Ocaleni: sezon 2, odcinek 12 i 13 (finał sezonu) – recenzja
Ocaleni dobiegli końca. Finał, jaki nam zaproponowano może i jest zaskakujący, może i pozostawia furtkę na więcej... ale i tak mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy, by ciągnąć tę historię dalej.
Ocaleni dobiegli końca. Finał, jaki nam zaproponowano może i jest zaskakujący, może i pozostawia furtkę na więcej... ale i tak mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy, by ciągnąć tę historię dalej.
Dwa ostatnie odcinki serialu skupiają się już niemal wyłącznie na zbliżającej się asteroidzie i przygotowaniach do zagłady – twórcy dołożyli wszelkich starań by wyczyścić historię z niepotrzebnych już wątków, w dodatku wykonali to po najmniejszej linii oporu. Bo co robi się z Q-17 i sektą Bassa Shepherda, gdy już nie ma się na nich pomysłu? Otóż wsadza się ich wszystkich w jeden statek kosmiczny i wysyła na orbitę – ta-dam, koniec, oto, jak wychodzi się z niewygodnych tematów, których nie ma jak dłużej pociągnąć. Przez moment łudziłam się, że to właśnie oni będą rozwiązaniem na rozwalenie asteroidy – że Tanz jakimś cudem ma pilota do statku Ocalenie, którym nakieruje go na pędzący ku ziemi meteor. I choć może brzmieć absurdalnie, z punktu widzenia tego konkretnego serialu byłoby to całkiem sensowne – przynajmniej zakończyłyby się wszystkie wątki i nic nie wisiałoby w powietrzu bez odpowiedzi.
Niestety tak się nie stało – misja Q-17 i Shepherda zakończyła się powodzeniem, zatem można założyć, że w chwili obecnej rzeczywiście przemierzają oni kosmos (jak? Dokąd? Po co? Co dalej? – nieistotne, ważne, że już nie zawadzają w fabule bieżącej). To oznacza, że bohaterowie muszą wymyślić inny (nie liczę już który) sposób na poradzenie sobie z asteroidą. Żeby było dramatyczniej, twórcy postanowili przyspieszyć akcję do przodu – w tym celu Dariusa wprowadzono w śpiączkę, a gdy w kolejnej scenie się obudził, do końca świata pozostało już nie 50, a 3 dni. Doprawdy genialne poprowadzenie wątku – nie wiem, czy takie zagranie da się zbyć inaczej niż śmiechem. Widać, że twórcy tak grają serialem, jak akurat jest im na rękę – i nie ważne, że cierpią na tym wątki, logika i przede wszystkim zdrowy rozsądek oglądającego tę produkcję widza.
Skoro więc do końca świata pozostały tylko trzy dni, wszystko nabiera dodatkowego tempa – przyznam, że klimat zagłady jest w serialu na tym etapie bardzo wyczuwalny. By jednak go pokazać, twórcy posługują się kliszami, które doskonale znamy z kina. Mamy tu typowy krajobraz przed apokalipsą: puste uliczki, puste sklepy, do których można wejść i zabrać towar, przewalające się wszędzie kartony i ludzie uciekający do bunkrów. Może to i proste, ale działa – po raz pierwszy czuć, że zagrożenie asteroidą jest realne i że nawet najcudowniejsze pomysły Dariusa nie będą w stanie spowolnić czasu. To budzi ogromną nadzieję – na to, że z końcem tego sezonu asteroida w końcu doleci na Ziemię i na to, że ta historia wreszcie będzie mogła znaleźć swoje zakończenie.
Zanim jednak nastał finał, twórcy uraczyli nas dodatkowymi scenami miłosnymi – Jillian nagle przejrzała na oczy i sama wróciła do zdrowego rozsądku, plastelinowy Liam nawet nie odwrócił się w stronę Alycii, gdy biegł w ramiona byłej dziewczyny, a sama Alycia ze smutkiem wbiła oczy w ziemię, gdy ci dwoje mogli wreszcie ponownie się ze sobą złączyć. Tanie sentymenty, nic nie wnoszące i do niczego nie prowadzące – zachowania tych bohaterów są według mnie kompletnie nieuzasadnione i śmiech mnie ogarnia, gdy słyszę z ust Alycii o złamanym sercu. Na litość, oni znają się dopiero kilka-kilkanaście dni, a tu już takiej rangi problemy miłosne... Widać wyraźnie, że przed wielkim finałem twórcy chcieli nam po prostu pokazać, że Liam i Jillian będą mogli po tym wszystkim zginąć wspólnie i że stara miłość nie rdzewieje. Jednak sam moment wprowadzenia tych scen jest nieuzasadniony, a przemiany dokonujące się w bohaterach – nieprzekonujące.
Ocaleni zakończyli więc dwusezonową historię faktyczną konfrontacją z... no właśnie, jak już wiemy – nie z asteroidą. To, co doleciało na Ziemię, pozostaje niezidentyfikowane – jest to zatem finał zaskakujący, ale czy pozytywnie? Chyba nie użyłabym takich słów. Wprowadzenie wątku obiektu kosmicznego daje pole do rozwinięcia tej historii na kolejne tematy związane z kosmitami, jednak nie wiem, czy na pewno chciałabym to oglądać. Finał jest zatem trochę nieuzasadniony i nie sposób potraktować go inaczej niż wzruszeniem ramionami – w całym oceanie absurdu przybyła po prostu dodatkowa kropla, która nawet nie budzi już większych wrażeń – od dawna wiemy przecież, że tutaj może wydarzyć się wszystko.
Nie wiem, czy Salvation otrzymają 3. sezon – mam jednak cichą nadzieję, że nie. Zakończenie – choć sprawia wrażenie wymyślonego na poczekaniu – jako-tako spaja wątki w jedną całość i może stanowić finał całego serialu. To dobry punkt na zamknięcie historii i pozostawienie bohaterów w wiecznej niewiedzy na temat tego, z czym przyszło im się mierzyć. Serial pozostanie dla mnie naiwną bajeczką, pełną logicznych dziur i nieporozumień – nie widzę potrzeby, by ciągnąć to jeszcze dalej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat