Limitless: sezon 1, odcinek 14 i 15 – recenzja
Limitless nie zawodzi. Nadal dostajemy rozrywkową zabawę konwencją, która jednocześnie świetnie rozwija przewodni wątek sezonu.
Limitless nie zawodzi. Nadal dostajemy rozrywkową zabawę konwencją, która jednocześnie świetnie rozwija przewodni wątek sezonu.
Twórcom Limitless nie brakuje pomysłów i wciąż zaskakują fajnymi rozwiązaniami oraz zabawą konwencją. W dwóch najnowszych odcinkach ta zaleta jest bardzo dostrzegalna i cieszy, bo to właśnie stanowi o unikalnym stylu tej produkcji. Dużo w tym ciekawych rozwiązań, które często są humorystyczne i wywołują uśmiech na twarzy. W 14. odcinku cały motyw z nowym ochroniarzem Briana pokazuje to idealnie - począwszy od zabawnego castingu, a skończywszy na poszczególnych etapach śledztwa czy przemyśleń Briana na jakiś temat. Zresztą w 15. odcinku twórcy także dobrze z tego korzystają, opierając fabułę na zabawie znanym schematem. Jest to coś innego, ale bezapelacyjnie zapewniającego frajdę. W tym wszystkim tak naprawdę tylko jedna rzecz nie działa dobrze, bo jest zbyt dziwaczna i stereotypowa: motyw z Bollywood.
Sprawy obu odcinków zostały na pewno przemyślane, odpowiednio dopracowane i nie są jakoś szczególnie przewidywalne. Historię z 14. odcinka nawet nieźle wchodzi na rejony science fiction, poruszając kwestię magazynowania ludzkiej wiedzy. Interesujące jest to, jak Brian dochodzi do sedna sprawy - każdy poszczególny etap, zabawna wstawka i zaskakujący motyw stanowią o sile odcinka. Undercover! wychodzi trochę ponad schematy, bo z jednej strony możemy popatrzeć na akcję pod przykrywką i solidnie nakreślone dylematy, ale z drugiej ważniejsza jest relacja Fincha z kobietą. Twórcy wyraźnie sugerują, że wątek może jeszcze powrócić. Ta para nieźle się sprawdziła razem na ekranie, więc jest tutaj potencjał na coś interesującego.
Wątek przewodni serialu nabiera rumieńców, więc brawa dla twórców za to, że potrafią zachować równowagę i zawsze ruszają tę historię do przodu. Dobrze rozwiązano kwestię płaszcza i nie przeszkadza tutaj fakt, że tak naprawdę rozwój wypadków jest oczekiwany. Świetnie też wygląda kontakt Rebeki z Sandsem, którego finał jest tak jakby obietnicą wielkich emocji w przyszłości. W tym wszystkich razi mnie trochę agentka, która podchodzi do tematu zbyt fanatycznie, bez choćby odrobiny zawahania czy niepewności, która powinna się pojawić, gdy sprawa wchodzi na niebezpieczne rejony. Brakuje tutaj bardziej klarownie rozrysowanych motywacji Rebeki, które są kompletnie niejasne. Ona zagłębia się w tę sprawę, bo tak - bez większego powodu.
Ten serial ma już swoją unikalną tożsamość. Fabuła rozwija się szybko, dynamiczne, a poszczególne wątki dają sporo frajdy. Najważniejszy jednak jest humor, dystans i luz, dzięki którym Limitless ogląda się tak znakomicie. Niektóre sceny to prawdziwe perełki, w których po prostu nie można przestać się śmiać. Weźmy za przykład Mike'a i Ike'a oraz ich próby sprzedania swojej teorii w stylu Fincha z makietami. Takich motywów jest sporo i zawsze pozytywnie zaskakują, bo pomimo 15 odcinków twórcy nie powtarzają się i zawsze serwują coś nowego.
Nie mogę narzekać na Limitless - jest dużo humoru, historia ciekawi, a wątek sezonu intryguje. Potrzeba tu jednak większej dramaturgi, by pojawiły się mocne, wyraziste emocje udowadniające, że to nie tylko przyjemna lekka rozrywka, ale coś więcej, co ma potencjał stać się serialem wyjątkowym we współczesnej telewizji.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat