Nikt nie ujdzie z życiem - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 29 września 2021W ofercie Netflixa znajdują się dziesiątki horrorów, które – delikatnie mówiąc – nie prezentują wysokiego poziomu artystycznego. Czy Nikt nie ujdzie z życiem to właśnie taki przeciętniak?
W ofercie Netflixa znajdują się dziesiątki horrorów, które – delikatnie mówiąc – nie prezentują wysokiego poziomu artystycznego. Czy Nikt nie ujdzie z życiem to właśnie taki przeciętniak?
Dobroduszna, ale też silna protagonistka z przeszłością, nieznane, mroczne miejsce, brutalni oprawcy oraz demoniczna siła – możemy jednym tchem wymienić kilka filmów grozy posiadających taki kręgosłup fabularny. Nie tak dawno recenzowałem netflixowy horror Dawne rytuały (tutaj tekst), który poruszał się w ramach powyższej konwencji. Nikt nie ujdzie z życiem nie jest wyjątkiem od reguły. Młoda Ambar opuszcza Meksyk, gdzie przeżyła traumę związaną z umierającą matką. Trafia do Cleveland, a następnie wynajmuje pokój w budzącym grozę budynku. Bardzo szybko okazuje się, że właściciel nie ma dobrych zamiarów względem osób zamieszkujących jego domostwo. We wszystko zamieszane są oczywiście mroczne siły. Protagonistka zaczyna walkę z niebezpiecznymi kultystami i pradawnym złem. Stawką jest (a jakże) jej własne życie.
Nikt nie ujdzie z życiem buduje gatunkową strukturę inaczej niż dziesiątki słabych horrorów, o których chcemy jak najszybciej zapomnieć. Film nie wykracza mocno poza schemat i używa tych samych klocków co wszyscy, ale tu i ówdzie fabularna budowla ma nieco inną architekturę. Dlatego też obraz w reżyserii debiutanta Santiago Menghiniego można ulokować trochę wyżej niż wspomniane wcześniej Dawne rytuały i tym podobne konwencjonalne horrory. Film przypomina nieco (również dostępny na Netfliksie) Rytuał z 2017 roku i absolutnie nie jest to fałszywy trop. Oba obrazy powstały na podstawie prozy Adama Nevilla i zostały wyprodukowane przez te same osoby. W Nikt nie ujdzie z życiem pojawia się nawet nawiązanie do Rytuału w postaci informacji radiowej o wydarzeniach w dalekiej Skandynawii. Raczej nie jest to zaczątek budowy większego uniwersum, a zwykłe mrugnięcie okiem do widza, niemniej miło, że twórcy dbają o artystyczną spójność produkowanych przez siebie dzieł.
Duże podobieństwa można też zauważyć w warstwie fabularnej, choć na tej płaszczyźnie niekoniecznie jest to zaletą. W obu przypadkach protagonistami są osoby z nieprzepracowanymi traumami, z którymi muszą zmagać się aż do finałowego rozstrzygnięcia. Trzeba jednak zaznaczyć, że Nikt nie ujdzie z życiem jest filmem słabszym niż Rytuał. Mimo że pierwsza połowa produkcji dość dobrze nakreśla sylwetkę protagonistki, to druga część mitręży wypracowany potencjał. Wszystko to, co udało się zbudować, ugina się pod ciężarem ganianiny charakterystycznej dla slasherów i innych klasycznych horrorów. Wyjaśnienie intrygi jest już nieco lepsze. Zło, tym razem ma pradawną genezę, głęboko zakorzenioną w kulturze starożytnej Ameryki Południowej. W ten sposób dochodzimy do bodajże najmocniejszego i najlepszego elementu filmu, czyli wyglądu przywołanego potwora.
Ci, którzy widzieli Rytuał, z pewnością pamiętają, że objawiający się pod koniec filmu stwór także miał niepokojącą formę. W Nikt nie ujdzie życiem dostajemy równie osobliwe monstrum. Demon pojawia się na krótką chwilę, ale nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że to jedna z lepiej zaprojektowanych abominacji we współczesnym horrorze. CGI również daje radę – pod względem wizualnym nie ma się tutaj do czego specjalnie przyczepić. Dobrze wypada też segment obrazujący przybycie potwora. Pudło będące tunelem do innej rzeczywistości ma w sobie coś lovecraftowskiego (choć film nie nawiązuje w żaden sposób do prozy samotnika z Providence) i wywołuje ciarki na plecach. Segmenty z udziałem przybysza działają właściwie, podobnie jak finałowe rozstrzygnięcie pomiędzy nim a Ambar. Twórcy zostawiają nieco miejsca widzom do własnej interpretacji wydarzeń i bardzo dobrze, bo dzięki temu film zyskuje drugie dno. Szkoda tylko, że wszystko to, co prowadzi do konkluzji, jest takie miałkie i powtarzalne. Motyw braci morderców wydaje się wręcz zbędny względem tego, co w obrazie jest najważniejsze.
Ciekawe, klimatyczne wprowadzenie, a następnie powtarzalne klisze i stracone minuty ekranowe, które mogłyby być zagospodarowane dużo lepiej. Wszystko to prowadzi do interesującej końcówki, która łamie nieco schematy i pozostawia dobre wrażenie po obejrzeniu całości. Mimo wielu niedoskonałości warto zobaczyć ten obraz. Wbrew pozorom to nie jest horror jakich wiele.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat