

Odświeżająco na Małpi biznes podziałały dobre sceny akcji, które nie tylko emocjonowały, ale też bawiły. W siódmym odcinku doszło do strzelaniny z Mendezem, który nie chciał tanio sprzedać skóry Yancy'emu. Ranny został Ro, który chwilę wcześniej przepraszał przyjaciela w sympatycznej scenie. Swój moment miał też Donald, który niespodziewanie powrócił do historii. Z kolei na początku ósmego epizodu do domu Andrew wtargnęły zbiry, które nasłał agent nieruchomości. Przez chwilę ta nierówna walka trzymała w napięciu, ale zaraz potem śmieszyło to, że okazali się nimi ludzie Pestova. Tu też nie zabrakło przeprosin. Dzięki temu, że te sceny pojawiły się w początkowej fazie odcinków, to z lepszym nastawieniem oglądaliśmy pozostałe wątki.
W obu epizodach sporo czasu poświęcono Smoczej Królowej, u której wygrała chciwość. Dała się przekupić Nickowi i Eve, a co gorsza złamała serce Ya-Ya, mówiąc, że nie wierzy w żadne klątwy ani magię, którą rzekomo posiada w sobie. Trochę to smuciło, ponieważ babcię to mocno dotknęło – L. Scott Caldwell dobrze przekazała emocje na ekranie. Natomiast wątek Gracie na wyspie rozczarowuje. Opuściła ją aura tajemniczości, sceny ze Striplingami nie porywają, a romans z Eggiem nie angażuje. Tylko narrator sprawia, że jej historia jeszcze trochę ciekawi, dzięki temu, że wyjawia myśli bohaterów i komentuje wydarzenia z offu.

Z kolei wątek Bonnie nie przestaje być absurdalny. Bohaterka postanowiła wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, ponieważ dokonała się w niej zmiana. Ale tak groteskowo jest to pokazane, że raczej nie bawi. Przynajmniej narrator potrafi wyciągnąć z tego nieco humoru. Natomiast zaskoczyło to, jak Bonnie wysadziła w powietrze dom na sprzedaż od agenta nieruchomości. Było to niespodziewane, ale i tak nie przysporzyło jej to sympatii. Wydawała się jeszcze bardziej niezrównoważona, a do tego zaczęła po prostu irytować.
Niezawodny w dostarczaniu humoru jest oczywiście Yancy, któremu buzia się nie zamyka. I dobrze! Vince Vaughn trzyma w ryzach ten serial pod względem komediowym. A scena w restauracji, gdy postanowił ją zamknąć ze względu na szczury, była prześmieszna. Żarty o cywilizacji tych gryzoni były komiczne!
Natomiast Neville z odcinka na odcinek odgrywa coraz mniejszą rolę w fabule. Niemal przestał się liczyć. Trochę szkoda, bo początkowo jego wątek z małpką interesował. Z drugiej strony to dało możliwość, aby zabłysnęła Rosa, która rzuciła pracę, angażując się w związek z Yancym. Ale jest między nimi dobra chemia, więc każda wspólna scena wzbudza pozytywne odczucia. Jako agentka pod przykrywką też wypada dobrze. Z kolei trochę spowszedniały sceny Nicka i Eve, które już mniej bawią. Ale za to Meredith Hagner wciąż jest kapitalna w swojej roli. To postać, którą kochamy nienawidzić.
To były dwa dobre odcinki, które się nie dłużyły, a do tego nie brakowało w nich humoru. Tym razem w ósmym epizodzie nie zastosowano cliffhangera jak wcześniej, gdy porwano Gracie czy wtedy, gdy zbiry zakradały się do domu Yancy'ego. Teraz końcówka miała charakter zapowiedzi: nadchodzącej burzy – dosłownie i w przenośni. Miejmy nadzieję, że huragan podniesie poziom emocji, wyciągając fabułę z lekkiego zastoju. Pozostały dwa odcinki do końca sezonu, więc to najwyższy czas, aby doszło do bezpośredniej konfrontacji między postaciami, a akcja nabrała rozpędu!
Poznaj recenzenta
Magda Muszyńska
