Olivia Rodrigo: Guts World Tour – recenzja filmu
POV: Twoja ulubiona artystka stała się nową księżniczką popu, a teraz jej koncert wleciał na Netflixa.
POV: Twoja ulubiona artystka stała się nową księżniczką popu, a teraz jej koncert wleciał na Netflixa.
Kariera Olivii Rodrigo od 2021 roku poszybowała w górę. I muszę przyznać, że śledziłam ją od samego początku, a może i jeszcze wcześniej – artystkę kojarzyłam z seriali Disneya. Nie mogłam więc przejść obojętnie obok jej pierwszego singla drivers licence, zwłaszcza że widziałam mnóstwo tweetów związanych z tą piosenką. Po produkcjach disneyowskich, takich jak High School Musical: The Musical czy Olivia Rodrigo: driving home 2 u dla Disney+, przyszedł czas na Netflixa i koncertowy film z ostatniej trasy, GUTS World Tour, a konkretniej – z jednego koncertu w Los Angeles.
Jestem jedną z tych osób, dla której filmy koncertowe są (o dziwo) niezwykle istotne. Dają możliwość obejrzenia w domowym zaciszu tras, na które nie udało się pojechać – choćby dlatego, że ominęły Polskę. Dość często udaje im się przekonać mnie do polubienia twórczości danego artysty. To dzięki Taylor Swift: The Eras Tour lepiej poznałam tę gwiazdę, a wcześniej słyszałam tylko kilka jej największych hitów. Doświadczenie z Olivią Rodrigo powinnam jednak porównać do filmu Shawna Mendesa – miałam wrażenie, że widzę na żywo jednego z ulubionych artystów. To było tak niesamowite, że Shawn Mendes: Live in Concert włączyłam sobie jakieś pięćdziesiąt razy. Tego samego oczekiwałam po produkcji z trasy promującej album Guts. I Netflix mnie nie zawiódł.
Po The Eras Tour wydawało mi się, że lepiej zrobionego i dopracowanego show już nie zobaczę, ale Guts World Tour zwróciło moją uwagę na inne detale. Nie byłam na koncercie przed premierą filmu – trasa ominęła Polskę. Obejrzałam jedynie fragmenty dodane przez użytkowników TikToka. Aranżacje niektórych piosenek mnie więc nie zaskoczyły, ale po raz pierwszy zobaczyłam nagrania w dobrej jakości, prezentujące różne ujęcia – raz mogłam stanąć obok Olivii na scenie, innym razem wśród bawiącej się widowni. Czasami wydawało się, że kamerę wzięła sama artystka i prowadziła transmisję na żywo. Ta różnorodność powodowała, że montaż był dynamiczny.
Film skupiał się przede wszystkim na widowisku – pojawiło się niewiele scenek zza kulis. Otrzymaliśmy tylko krótkie wstawki na samym początku i końcu. Miało to prawdopodobnie związek z tym, że najwięcej działo się na scenie. Poza tym udokumentowane zostało pojedyncze wydarzenie, a nie cała trasa koncertowa. Podobało mi się, że uwzględniono wszystkie najpopularniejsze piosenki z albumu Guts i mnóstwo hitów z debiutanckiego Sour. Utwory były przeplatane między sobą, choć bez wyraźnej reguły. Mogę jedynie stwierdzić, że były pogrupowane klimatem, więc mieliśmy momenty skocznego popu, spokojniejszych ballad, a także – moje ulubione – te nieco bardziej rockowe. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o występie Olivii wraz z Chappell Roan, na który czekałam od momentu, kiedy Netflix zapowiedział produkcję (a jeszcze bardziej od pojawienia się Chappell na oficjalnej premierze). Wreszcie mogłam też zobaczyć wszystkie stroje artystki i aranżacje sceny, które zmieniały się bardzo często. Nietrudno zauważyć związany z tym trend – koncerty nie skupiają się tylko na muzyce, ale też na innych detalach. To wszystko tworzy złożony, przyjemny dla oka i ucha spektakl.
Muszę też pochwalić scenę, w której Olivia przedstawiała osoby, z którymi współpracowała. Okazało się, że zespół muzyczny artystki składa się z samych dziewczyn – co jest czymś świeżym i przełomowym. Muzyka na żywo zapewniła doskonałą jakość dźwięku – przy niektórych kawałkach nawet lepszą niż w wersji audio. Nie mogłam usiedzieć w miejscu i cały czas śpiewałam. Doceniłam też obecność wstawek mówionych, które znacznie rzadziej pojawiają się w Internecie. Koncert w rodzinnym mieście sprowokował piosenkarkę do opowiedzenia kilku zabawnych historii. Ten wybór mnie nie zdziwił, bo coś podobnego zobaczyliśmy w filmie Shawna Mendesa, który został nagrany podczas występu w jego rodzinnym mieście, Toronto.
Jeśli jesteście fanami Olivii Rodrigo, ten film to absolutny must-watch. Z pewnością będziecie się świetnie bawić! Istnieje spora szansa, że zagwarantuje Wam emocje porównywalne do tych koncertowych. Będzie również świetnym wprowadzeniem do jej twórczości dla osób, które jeszcze nie miały z nią zbyt wiele do czynienia. Artystkę można poznać z każdej strony – zawodowej i prywatnej. Spora różnorodność piosenek na setliście sprawia, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.
Poznaj recenzenta
Oliwia GarczyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1960, kończy 64 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1967, kończy 57 lat