osobliwej melorecytacji.
Nieźle wypada również występujący gościnnie w roli Wilka Jason Mantzoukas. Sposób, w jaki próbuje przeciągnąć poszczególnych bohaterów na ciemną stronę, ma w sobie duży potencjał komediowy, choć można odnieść wrażenie, że nie zawsze jest on w pełni wykorzystany. Z drugiej strony, jest coś sugestywnego w obrazie jego zdegenerowanej rodziny. Mamy tutaj jasne nawiązania do atrybutów współczesnego świata. Holokaust, alkohol, gry wideo i chlamydia – te rzeczy według twórców świadczą o zepsuciu naszej rzeczywistości. Ważna tutaj jest również postać Cynthii, która wydaje się mieć problemy z narkotykami. Wilk mówi o utracie niewinności, a my widzimy zagubioną dziewczynę, rzucaną przez los w coraz mroczniejsze miejsca. Chwilowy przystanek w idylli Birdów to tylko epizod w jej życiu. Finalnie dziewczyna decyduje się zostać przy Wilku, mimo że Sydney, Oliver i Melanie oferują jej pomoc. Powyższe rozwiązanie fabularne może sugerować poważne uzależnienie, które nie pozwala danej osobie zdecydować, co jest dla niej najlepsze.
Najbardziej dyskusyjne w danym odcinku jest jednak to, że praktycznie w całości jest on oderwany od głównej linii fabularnej. Dopiero w finale, kiedy Syd powraca do naszej rzeczywistości, zaczynają dziać się istotne wydarzenia. W końcówce serialu, gdy akcja wchodzi w decydującą fazę, takie rozwiązanie jest dość ryzykowne. Twórcy z pewnością mają rozpisaną fabułę, tak by nic nie uciekło, ale fani nie pogardziliby rozwinięciem historii Davida, w zamian za dygresję bez fabularnego znaczenia. Podróże w czasie mają olbrzymi potencjał i można w nieskończoność bawić się taką formą.
Być może chodziło o wyraziste pożegnanie z Oliverem i Melanie. Te ważne postacie zasługiwały na satysfakcjonującą konkluzję wątków. Miejmy nadzieję, że nie stało się to kosztem głównej opowieści. Gdyby za dwa tygodnie miało okazać się, że zakończenie serialu nie jest w pełni zadowalające, może pojawić się żal do twórców, że zamiast odpowiedniego rozwinięcia, zafundowali nam fabularne wtrącenie z dość oczywistym przesłaniem.
Źródło: zdjęcie główne: FX
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat