Mroczne materie: sezon 2, odcinek 4 - recenzja
Nowy odcinek Mrocznych materii bardzo mocno skupia się na wątku noża stworzonego przez Gildię Filozofów. Oceniam.
Nowy odcinek Mrocznych materii bardzo mocno skupia się na wątku noża stworzonego przez Gildię Filozofów. Oceniam.
W Mrocznych materiach Lyra i Will starają się odkryć sposób na dostanie się do wieży. Ma być tam ukryty nóż, który mają zdobyć dla Boreala. Po wejściu do budynku znajdują w nim człowieka podającego się za strażnika artefaktu. Okazuje się, że to Will ma przejąć jego obowiązki jako opiekuna noża. Chłopiec uczy się, jak posługiwać się tym wyjątkowym przedmiotem. W tym czasie Lee Scoresby w końcu odnajduje ukrywającego się Johna Parry'ego. Panowie łączą siły, aby odnaleźć wspomniany nóż i Lyrę.
Zdecydowanie najciekawszym elementem tego epizodu jest wątek Lyry i przede wszystkim Willa związany z nożem. W poprzednich recenzjach narzekałem, że bohater ten niknie gdzieś przygnieciony aspektem fabuły Lyry, jednak w końcu tak nie jest. Jest to interesujący, całkiem dobrze napisany, i świetnie poprowadzony wątek, z odpowiednim tempem, które zostaje utrzymane przez cały epizod. Will jako nowy strażnik noża wydaje się być w tej chwili bardzo mocnym elementem fabuły, który będzie ją spajał. Twórcy sprawnie nakreślili całą historię noża, jego znaczenia. Chociaż mam wrażenie, że bardzo skrótowo potraktowali ten element szkolenia Willa w obsługiwaniu się artefaktem, bo tak naprawdę bardzo szybko załapał, jak go używać. Tutaj można było bardziej rozwinąć całą relację z poprzednim strażnikiem noża, bo był na to potencjał, nawet jeśli nie było tego w powieści (czego nie wiem, więc uświadomcie mnie w komentarzach).
Przy tym wszystkim trochę blado wypadła potencjalnie główna bohaterka produkcji, czyli Lyra. Nastąpiła zmiana w wadze wątków dwojga najważniejszych postaci, co tylko potwierdza, że twórcy mają problem ze zbalansowaniem opowieści Willa i Lyry, tak aby każde z nich sprawdzało się w odcinkach zarówno razem, jak i osobno. Gdy bohaterowie działają wspólnie, to wszystko działa jak należy. Dafne Keen i Amir Wilson mają świetną ekranową chemię i widać, że bardzo dobrze czują się, grając ze sobą. Co do samego wątku Lyry, to tak naprawdę została ona zrzucona na drugi plan i Keen scenariuszowo nie miała szans, aby wybić się z własną historią. Jednak pod koniec doczekaliśmy się bardzo interesującego twistu, który powinien przenieść wątek Lyry na właściwe tory. Chodzi o moment, w którym Mary kontaktuje się z Pyłem i odkrywa, że są to... Anioły, które uczestniczyły w ewolucji człowieka z zemsty. To był bardzo dobry twist, który sprawił, że chce obejrzeć kolejny epizod.
Szkoda, że Marisa Coulter nie otrzymała za wiele czasu na ekranie w tym epizodzie. Jednak scena, w której się pojawiła, została dobrze rozegrana pod względem stopniowania napięcia i nakreśliła interesujący kierunek jej wątku. Wiadomo, że Coulter przeszła do innego świata przez portal, co zostawia spore pole do manewru dla twórców. Nie wiem, jak Wy, ale ja zostałem zaciekawiony, podobnie jak przy wątku wiedźm. Chociaż w tym wypadku jest on trochę nieudolnie prowadzony. Jak na razie ten potencjał nie jest wykorzystywany, co potwierdza ten odcinek. Chociaż sekwencja z napadem wiedźm na statki Magisterium była bardzo dobrze zrealizowana i zapowiedziała ciekawą kontynuację ich historii. Oby nie zaprzepaszczono tej kwestii. Podobnie sprawa ma się z wyprawą Johna i Lee. Wszystkie te wspomniane wątki zostały jedynie nakreślone, jednak zrobiono to umiejętnie, bo duet Parry'ego i Scoresby'ego zapowiada się wybuchowo.
Nowy odcinek Mrocznych materii nie ustrzegł się błędów, spowodowanych głównie złym balansem pomiędzy poszczególnymi wątkami, jednak ostatecznie ogląda się to dobrze i epizod zapewnił kawał niezłej rozrywki z interesującym nakreśleniem kolejnych kierunków fabuły.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat