Po ciekawym i dobrze napisanym odcinku 22 – Who We Are, w którym ostatecznie zakończono wątek brytyjskich Ludzi Pisma, odcinek finałowy zapowiadał istne fajerwerki. No bo i Lucyfer, i Crowley, i narodziny nefilima, czyli wydarzenie na miarę „kosmiczną”. I co? Ano nic. Oglądając finał, zazgrzytałam ze złości zębami ze trzy razy, skrzywiłam się z niesmakiem też ze trzy razy i przez cały odcinek zastanawiałam się, jaką sztuką jest nakręcenie finału Supernatural z Winchesterami w charakterze ozdobnika i piątego koła u wozu. Ale po kolei. Koniec problemów z Brytyjczykami wypadł w sumie szczęśliwie, jednak nasi bohaterowie mieli do rozwiązania jeszcze jeden, tym razem bardziej „światowy” kłopot - przewidywaną (znowu) Apokalipsę związaną z narodzinami lucyferowego dziecięcia. Wiadomo było, że nie będzie to takie „hop siup” i (jak wielu fanów) spodziewałam się tradycyjnego pospolitego ruszenia czyli Roweny, Crowleya, Castiela i innych wspólnie z Samem i Deanem walczących z Luckiem. No i doczekałam się. Nie potrafię zrozumieć, jakim cudem można było tak spartolić śmierć Roweny. Kosmyk rudych włosów i ludzki skwarek na podłodze? Tylko tyle? Wielu fanów polubiło postać graną przez Ruth Connell. Była fajnym rudzielcem z niejednoznacznym poczuciem moralności, odgrywała znaczącą rolę w wielu odcinkach i nie zasługiwała na tak idiotyczne zakończenie swojego wątku. Kolejnym „zbukiem” jest śmierć Crowleya. Kiedy niezniszczalny i niezatapialny demon, król Piekła uwielbiany przez chyba wszystkich widzów Nie z tego świata pojawił się wreszcie w odcinku, kwestią było – jak i kiedy pomoże Winchesterom i na ile ta pomoc będzie znacząca. Dlaczego Crowley zdecydował się na poświęcenie życia? Miał jakieś egzystencjalne rozterki? Depresję? Chciał zrobić Luckowi na złość? Kto wie? Bo chyba nie scenarzyści. W ten sposób Mark Sheppard rozstał się z serialem w sposób dziwaczny, niepotrzebny, kompletnie niezgodny z osobowością postaci i (jak sam oświadczył ) – definitywny. Szkoda. Śmierć Castiela (tak, tak – zgodnie z dobrą tradycją finałów trup ściele się gęsto) była z kolei tyleż niespodziewana co mało istotna i w sumie chyba chodziło tylko o to, żeby Dean mógł sobie malowniczo poklęczeć przy zwłokach. Na pociechę dla fanów anioła, który w dużej części odcinka miał być zabawny i rozczulający (pieluchy!), a był po prostu nudny jak każdy neofita , Misha Collins nie ogłosił rozstania z Nie z tego świata więc pewnie pojawi się w taki czy inny sposób w 13. sezonie Może z tej alternatywnej rzeczywistości, którą jak wiadomo trzeba się będzie koniecznie zająć, bo utknęła tam mama Winchester po tym, jak parę razy porządnie przywaliła Lucyferowi w szczękę, co okazało się najprostszym sposobem na wykopanie go z jednej serialowej rzeczywistości do drugiej. Nie wiesz co robić? Wezwij mamę i czekaj aż w twoim imieniu zleje twojego przeciwnika. Odcinek miał jeszcze jeden, potężny minus. Czy tylko mnie nowo narodzony nefilim siedzący w kąciku skojarzył się z Gollumem? Narzekam, narzekam ale dwa pozytywy w All Along the Watchtower były. Pierwszy to Kelly – pięknie pokazano i zagrano prawdziwie matczyne uczucie do nienarodzonego dziecka. Jej starania o to, aby syn ją zapamiętał, chęć przesłania mu całej swojej miłości były naprawdę wzruszające, a odwaga w obliczu nieuchronnej śmierci budziła podziw. Drugim ciekawym elementem była owa alternatywna rzeczywistość świata spustoszonego przez Apokalipsę. Pojawienie się Bobby’ego było sporą niespodzianką, a posępne pustkowie tamtego uniwersum zapowiada interesujące rozwinięcie tego wątku (o ile oczywiście scenarzyści nie zdecydują się załatwić tej sprawy tak, jak pobytu Deana w Czyśćcu). Odcinek All Along the Watchtower słabo podsumował średni sezon 12, w którym próbowano „załapać dwie sroki za ogon”, i o ile z brytyjskimi Ludźmi Pisma w końcu się to udało, tak rozwiązanie sprawy nefilima i Lucyfera było niedopracowane i nie do końca przemyślane. Na początku recenzji napisałam, że sztuką jest nakręcić finał Nie z tego świata, w którym Sam i Dean w zasadzie są kompletnie niepotrzebni, ale sztuka ta udała się Daabowi i Singerowi niemal idealnie. Patrząc na fabułę, trudno nie zauważyć, że wydarzenia mogłyby potoczyć się prawie identycznie bez Winchesterów, a ich rola w odcinku ograniczyła się w sumie do asystowania innym i malowniczego przyjmowania ciosów. Fakt, że 12 sezonów serialu nie sprzyja kreatywności – tyle już powiedziano, tyle historii zakończono. Coraz trudniej o oryginalne idee i coraz częściej zdarza się, że fabuła odcinków nie wytrzymuje zderzenia z logiką i bywa absurdalna. Jako fanka związana z serialem prawie od początku oglądać go nie przestanę, ale od jakiegoś czasu zadaję sobie pytanie Quo vadis, Nie z tego świata?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj