„Pokojówki z Beverly Hills”: sezon 3, odcinek 10 – recenzja
Najnowszy odcinek "Pokojówek z Beverly Hills" serwuje ciekawą, ale niezbyt zaskakującą akcję. Przewodni wątek sezonu powoli się rozwija, a scenarzyści podsuwają nam pod nos coraz więcej podejrzanych i sugerują nowe rozwiązania zagadki kryminalnej.
Najnowszy odcinek "Pokojówek z Beverly Hills" serwuje ciekawą, ale niezbyt zaskakującą akcję. Przewodni wątek sezonu powoli się rozwija, a scenarzyści podsuwają nam pod nos coraz więcej podejrzanych i sugerują nowe rozwiązania zagadki kryminalnej.
Mimo że scenarzyści stawiają przed nami wiele teorii, to często prowadzą one w ślepe zaułki. Jednym z nich okazały się być tajemnicze spotkania Spence'a i Taylor, które jednak nie mają za wiele wspólnego ze śmiercią Blanci. Pytanie z kim zatem współpracuje Taylor wciąż pozostaje otwarte. Czasem trochę to irytuje, bo wodzą widza za nos, nie oferując zbyt wiele rozwiązań, które pobudzałyby ciekawość.
Do serialu powróciła szalona Olivia, która na pewno coś wie o śmierci Blanci, albo przynajmniej ma swoją teorię na ten temat. Może co nieco dowiedziała się od swojego byłego męża, Michaela, który rzekomo od miesięcy się z nią spotyka. Ciekawe, czy nieobliczalna decyzja Olivii o zmianie fryzury ma nam jedynie pokazać jej stan psychiczny, czy kryje się za tym jakaś większa zagadka. Możliwe też, że istotną rolę w całej sprawie odgrywa tajemnicza osoba, z którą kobieta rozmawiała przez telefon. Póki co niespodziewany powrót Olivii wzbudził kilka pytań, ale niestety nie ekscytuje. Mimo że z czasem powrót ten może przynieść jakieś wskazówki co do tożsamości mordercy, to na razie w głowie krąży myśl: "szkoda, że wróciła".
Jesse oczyścił się przed Marisol z podejrzeń o zabójstwo Louiego, ale wciąż może być jakoś zaplątany w całą sprawę. W końcu jest byłym żołnierzem, ma broń, pracował z Louiem i kręci się blisko osób związanych z całą sprawą. Na tym etapie ciężko jednak spekulować, jaką rolę odgrywa mężczyzna. I chociaż słowa, że jest gliniarzem pod przykrywką cisną się na usta, to wciąż pozostaje zbyt wiele niewiadomych, żeby je wypowiedzieć na głos.
[video-browser playlist="733145" suggest=""]
Drugim trójkątem miłosnym w sezonie (po Rosie-Spence-Ernesto) jest ten z Carmen w roli głównej. Z uwagi na to, że wątek miłosny bladł i stawał się co raz bardziej nudny, cieszy fakt, że piosenkarka zerwała w końcu z irytującym i nijakim Sebastienem. Zemsta, jaką Latynosce zafundowała Jacklyn była oszałamiająca. Dobrze, że producentka muzyczna w końcu przejrzała na oczy i nie dała się dalej wodzić za nos. Dzięki temu zagraniu nadchodzące odcinki zdają się być dla Carmen obiecujące. Po nieprzyjemnościach, jakie zaserwowała jej Jacklyn, piosenkarka będzie miała okazję pokazać swój artystyczny, latynoski temperament.
Bezsprzecznie najlepszym i najzabawniejszym wątkiem w odcinku była rodząca się więź między Adrianem Powellem i małym Deonem. Okazał się on równie przebiegły, co jego rodzice zastępczy. Jednak państwo Powell nie powinni się do niego za bardzo przywiązywać, bo pewnie działania, które wprawił w ruch Adrian w poprzednim odcinku zaowocują odnalezieniem się rodziców biologicznych chłopca. Nie ma się jednak czym martwić, bo Powellowie na pewno wpadną na kolejny szalony pomysł i dostarczą widzom niezłej rozrywki. Nadal są najjaśniejszym punktem sezonu.
"Devious Maids" to fajny, wesoły serial z morderstwem w tle. Niestety ostatnio nieco brakuje w nim dystansu i lekkości. Jest trochę zbyt poważnie, a wątki obyczajowe wzięły górę nad humorem. Oby w nadchodzących odcinkach nie tylko Powellowie fundowali widzom frajdę, ale i pozostali bohaterowie.
Poznaj recenzenta
A PDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat