Loveling – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 24 sierpnia 2018Loveling to dramat w reżyserii Gustavo Pizziego. Czy warto obejrzeć? Oceniam.
Loveling to dramat w reżyserii Gustavo Pizziego. Czy warto obejrzeć? Oceniam.
Współczesne filmy możemy podzielić zasadniczo na dwie grupy – pokazujące świat wyobrażony - taki, jakim byśmy chcieli (lub nie) go widzieć - i pokazujące świat takim, jaki jest. Ta druga grupa jest wciąż zdecydowanie mniej popularna i mniej chętnie oglądana, głównie przez to, że większość widzów nie ma ochoty poświęcać swojego wolnego czasu na to, co dręczy ich na co dzień, tyle że przedstawionego na wielkim ekranie. A szkoda, bo czasem, jak to się dzieje w przypadku Loveling, pozornie banalna historia, a właściwie kilkutygodniowy wycinek z życia wielodzietnej rodziny mieszkającej nieopodal Rio de Janeiro, staje się pretekstem twórców do opowiedzenia o rzeczach naprawdę ważnych.
Reżyser, Gustavo Pizzi wraz z żoną i jednocześnie odtwórczynią głównej roli żeńskiej, Karine Teles, wciągają widzów w życie rodziny Ventura Santi, a właściwie w jeden z wielu, krytycznych momentów we wspólnym bytowaniu klanu. Oto nagle rodzina dowiaduje się o niezwykłej ofercie wyjazdu w ramach stypendium sportowego do Niemiec, która ma odmienić życie najstarszego syna Irene (Karine Teles) i Klausa (Otávio Müller), ale jednocześnie oznacza rozłąkę i dosłowny rozpad rodziny, w tej formie, w której trwała do tej pory. Film bardzo szybko koncentruje się prawie wyłącznie na Irene i jej wielu skomplikowanych uczuciach w stosunku do członków jej rodziny, ale także znajomych i w końcu w stosunku do samej siebie. Widzimy świat prawie wyłącznie z jej perspektywy, co mogłoby się wydawać dość brutalnym posunięciem, bo w końcu z pozoru film opowiada o ostatnich dniach najstarszego syna w domu. Jednak, co ciekawe, to właśnie nie przeżycia chłopaka są w centrum obrazu, ale zdaje się, o wiele bardziej skomplikowane i często wykluczające się uczucia matki, która chyba jako jedyna czuje, że świat rodzinny, nad którym do tej pory udawało jej się jakoś zapanować, wymyka się nieuchronnie z jej uścisku i nie ma właściwie niczego, co mogłaby zrobić, aby temu zapobiec. Jednocześnie, zdaje sobie sprawę, że syn może bardzo dużo zyskać na tym wyjeździe, co jednak nie zagłusza jej instynktu macierzyńskiego, którym otacza wciąż jeszcze nastoletnie dziecko.
Jakby tego było mało, jej cała rodzina zdaje się trwać w jednym, wielkim chaosie. Oprócz najstarszego Fernanda (Konstantinos Sarris), ma jeszcze trzech synów – Rodriga (granego przez bratanka Karine Teles, Luana Telesa) oraz najmłodszych bliźniaków (granych przez faktyczne dzieci z małżeństwa Pizziego i Teles), z których każdy jest żywiołową duszą i indywidualnością, i każdy z nich potrzebuje matczynej uwagi. W końcu jest jeszcze jej mąż, Klaus, niepoprawny marzyciel, który zawsze ma na oku pięć różnych biznesów, z których każdy, według niego, jest potencjalną żyłą złota. W trakcie filmu pojawia się także wątek siostry Irene, Sonji i jej skomplikowanego życia rodzinnego, co ostatecznie dodaje kolejne dusze do opieki w domu rodziny Ventura Santi, który dosłownie się sypie od przeciążenia i nadmiernej eksploatacji niczym metafora samej Irene jako domowej ostoi. Jednak główna bohaterka zdaje się nie tylko znosić wszystkie te wypadki losu, ale lawiruje między nimi na tyle zręcznie, że udaje jej się osiągać osobiste sukcesy. Karine Teles błyszczy w tej roli, jest absolutnie urzekająca i niezwykle przekonująca. Oglądając aktorkę na ekranie zmierzającą się z codziennymi przeciwnościami, z którymi spotykają się na co dzień miliony matek, nie można nic innego zrobić niż tylko złożyć hołd jej kunsztowi aktorskiemu, ale także świetnie napisanej postaci (za co przecież aktorka jest także współodpowiedzialna). Niestety, przy tak wysokim poziomie aktorskim i skomplikowaniu postaci Irene, inni bohaterowie czasem wypadają przy Teles blado, jak na przykład jej filmowe dzieci, których osobowości po prostu nie pomieściły się na ekranie okupowanym przez postać matki. To samo właściwie można powiedzieć o wątku Soni i jej męża, który wydaje się w dużej mierze być czymś pobocznym i traktowanym przez reżysera odrobinę po macoszemu, bardziej jako dodatek do życia Irene, niż podjęcie dyskusji nad dysfunkcjonalnymi rodzinami zmagającymi się z uzależnieniami i zawiedzionym zaufaniem. Niemniej jednak, na dużą pochwałę zasługuje filmowy Klaus, grany przez Otávio Müllera, który doskonale odnajduje się w swojej drugoplanowej roli, nadając jej charakteru i wykazując wyraźne, odrębne cechy od postaci filmowej żony. Równocześnie doskonale gra w filmie dynamika między dwójką aktorów, którzy razem tworzą obraz dojrzałej miłości dwojga ludzi w średnim wieku, którzy mają już za sobą swoje najlepsze lata, przynajmniej jeśli chodzi o tężyznę fizyczną, ale kochają siebie nawzajem i to co stworzyli, pomimo wiecznie otaczającego ich chaosu. Jest w tej miłości coś urzekająco prawdziwego i niezwykle romantycznego pomimo dobitnie realnego obrazu tej dwójki.
Benzinho to także, jak insynuuje sam Pizzi, pewnego rodzaju hołd dla jego własnych rodziców i rodziców Karine Teles, jako że obydwoje opuścili bardzo wcześnie swoje rodziny. To także podróż duetu twórczego po Petropolis, miejscu urodzenia obydwojga, co sprawia, że zdjęcia w filmie mają tę dozę autentyczności, którą zyskuje człowiek oprowadzany przez kogoś, kto urodził się i wychował w tym miejscu. Ale, jak sam reżyser twierdzi, nie jest to film autobiograficzny, a osobisty. I ta osobistość właśnie wylewa się w każdej minucie filmu, który tym właśnie najbardziej urzeka, swoją intymnością, która zostaje uwieczniona dlatego, że twórcy mieli odwagę podzielić się ze światem tym, czego przynajmniej w pewnym stopniu sami doświadczyli. Jest to film o wielu rodzajach miłości i przywiązania, między partnerami, rodzicami, rodzeństwem czy w końcu między człowiekiem a miejscem, a także przywiązaniem do pełnionej przez siebie roli i wyzwaniami, jakie czekają na członków rodziny w redefiniowaniu własnej roli wobec zmieniającej się sytuacji. Na pewno nie jest to film dla każdego, ale widzowie, którzy oczekują od filmu czegoś realnego, ale jednocześnie dostrzegają niezwykłość w codzienności, doskonale odnajdą się w proponowanym przez Pizziego obrazie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Katarzyna PióreckaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat