Mayans MC: sezon 3, odcinek 7 i 8 - recenzja
7. odcinek Mayans MC przepełniony jest gwałtownością i brutalnością. Jeszcze kolejny to powrót do powolnej narracji pełnej dramatyczno-obyczajowych wątków. W której estetyce serialowi jest bardziej do twarzy?
7. odcinek Mayans MC przepełniony jest gwałtownością i brutalnością. Jeszcze kolejny to powrót do powolnej narracji pełnej dramatyczno-obyczajowych wątków. W której estetyce serialowi jest bardziej do twarzy?
Mayans MC nabiera rumieńców, gdy motocykliści zaczynają ze sobą walczyć, okładać się po twarzach i mordować przy pomocy wymyślnych narzędzi do zabijania. Wszyscy lubimy głębokie i psychologiczne treści, ale w tym przypadku nie ma co owijać w bawełnę. Serial FX wypada lepiej, gdy niweluje do granic możliwości dłużyzny, melodramatyczne segmenty i romantyczne wątki. W siódmym epizodzie dostajemy długą sekwencję, w której członkowie Majów oddają się radosnemu i nieskrępowanemu mordobiciu. W serialu od razu robi się ciekawiej, choć oczywiście nie ma w tym większej choreograficznej finezji. Jest za to krwawo, gwałtownie i całkiem rozrywkowo. W ósmej odsłonie nie ma takich kwiatków, ale jest za to kilka mrocznych i głębokich motywów, takich jak Miguel Galindo odkrywający zdradę swojej żony. Ogólnie rzecz ujmując Mayans MC wreszcie łapie wiatr w żagle, choć nie ustrzegł się tu i ówdzie męczących dłużyzn.
Serial rozwija się dość powoli. Duże nagromadzenie wątków nie robi dobrze zrównoważonemu progresowi każdej z historii. Przykładowo: sekwencja z udziałem Che "Tazy" Romero otwiera ósmy epizod, ale później już nie dostaje satysfakcjonującej kontynuacji. Jak mamy wciągnąć się w jego wątek, jeśli z odcinka na odcinek dostajemy fragmentaryczne rozmowy i jedynie strzępy informacji o motywacjach motocyklisty? Rozpoczęta jakiś czas temu historia Bankiera również nie zostaje rozwinięta w interesujący sposób. Wiadomo, że wszystko to prowadzi do wielkiej kulminacji, ale ciężko zaangażować się emocjonalnie w historię, jeśli jest ona nam tak zdawkowo podawana.
Ponownie najwięcej czasu dostają Ezekiel i Gabi. Wątek zakochanych jest dla odmiany rozwijany skrupulatnie i miarowo. Ich historia ma swoje odniesienie praktycznie w całej fabule i staje się powoli motywem przewodnim serialu. EZ nie potrafi pogodzić wrażliwości wymaganej od niego w związku z brutalnością gwarantującą mu przeżycie jako członkowi gangu. Gabi podświadomie konkuruje o względy Ezekiela z Emily oraz próbuje zrozumieć zasady panujące w rodzinie Reyes. Wszystko dobrze się zazębia, a w bieżących odcinkach dwójka zakochanych nie irytuje tak bardzo jak wcześniej. Ich związek jest wiarygodny, mimo że EZ wciąż kreowany jest bardziej na milczącego twardziela niż postać z krwi i kości. Kłania się tutaj stereotypowanie protagonisty, ale przymknijmy na to oko. Gorzej, gdy EZ ponownie daje popisy oratorsko – filozoficzne, tym razem w rozmowie z sympatycznym „świeżakiem”. Jak te nagłe wybuchy elokwencji mają się do pieczołowitego budowania sylwetki milczącego twardziela? W takich momentach cała wiarygodność postaci spala na panewce.
Na szczęście pozostali bohaterowie wypadają dużo lepiej. Nieprzewidywalny Angel wciąż jest ozdobą serialu. Najpierw rzuca się w bratobójczy bój, nie bacząc o własne zdrowie, a potem daje upust impulsywności, psując rodzinny brunch. Paradoksalnie w tych zmianach nastroju jest wiarygodny, bo przecież stracił zarówno dziecko, jak i ukochaną. Gorejące emocje są tutaj jak najbardziej na miejscu. Ciekawie zapowiada się również wątek związany z ciążą Nails i czującym ewidentnie do niej miętę Hankiem. Kolejny Maj trafia na pierwszy plan i prawdopodobnie znajdzie się na kolizyjnym kursie z Angelem. Wszystko wskazuje na to, że nie ma już szans na pojednanie się starszego z braci Reyes z Adelitą. Tym samym tworzy nam się nowy wątek i szansa na kilka fabularnych wolt.
Sama Adelita jest jedną z tych postaci, których historia prezentowana jest po łebkach. Ta ważna dla wcześniejszych wydarzeń bohaterka tym razem majaczy na marginesie opowieści. Serial Mayans MC nie ucierpiałby, gdyby twórcy darowali sobie opowieść z jej udziałem. Również wątek Coco traci impet, choć odwrócenie ról w relacji z córką wydaje się dobrym kierunkiem. Teraz to ona wkłada buty głowy rodziny, żeby wyprowadzić ojca na prostą. Trzeba przyznać, że portretujący motocyklistę Richard Cabral całkiem nieźle sobie radzi, grając osobę uzależnioną od heroiny. To zdecydowanie najlepszy aktor w obsadzie Mayans MC. Na koniec warto dodać kilka słów na temat sceny zbliżenia Miguela z Emily, podczas której mężczyzna zaczyna podduszać swoją małżonkę. W świetle informacji, które przestępca wcześniej uzyskał, można było się spodziewać nawet żonobójstwa. Gdyby twórcy zdecydowali się na ten krok, serial zyskałby uznanie w oczach wielu fanów bezkompromisowych rozwiązań fabularnych. Decyzja jednak okazała się inna i zapewne jeszcze trochę czasu upłynie, aż Miguel skonfrontuje się z Emily w sprawie śmierci jego matki.
Mayans MC zaprezentował całkiem udane odcinki. Odsłony różnią się tempem akcji, jednak mają podobny klimat. Jest mrocznie, ponuro i dość drastycznie. W takiej estetyce jest serialowi do twarzy. Odróżnia ona Majów nieco od Synów Anarchii, którzy często wpadali w rozrywkowe tony. Tutaj takich klimatów jest jak na lekarstwo i bardzo dobrze, bo opowieść o złych chłopcach na motorach zasługuje na mroczny serial.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat