Militaria na warsztat: sezon 2, odcinek 1 – recenzja
W programie Militaria na warsztat przyglądamy się poczynaniom ekipy specjalizującej się w renowacjach i handlu sprzętem wojskowym.
W programie Militaria na warsztat przyglądamy się poczynaniom ekipy specjalizującej się w renowacjach i handlu sprzętem wojskowym.
Program Militaria na warsztat wykorzystują popularny model paradokumentu / reality show, w którym kamera śledzi poczynania bohaterów niebędących zawodowymi aktorami, ale za to mających jakieś ciekawe hobby lub zawody. Teoretycznie programy takie są nagrywane bez gotowego scenariusza i bazują na codziennych wydarzeniach z pracy i życia bohaterów… ale ponieważ formuła ta ma przede wszystkim dostarczyć rozrywki, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że całość jest podrasowana.
W tym kontekście Militaria na warsztat wypadają dość naturalnie – być może dlatego, że mamy do czynienia dopiero z początkiem drugiego sezonu i formuła się jeszcze w pełni nie wyczerpała. Ponadto pewne znaczenie odgrywa fakt, iż program koncentruje się na niemieckiej firmie; europejskie realia są nam bliższe niż amerykańskie, skąd przyszła moda na tego rodzaju produkcje. Również bohaterowie mają w sobie znacznie mniej z showmanów, która to cecha często wyróżnia postacie z programów zza Oceanu.
W centrum programu znajduje się Michael Manousakis – właściciel firmy zajmującej się handlem i remontowaniem sprzętu z demobilu. Ponadto prywatnie jest kolekcjonerem pojazdów wojskowych – jego zbiór idzie w setki egzemplarzy. I właśnie wokół tych dwóch kwestii kręci się fabuła tego odcinka (z małą modyfikacją polegającą na zleceniu wyremontowania silnika wyścigowej corvetty).
Formuła odcinka stanowi wypadkową scenariuszy znanych z kilku innych popularnych serii paradokumentów. Z jednej strony jest to coś w stylu Fast N' Loud, gdzie widz przygląda się pracom nad samochodem, a także śledzi bohatera próbującego zakupić podobający mu się sprzęt - w tym przypadku Michael jedzie do podobnego mu maniaka w Austrii i przegląda jego liczący kilkaset sztuk park maszyn wojskowych.
Z drugiej strony w odcinku mamy elementy typowe dla kupowania kota w worku, czyli formatu programu rozpowszechnionego m.in. przez Auction Hunters. W Militariach na warsztat chodzi o przysłany sprzęt z demobilu - dopiero po otwarciu kontenerów bohaterowie przekonują się, co się znajduje w środku i czy biznes się opłaci.
Upakowanie trzech różnych wątków w jednym, liczącym około 40 minut odcinku nie sprawdziło się, gdyż zabrakło czasu na wgryzienie się solidnie w którykolwiek z nich. Najlepiej wypada oglądanie kolekcji pojazdów i zapewne fani sprzętu wojskowego będą zadowoleni. Gorzej jest z remontowaniem corvetty – ot, kilka scen pełnych ogólników, potem przejażdżka z klientem i szlus. Podobnie jest z rozpakowywaniem nieznanego sprzętu: parę ujęć plus jedna, dość sztywna, transakcja.
Jak już wyżej zostało zaznaczone, w tej konwencji telewizyjnej liczy się odrobina show, czego m.in. wymienione programy amerykańskie są dobrym przykładem. Naturalność – by nie powiedzieć zwykłość – ekipy Militariów na warsztat nie jest więc atutem, bo ani bohaterowie nie posiadają charyzmy, ani ich sprawy nie budzą większych emocji. Widz w tego rodzaju programach chce być trochę bajerowany i poczuć dreszczyk emocji, co można wywołać nie tylko samą fabułą, ale także montażem czy dozowaniem napięcia. Tutaj brakuje każdego z tych elementów. Nawet próby żartów czy bycia na luzie wypadają blado.
Źródło: fot. Discovery Channel
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1973, kończy 51 lat