Opowieść podręcznej: sezon 4, odcinek 7 - recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024W najnowszym odcinku Opowieści podręcznej June opuszcza Gilead i powraca do wolnego świata. Czy po tak długim okresie katorgi odnajdzie się w normalnym społeczeństwie?
W najnowszym odcinku Opowieści podręcznej June opuszcza Gilead i powraca do wolnego świata. Czy po tak długim okresie katorgi odnajdzie się w normalnym społeczeństwie?
W bieżącym epizodzie Opowieści podręcznej wraz z główną bohaterką porzucamy piekło i przenosimy się do zgoła innej rzeczywistości. Tym razem nie uświadczymy ani skrawka Gileadu. Jedynie krótkie retrospekcyjne wizje June przypominają nam o koszmarze, który przeżyła. To, że bohaterka nie przebywa już na terenie dawnych Stanów Zjednoczonych, nie oznacza jednak, że nie dręczą jej demony przeszłości. June nie jest sobą, a twórcy serialu wykorzystują ten fakt, żeby zestawić protagonistkę z Sereną. Pani Waterford była w serialu przedstawiana zarówno jako oprawczyni, jak i ofiara. Teraz kieruje nią desperacja, a w jej działaniach cel uświęca środki. Serena Joy nie jest dobrą osobą, ale czy można tak określić June? Gilead wydobył na wierzch to, co najgorsze zarówno w jednej, jak i w drugiej bohaterce. Sprawił, że obie nie pasują do wolnego świata.
Konstrukcja fabularna bieżącego odcinka opiera się na June próbującej odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Kobieta jest niczym zlęknione zwierzę, które przez całe życie musiało walczyć o przetrwanie, a teraz niespodziewanie znalazło się w nieznanym miejscu. Jej reakcje są nieprzewidywalne i impulsywne. Przeżyte traumy kierują jej życiem, a każdy wykonany krok do normalności kosztuje ją bardzo wiele. Mamy tu klasyczny schemat „powrotu do domu” znany z opowieści o żołnierzach cierpiących na zespół stresu pourazowego. June, to kobieta, której udaje się wyzwolić z opresji. Dobrze, że serial zgłębia psychikę cierpiącej ofiary. Źle, że idzie po linii najmniejszego oporu, korzystając z klisz i szablonów. Właściwy kierunek, ale wykonanie bez większej finezji.
Najważniejszym momentem epizodu jest konfrontacja June z Sereną, podczas której kobiety zamieniają się rolami. Scena jest poruszająca i co najważniejsze działa właściwie. Pokazuje desperację pani Waterford oraz gniew głównej bohaterki. June wreszcie daje upust emocjom skrywanym podczas pobytu w Gileadzie. Wyzwala to, co tłamsiła w sobie, gdy nie mogła sprzeciwić się otaczającemu ją złu. Zaraz po upokorzeniu Sereny rzuca się na Luke’a i zmusza do współżycia wbrew jego woli. Robi to w sposób agresywny i zaborczy. Ma to znamiona katharsis, ale do definitywnego oczyszczenia jeszcze wiele brakuje.
Przyjaciele June, żyjący w Kanadzie już od pewnego czasu, prowadzą normalne życie – dostosowali się do społeczeństwa wolnego świata. June jest daleka od takiej postawy. Mimo że finałowe sceny sugerują, iż bohaterka wreszcie zaznała spokoju, istnieją przesłanki świadczące o tym, że w głowie kobiety wciąż toczy się wojna. Podczas gdy Moira, Emily i Luke żyją dniem codziennym, June skupia się na zadaniu kolejnego ciosu Gileadowi, którego przedstawicielami w Kandzie są Waterfordowie. Bieżący epizod odnosi sukces na płaszczyźnie życia wewnętrznego postaci. Mimo że pozornie nic się nie dzieje (uczestniczymy w sielance), to większości scen towarzyszy napięcie wynikające z oczekiwania na coś złowrogiego. Szkoda tylko, że w tym zadowalającym odcinku zabrakło mocnych akcentów, które nieco zintensyfikowałyby akcję i wywołałyby większe emocje. Na poziomie psychologicznym dzieją się interesujące rzeczy, szkoda tylko, że również fabuła nie podąża tą ścieżką. Odcinek cierpi na bolączki znamienne dla całego formatu – nie jest po prostu na tyle ciekawie, żebyśmy nie mogli się oderwać od ekranu.
Dobrze zobaczyć June. Moirę, Emily i Ritę podczas radosnej imprezy, rozmawiające luźno o seksie i innych przyziemnych sprawach. Gorzej, gdy serial porzuca tę obyczajową konwencję na rzecz grubo ciosanych symbolizmów w stylu June obmywającej rany niczym postać z biblijnej przypowieści. Serial wciąż ma problem z odpowiednim balansem tego, co dobre i mało wysublimowane. Najważniejsze jednak jest to, że narracja, tempo wydarzeń i rytm akcji wciąż szwankują, przez co często jest po prostu nudno. Bieżący epizod ma w sobie głębię, ale nie na każdej płaszczyźnie trzyma on wysoki poziom.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat