Pingwin: sezon 1, odcinek 2 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 30 września 2024Oswald Cobb jest ciągle o krok od wielkiego sukcesu, ale nieustannie rzucane są mu kłody pod nogi - dzięki scenarzystom, świetnie ociosane i rozwijające uniwersum. Oceniam 2. odcinek Pingwina.
Oswald Cobb jest ciągle o krok od wielkiego sukcesu, ale nieustannie rzucane są mu kłody pod nogi - dzięki scenarzystom, świetnie ociosane i rozwijające uniwersum. Oceniam 2. odcinek Pingwina.
Chociaż wydawałoby się, że Pingwin porusza się koślawym i powolnym krokiem, to sukcesywnie zmierza w kierunku polepszenia swojej sytuacji w półświatku przestępczym Gotham. Podobnie serial, mimo wolniejszego i spokojniejszego odcinka, udowadnia po raz kolejny, że jego siła nie leży w nieustannej akcji, a cierpliwym budowaniu postaci, intryg oraz świata przedstawionego.
Podoba mi się dotychczasowy schemat działania scenarzystów. Pierwsze dwa odcinki są do siebie bardzo podobne pod względem konstrukcji scenariusza. Na początku seansu dzieje się coś wybuchowego, co popycha akcję do przodu, a jednocześnie stawia głównego (anty)bohatera w trudnym położeniu, z którego musi się wydostać nie za pomocą pięści, ale sprytu, inteligencji oraz ponadprogramowej ilości kombinowania. Tym razem chodziło o dostawę Kropli, która nie poszła zgodnie z planem protagonisty serialu. Twórczyni, Lauren LeFranc, świetnie zarządza napięciem, które odczuwa się podczas seansu. Doskonale ukazuje ryzyko funkcjonowania w świecie, w którym obraca się Pingwin. Jeden źle postawiony krok lub nieodpowiednio obstawiony koń potrafi wywrócić wszystkie plany do góry nogami. W Gotham jest się na wozie lub pod wozem i bardzo łatwo swoją pozycję stracić. Kiedy już wydaje się, że Pingwin jest o krok od wielkiego sukcesu, to pod jego nogi rzuca się kolejne kłody. Bardzo mi się podoba ta forma budowania bohatera, ponieważ stawia go nieustannie w podbramkowej sytuacji i zmusza do podjęcia proaktywnego działania. Nie ma lepszego sposobu na pokazanie tego, kto jaką jest osobą niż właśnie w taki sposób.
Colin Farrell to prawdziwa gwiazda. Nie ma sensu rozwodzić się dłużej nad jego grą aktorską, bo ta jest doskonała. Była taka w Batmanie z 2022 roku, pierwszym odcinku i drugim. Ta postać po prostu należy do Farrella. Mimika, manieryzmy, sposób poruszania się. Przywodzi na myśl Tony'ego Soprano, z którego czerpie wyraźne inspiracje, ale nie zapomina o szczypcie własnej inicjatywy. Ktokolwiek wątpił w słuszność powstania serialu z tym bohaterem teraz może sobie pluć w brodę. Należy tu pochwalić scenariusz, który nie pozwala Pingwinowi na chwilę wytchnienia. Jego lawirowanie pomiędzy rodziną Falcone a Maroni jest angażujące i trzyma w napięciu. Bohater jest zawsze o krok od sukcesu i porażki, a może i śmierci. Bardzo mi się podoba, że największa siła Pingwina, to jego intelekt i znajomość tego półświatka. Doskonale czyta ludzi. Jest w stanie nimi manipulować i wie, gdzie nacisnąć, aby dostać coś dla siebie.
To doświadczenie, którego brakuje Vicowi. To również mocny punkt tej produkcji. Po raz kolejny nawalił, tym razem w pełni. To nie jest bandzior z krwi i kości, a zwykły dzieciak, który po prostu próbuje przeżyć i poprawić swoje warunki życia. Widać to w każdej scenie z nim. Rhenzy Feliz świetnie to oddaje. Jego postaci się kibicuje i potrafi współczuć. Na ten moment nie jest zbudowany do życia w tym świecie. To bardzo wiarygodne i realistyczne. Podoba mi się, że nie stał się z miejsca zbirem Pingwina. Waha się, nie jest w stanie zrobić wszystkiego i popełnia młodzieńcze błędy. Lawiruje na końcówce noża i tylko słabość Pingwina do niego sprawia, że postać Farrella jeszcze go nie zatopiła w młodzieńcu. Tylko ile takich porażek jeszcze zniesie Oz?
Cristin Milioti nie przestaje zachwycać. Podoba mi się, jak jest budowana aura niepokoju wokół tej postaci. Każdy o niej mówi. Każdy się jej boi. To nie tak głośna i przebojowa postać, co Pingwin, ale każda scena z jej udziałem od razu przykuwa uwagę. Jest to zasługa aktorki oraz umiejętnie napisanego scenariusza. Jest odludkiem, dziwolągiem i nie potrafi sobie z tym poradzić. Wprowadzenie postaci terapeuty tylko pomoże w zobrazowaniu tego, choć w tym odcinku przewinął się on tylko na moment. Relacja z nim może być ciekawym dodatkiem dla tej postaci. Dba on o Sofię, ale jednocześnie przywołuje jej wspomnienia w traumatyczny sposób. Próbuje jej pomóc, a może popchnąć z powrotem na ścieżkę szaleństwa? Sofia sprawia wrażenie wulkanu, który zaraz wybuchnie. Świetnie było to widać w scenie z byłą przyjaciółką i jej córką. To właśnie subtelne zagrania scenarzystów sprawiają, że ogląda się to z wielkim zaangażowaniem. Chociaż przyjaciółka jako jedyna nie bała się porozmawiać z Sofią, to jednak bała się o własną córkę w jej towarzystwie. Cristin Milioti doskonale pokazuje postać, która zanurzona jest w cieniu własnego umysłu i rodziny, która się jej nie słucha i traktuje jak świrusk. To bohaterka, która stoi na własnych nogach i nie daje sobą manipulować. Potrafi przejrzeć Pingwina, ale zawsze brakuje jej jednego detalu, żeby się do niego dobrać i ukrócić ambicje. Ogląda się to z zafascynowaniem.
Urocza była też scena tańca Oza z jego matką. Dobrze pokazała dynamikę między tymi dwiema postaciami. To niejednoznaczna relacja i jestem ciekaw, jak rozwinie się dalej. Te same przemyślenia miałem po scenie z bohaterką graną przez Carmen Ejogo. Eve Karlo wie o tym, co zrobił Pingwin, ale nadal jest po jego stronie. Wynika to z relacji romantycznej pomiędzy dwojgiem, a może - podobnie do matki bohatera - wierzy w jego możliwości? Czas pokaże.
Pingwin to postać, której się kibicuje, bo jest lekceważony przez każdego. Można też podziwiać jego intelekt, spryt i doświadczenie. Ale twórczyni nie pozwala zapomnieć, że jest to okropny człowiek i chciwy gangster. Widzieliśmy to w ostatnim odcinku i było tak i teraz. Nie boi się pobrudzić sobie rąk, ale ma pięć planów awaryjnych. To doskonały przykład tego, jak niebezpieczny może być człowiek, którego się nie podejrzewa o połowę czynów, które byłby w stanie zrobić dla poprawienia swojej sytuacji. Nie jest zagrożeniem z powodu swoich wielkich planów, gdzie każdy z nich krok po kroku idzie ku szczęśliwemu zakończeniu, ale przez to, że nawet jeśli coś pójdzie nie po jego myśli, to jest w stanie obrócić sytuację w taki sposób, by spaść na cztery łapy.
Podobało mi się też skromne budowanie świata przedstawionego. Serial nie skupia się na Batmanie, bo ten skradłby całe show, ale nie zapomina o swoich korzeniach. Skutki powodzi wywołanej przez Riddlera są widoczne gołym okiem, czego dobrym przykładem jest słup ogłoszeniowy, który informuje o poszukiwaniach osób zaginionych. Wśród mieszkańców Gotham jest też nadal wielu wyznawców złoczyńcy - było to widać na pogrzebie Alberto. Nawet detektyw pracujący dla Sofii wspomina o nim z imienia. To mała rzecz, ale cieszy, bo pokazuje, że osoby stojące za serialem nie próbują na siłę oderwać się od uniwersum Reevesa.
To kolejny bardzo dobry odcinek Pingwina. Wolniejszy od poprzedniego, ale nadal popychający akcję do przodu. Znów stawia protagonistę w trudnej sytuacji, z której ten musi się wydostać. Brakowało mi jedynie relacji Oza i Vica, bo ta była mocnym punktem pierwszego odcinka. Tu zeszła bardziej w bok. Końcowe spotkanie Sofii i Pingwina wskazuje, że ten będzie mieć jeszcze więcej opcji manipulacji, ale też nad jego głową zawisł topór kata. Dosłownie.
Poznaj recenzenta
Wiktor StochmalDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
Co o tym sądzisz?