Nagi reżyser: sezon 1 - recenzja
Ostatnio temat edukacji seksualnej wraca do nas jak bumerang, wzburzając co chwilę morze opinii publicznej, gorsząc cnotliwych i prowokując bezwstydnych. Można zauważyć, że nawet Netflix mocno inwestuje w produkcje poruszające temat seksualności, od seriali animowanych po filmy dokumentalne. Czy platforma postanowiła zająć się uświadamianiem i kształceniem swoich widzów? Może. Albo po prostu wie, że seks się sprzedaje. Tak jak wiedział to Toru Muranishi, czyli główny bohater japońskiego serialu Nagi reżyser.
Ostatnio temat edukacji seksualnej wraca do nas jak bumerang, wzburzając co chwilę morze opinii publicznej, gorsząc cnotliwych i prowokując bezwstydnych. Można zauważyć, że nawet Netflix mocno inwestuje w produkcje poruszające temat seksualności, od seriali animowanych po filmy dokumentalne. Czy platforma postanowiła zająć się uświadamianiem i kształceniem swoich widzów? Może. Albo po prostu wie, że seks się sprzedaje. Tak jak wiedział to Toru Muranishi, czyli główny bohater japońskiego serialu Nagi reżyser.
Toru Muranishi to jedno z największych nazwisk japońskiej pornografii, a nowy serial Netfliksa Nagi reżyser przybliża nam losy tego nieugiętego i rewolucyjnego twórcy filmów dla dorosłych, jednocześnie odsłaniając kulisy tej branży w latach 80.
Naszego bohatera poznajemy jako nieporadnego akwizytora, który pewnego dnia trafia pod skrzydła najlepszego sprzedawcy w firmie. Razem z nim uczy się metod uwodzenia klientów i sprzedawania im produktu, którego na początku nie chcą kupić. Już wtedy zaczynamy dostrzegać w Muranishim iskrę talentu do czytania ludzi i odkrywania przed nimi, czego tak naprawdę pragną, ale nie spodziewamy się, że ogień wznieci dopiero kontrowersja w firmie i zdradzająca żona. To właśnie nieudane małżeństwo wrzuca go w środowisko raczkujących przemysłowców branży porno, a tam postanawia wykorzystać swoje sztuczki, by rzucić Japonię na kolana. Tak też przez osiem odcinków możemy obserwować, jak z wydawcy świerszczyków staje się awangardowym i pełnym pasji reżyserem filmów dla dorosłych.
Jedną z rzeczy, której nie spodziewałbym się po oglądaniu tego typu produkcji, jest zaangażowanie, jakie czułem w przeżywaniu dalszych losów członków branży pornograficznej. Netflix jakiś czas temu wypuścił film dokumentalny o włoskim aktorze porno Rocco, w którym pretensjonalna chęć odnalezienia głębi w uprawianiu seksu przed kamerą okazała się być nie do zniesienia. Nagi reżyser jednak nie ma zamiaru nas do niczego przekonywać, ponieważ serial wie, o czym opowiada, i nie omieszka bawić się w dorabianie ideologii. Jedną z ciekawszych aspektów tego jest to, że w ostatecznym rozrachunku nie jest istotne, czy opowiadamy o tworzeniu porno, narkotyków czy książek dla dzieci - relacje między postaciami czy ewentualne zagrożenia mogą być niemalże niezmienne. A to o postaci i emocje chodzi w kinie. Kwestia okoliczności to tak naprawdę doprawienie całej potrawy, a trzeba przyznać, że tutaj dodaje ona wyrazistego smaku.
Japońskie filmy pornograficzne możemy kojarzyć jako filmiki przypominające stosunki dwójki simów, a to za sprawą cenzury, która jest wynikiem regulacji prawnych. Oglądając serial, możemy dowiedzieć się, że była ona jednocześnie utrapieniem i zbawieniem, szczególnie - albo może tylko - dla aktorek, które nie musiały w rzeczywiści oddawać się prawdziwym aktom seksualnym. Oczywiście, nie ma przepisu, którego nie chciałoby się obejść, tak też Muranishi będzie podejmował próby przechytrzenia japońskiego systemu, narażając się inspektorowi Takeiowi oraz swojemu konkurentowi, panującemu wówczas cesarzowi porno, właścicielowi wytwórni Poseidon - Ikezawie.
Niestety nie da się nie zauważyć, że historia bazująca na autobiografii naszego tytułowego reżysera trochę przerosła scenarzystów, ponieważ w kontraście z kolorowymi i żywymi zdjęciami Hideo Yamamoto dość często występują tutaj uproszczenia fabularne. Serial dostarcza wielu zwrotów akcji i intrygujących, fantastycznie zainscenizowanych i zabawnych scen, ale giną w tym postaci i znaczenia pewnych wydarzeń. Mam wrażenie, że momentami postaci doświadczają rzeczy tylko po to, by symbolicznie sprowokować jakieś przemiany. Innym razem, wydarzenia mające miejsce, aż proszą się o jakieś konsekwencje, choć w kolejnych scenach okazują się nie mieć znaczącego wpływu. Na podobnym zabiegu tracą też postaci, ponieważ (choć większość z nich to interesujące punkty odniesienia) przy każdej natrafiamy na moment, w którym traci głębię i staje się zwykłym narzędziem.
Aktorzy, którzy dopełnili swoich obowiązków, racząc nas naprawdę wspaniałymi kreacjami - lub w niektórych przypadkach tylko wspaniałymi stelażami - dostarczają dużo emocji i ciepła. Takayuki Yamada wcielający się w Toru Muranishiego to niezwykły przypadek przekazywania przeróżnych emocji z przerażająco ograniczonym wachlarzem gestów i mimiki. Jego poważna, pokerowa twarz nie pozostawia wątpliwości, kiedy nasz bohater odczuwa dumę, zainteresowanie czy zawód. Jego kompletnym przeciwieństwem jest zaś Misato Morita, grająca w serialu bohaterkę równoległego wątku - Megumi, młodą studentkę na uniwersytecie w Jokohamie. Aktorka zrywa bariery seksualnej powściągliwości swojej bohaterki, korzystając z całego arsenału uwodzicielskich spojrzeń czy słodzących, naiwnych uśmiechów, tworząc silną i ciekawą postać kobiecą, która niesie jedno z bardziej istotnych przesłań serialu. Wielbicielom warszawskiego Festiwalu Pięciu Smaków nie obcy będzie także Lily Franky, którego znać można z takich obrazów jak Jak ojciec i syn, Nasza młodsza siostra, czy choćby ostatnie Złodziejaszki. Franky gra tu postać inspektora japońskiej policji, który spiskuje przeciwko Muranishiemu i czeka na odpowiedni moment, by zakuć go w kajdanki. Oprócz tej trójki oglądanie umilają także Shinnosuke Mitsushima, Koyuki, Tokio Emoto, Jun Kunimura, Sairi Itô oraz Ryo Ishibashi.
Intro serialu stanowią rozpikselowane ujęcia japońskich ulic, rozświetlonych neonowymi światłami. I ono właśnie świetnie podkreśla istotę całej produkcji. Walka z cenzurą – lub bardziej wbrew niej – i pełna pasji chęć zaspokojenia ludzkich uciech to idea, w myśl której idzie Toru Muranishi. Bo oto mamy historię człowieka, który chcąc czegoś od życia, odnajduje idealne miejsce, z którego może o to walczyć, celebrując jednocześnie sztukę i ludzkie popędy. Zauważamy bowiem, jak dla Muranishiego zaciera się granica między wulgarnością a artyzmem, kiedy po raz kolejny próbuje skorzystać na swej kreatywności, by podnieść poprzeczkę w rodzimej branży filmów porno. Porzucenie narzuconych konwenansów to sposób na przetarcie szlaków i szansa na wolność, dla Japonii pod koniec ery Showa to były początki rozrastającego się imperium pornograficznego. Wówczas Zachód patrzył na niego z góry, a dziś możemy słyszeć już o robotach seksualnych z Japonii, mitycznych automatach z używaną bielizną czy różnorodnymi pornograficznymi animacjami. Wydawałoby się, że jeden człowiek może niewiele, a jednak – jak bardzo groteskowo to nie brzmi – Netflix poprzez historię o reżyserze porno próbuje udowodnić, jak wielkie zmiany mogą wyniknąć z działań jednej, wystarczająco zdeterminowanej osoby. Niejeden człowiek pewnie prychnie lekceważąco, ale my wiemy, że cesarz jest nagi.
Źródło: zdjęcie główne: Netflix
Poznaj recenzenta
Mateusz PonikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat