Nie z tego świata – jak wiele innych seriali rezerwuje spektakularne lub mniej spektakularne finały dla rozwiązania głównych wątków, przewijających się przez cały sezon. Od jakiegoś czasu tradycją stało się serwowanie fanom dwuodcinkowych zakończeń, pozwalających scenarzystom na większą swobodę w konstruowaniu intrygi. I tak też jest w sezonie 12. Jak wypadł finałowy odcinek All Along the Watchtower?
Po ciekawym i dobrze napisanym odcinku 22 –
Who We Are, w którym ostatecznie zakończono wątek brytyjskich Ludzi Pisma, odcinek finałowy zapowiadał istne fajerwerki. No bo i Lucyfer, i Crowley, i narodziny nefilima, czyli wydarzenie na miarę „kosmiczną”. I co? Ano nic. Oglądając finał, zazgrzytałam ze złości zębami ze trzy razy, skrzywiłam się z niesmakiem też ze trzy razy i przez cały odcinek zastanawiałam się, jaką sztuką jest nakręcenie finału
Supernatural z Winchesterami w charakterze ozdobnika i piątego koła u wozu. Ale po kolei.
Koniec problemów z Brytyjczykami wypadł w sumie szczęśliwie, jednak nasi bohaterowie mieli do rozwiązania jeszcze jeden, tym razem bardziej „światowy” kłopot - przewidywaną (znowu) Apokalipsę związaną z narodzinami lucyferowego dziecięcia. Wiadomo było, że nie będzie to takie „hop siup” i (jak wielu fanów) spodziewałam się tradycyjnego pospolitego ruszenia czyli Roweny, Crowleya, Castiela i innych wspólnie z Samem i Deanem walczących z Luckiem. No i doczekałam się. Nie potrafię zrozumieć, jakim cudem można było tak spartolić śmierć Roweny. Kosmyk rudych włosów i ludzki skwarek na podłodze? Tylko tyle? Wielu fanów polubiło postać graną przez Ruth Connell. Była fajnym rudzielcem z niejednoznacznym poczuciem moralności, odgrywała znaczącą rolę w wielu odcinkach i nie zasługiwała na tak idiotyczne zakończenie swojego wątku. Kolejnym „zbukiem” jest śmierć Crowleya. Kiedy niezniszczalny i niezatapialny demon, król Piekła uwielbiany przez chyba wszystkich widzów
Nie z tego świata pojawił się wreszcie w odcinku, kwestią było – jak i kiedy pomoże Winchesterom i na ile ta pomoc będzie znacząca. Dlaczego Crowley zdecydował się na poświęcenie życia? Miał jakieś egzystencjalne rozterki? Depresję? Chciał zrobić Luckowi na złość? Kto wie? Bo chyba nie scenarzyści. W ten sposób
Mark Sheppard rozstał się z serialem w sposób dziwaczny, niepotrzebny, kompletnie niezgodny z osobowością postaci i (jak sam oświadczył ) – definitywny. Szkoda.
Śmierć Castiela (tak, tak – zgodnie z dobrą tradycją finałów trup ściele się gęsto) była z kolei tyleż niespodziewana co mało istotna i w sumie chyba chodziło tylko o to, żeby Dean mógł sobie malowniczo poklęczeć przy zwłokach. Na pociechę dla fanów anioła, który w dużej części odcinka miał być zabawny i rozczulający (pieluchy!), a był po prostu nudny jak każdy neofita ,
Misha Collins nie ogłosił rozstania z
Nie z tego świata więc pewnie pojawi się w taki czy inny sposób w 13. sezonie Może z tej alternatywnej rzeczywistości, którą jak wiadomo trzeba się będzie koniecznie zająć, bo utknęła tam mama Winchester po tym, jak parę razy porządnie przywaliła Lucyferowi w szczękę, co okazało się najprostszym sposobem na wykopanie go z jednej serialowej rzeczywistości do drugiej. Nie wiesz co robić? Wezwij mamę i czekaj aż w twoim imieniu zleje twojego przeciwnika. Odcinek miał jeszcze jeden, potężny minus. Czy tylko mnie nowo narodzony nefilim siedzący w kąciku skojarzył się z Gollumem?
Narzekam, narzekam ale dwa pozytywy w
All Along the Watchtower były. Pierwszy to Kelly – pięknie pokazano i zagrano prawdziwie matczyne uczucie do nienarodzonego dziecka. Jej starania o to, aby syn ją zapamiętał, chęć przesłania mu całej swojej miłości były naprawdę wzruszające, a odwaga w obliczu nieuchronnej śmierci budziła podziw. Drugim ciekawym elementem była owa alternatywna rzeczywistość świata spustoszonego przez Apokalipsę. Pojawienie się Bobby’ego było sporą niespodzianką, a posępne pustkowie tamtego uniwersum zapowiada interesujące rozwinięcie tego wątku (o ile oczywiście scenarzyści nie zdecydują się załatwić tej sprawy tak, jak pobytu Deana w Czyśćcu).
Odcinek
All Along the Watchtower słabo podsumował średni sezon 12, w którym próbowano „załapać dwie sroki za ogon”, i o ile z brytyjskimi Ludźmi Pisma w końcu się to udało, tak rozwiązanie sprawy nefilima i Lucyfera było niedopracowane i nie do końca przemyślane. Na początku recenzji napisałam, że sztuką jest nakręcić finał
Nie z tego świata, w którym Sam i Dean w zasadzie są kompletnie niepotrzebni, ale sztuka ta udała się Daabowi i Singerowi niemal idealnie. Patrząc na fabułę, trudno nie zauważyć, że wydarzenia mogłyby potoczyć się prawie identycznie bez Winchesterów, a ich rola w odcinku ograniczyła się w sumie do asystowania innym i malowniczego przyjmowania ciosów. Fakt, że 12 sezonów serialu nie sprzyja kreatywności – tyle już powiedziano, tyle historii zakończono. Coraz trudniej o oryginalne idee i coraz częściej zdarza się, że fabuła odcinków nie wytrzymuje zderzenia z logiką i bywa absurdalna. Jako fanka związana z serialem prawie od początku oglądać go nie przestanę, ale od jakiegoś czasu zadaję sobie pytanie Quo vadis,
Nie z tego świata?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h