Noc w przedszkolu - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 28 grudnia 2022Rafał Skalski po serialu Brokat przygotował kolejną produkcję dla platformy Netflix. Tym razem jest to pełen metraż o rodzicach, którzy przygotowują jasełka dla swoich pociech w przedszkolu. Co z tego wyszło? Sprawdzamy.
Rafał Skalski po serialu Brokat przygotował kolejną produkcję dla platformy Netflix. Tym razem jest to pełen metraż o rodzicach, którzy przygotowują jasełka dla swoich pociech w przedszkolu. Co z tego wyszło? Sprawdzamy.
Netflix nie ma szczęścia do swoich pełnometrażowych produkcji oryginalnych. Większość z nich to ogromne rozczarowania. Ostatnią, która przypadła do gustu części widzów i krytyków, była Jak pokochałam gangstera Macieja Kawulskiego, choć i tu zdania były mocno podzielone. Dużo lepiej platforma radzi sobie na polu serialowym. Zarówno drugi sezon Rojsta, jak i Wielka woda były wielkim sukcesem. Nie najgorzej wypadł również ostatnio serial Brokat. Jego reżyser – Rafal Skalski – poszedł więc za ciosem i serwuje nam pełnometrażową czarną komedię Noc w przedszkolu. Jest to opowieść o Eryku (Piotr Witkowski), który w zastępstwie swojej dziewczyny Doroty (Masza Wągrocka) idzie na spotkanie rady rodziców do przedszkola jej syna Tytusa. Z pozoru wydawało się to dość banalne zadanie. Pójść, posłuchać narzekania rodziców, udawać zainteresowanie i wrócić do domu. Okazuje się jednak, że przewodnicząca rady rodziców Justyna (Lena Góra) ma w planie usunąć Tytusa z placówki, gdyż w jej ocenie chłopiec stwarza zagrożenie dla innych dzieci i po prostu do tej prywatnej placówki nie pasuje. Eryk postanawia pokrzyżować jej plany i wkupić się w łaski pozostałych członków rady rodziców, podkopując przy tym pozycję Justyny.
Muszę przyznać, że punkt wyjścia do całej historii nie zapowiadał ciekawego widowiska. Kto ma dzieci, ten wie, że spotkania w szkole do najciekawszych nie należą. Każdy tylko odmierza czas do chwili, kiedy będzie mógł wrócić do domu. Nic specjalnego. Jednak scenarzysta Marek Baranowski – również odpowiedzialny za Brokat – potrafił z tego dość błahego obowiązku wydobyć coś więcej. Każdy z obecnych tam rodziców reprezentuje inny typ wychowania dziecka i kompleksy, jakie się z tym wiążą. Mamy więc wielbiciela wszelkich tradycji Kazika (Dobromir Dymecki), na wyrost wyluzowanego i chcącego być duszą towarzystwa Tadeusza (Zbigniew Zamachowski), zwolenników bezstresowego wychowywania dzieci Lesława (Maciej Nawrocki) i Kachę (Matylda Damięcka), spokojnego i poukładanego Hamzę (Piotr Borowski), wiecznie przemęczoną Sandrę (Sylwia Boroń), pedantyczną i trzymającą cały czas stronę Justyny Krysię (Aleksandra Domańska) oraz zakrzyczaną i mocno niedocenianą panią dyrektor (Julia Wyszyńska). Każdy z tych bohaterów chce na forum innych rodziców wypaść jak najlepiej, zasłaniając się wyświechtanym hasłem „robimy to wszystko dla dobra dzieci”, kiedy tak naprawdę jest to istny targ próżności. Leczenie własnych kompleksów i udawania przed wszystkimi, że jest się kimś innym niż w rzeczywistości. Wpędzanie innych rodziców w kompleksy, podkreślając jak dobry kontakt mają ze swoim dzieckiem i jak dobrze się ono rozwija. Choć nietrudno się domyślić, że rzeczywistość jest zupełnie inna.
Każdy z bohaterów tutaj udaje. Przypomina to trochę konkurs popularności w szkole podstawowej, gdzie każdy chce być lubiany i podziwiany przez resztę. Nie ma tutaj wyjątków. Widz oczywiście z biegiem czasu wybiera sobie postaci, którym kibicuje i współczuje, ale Baranowski jedną sceną potrafi wywrócić cały układ, pokazując nam postaci w zupełnie innym, mniej korzystnym dla nich świetle. Trudno jest naprawdę przejrzeć wszystkich od razu przez liczbę kłamstw, jakie opowiadają na swój temat. Na tym polega chyba największa siła tej produkcji. Widz nie do końca wie, do czego to wszystko prowadzi. Niby rozmawiamy cały czas o dzieciach, ale tak naprawdę ten film jest o trudach bycia rodzicem. I to dobrym rodzicem. O przyznaniu się do porażek, dużych i małych. Oraz o tym, że do błędów trzeba umieć się przyznawać, bo ignorowanie ich czy zamiatanie pod dywan do niczego dobrego nie prowadzi.
Noc w przedszkolu to bardzo miłe zaskoczenie pod względem aktorskim. Dość duża obsada z pełną gracją unosi ten temat, nie zamieniając go ani w groteskę, ani też nie uderzając w zbytnio dramatyczne tony. Konflikt pomiędzy Erykiem, w którego postać wciela się Piotr Witkowski, a Justyną graną przez Lenę Górę jest świetnie przedstawiony i jeszcze lepiej zagrany. Jest to takie ciągłe przeciąganie liny, które ma w sobie mnóstwo emocji. Witkowski dobrze wie, jak uderzyć w pewne nuty, by widz naturalnie stawał po stronie jego postaci, choć jego czyny nie zawsze są dobre. On jednak gra Eryka w taki sposób, że trudno jest go nie lubić. Lena Góra z drugiej strony gra Justynę tak, jakby była to reinkarnacja Cruelli De Ville. Nie interesuje jej tak naprawdę los dzieci, tylko to, by jej słowo zawsze było tym najważniejszym. Pomiata wszystkimi łącznie z dyrektorką.
Miłym zaskoczeniem jest także kreacja Zbigniewa Zamachowskiego, którego ostatnie wybory aktorskie nie były najszczęśliwsze. Tu nareszcie ma do zagrania ciekawą i złożoną postać, która potrafi zaciekawić widza. Daje się też Zamachowskiemu trochę bardziej wykazać, a to przecież aktor z wielkim talentem, który – mam wrażenie – w kinie od dawna nie jest w pełni wykorzystywany.
Noc w przedszkolu to ciekawa i mądra produkcja, która potrafi także rozbawić. Jest to bardzo miła odmiana po wielu mocno nieudanych rodzimych produkcjach Netflixa. Wiem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale naprawdę liczę, że poziom polskich filmów tej platformy streamingowej mocno się podniesie dzięki dopuszczeniu do głosu młodszych, mniej znanych twórców, którzy mają świeże spojrzenie na kino.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat