Puste niebo: Wielka draka w magicznym Lublinie – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 14 września 2016Zbity księżyc, piekielne gawrony, maszyny snów, nawiedzone siostry zakonne, umarlaki w podziemiach Lublina, rabini szturmujący Niebo, anioły wypchane słomą, wierzbowe licha, sterowce Kolektywu Robotniczo-Chłopskiego... patrząc na liczbę atrakcji, jakie Radek Rak upchnął w Pustym niebie, trudno uwierzyć, jakim cudem można było sklecić to w całość, która nie dość, że trzymałaby się razem, to jeszcze byłaby dobra. A jednak można.
Zbity księżyc, piekielne gawrony, maszyny snów, nawiedzone siostry zakonne, umarlaki w podziemiach Lublina, rabini szturmujący Niebo, anioły wypchane słomą, wierzbowe licha, sterowce Kolektywu Robotniczo-Chłopskiego... patrząc na liczbę atrakcji, jakie Radek Rak upchnął w Pustym niebie, trudno uwierzyć, jakim cudem można było sklecić to w całość, która nie dość, że trzymałaby się razem, to jeszcze byłaby dobra. A jednak można.
Puste niebo zaczyna się od katastrofy, kiedy to Tołpi, wioskowy chłopek roztropek, wyławia z Bugu księżyc, a następnie – po krótkiej scysji z wierzbowym lichem – w sposób pozbawiony wdzięku zwyczajnie go tłucze podczas drogi do dziewczyny, do której smalił cholewy. Nie ma żadnych eksplozji ni świateł, ba – świat zdaje się początkowo straty nie zauważać, a jedyną rzeczą, jaką ma z tego wszystkiego Tołpi, to wstyd i gromkie szyderstwa kowalowej córki, Zorki. Gdy jednak chłopak przyznaje się do czynu Babuszce Sławuszce, sprawa nagle urasta do wagi solidnego problemu – wszak ostateczne wymarcie ludzkości to nie jest betka. Dlatego też znachorka wyprawia chłopaka do Lublina, gdzie mieszkać ma Jan Azrael Hesper - człowiek potrafiący wytapiać księżyce. Tołpi, wsiadając do pociągu nie spodziewa się zapewne tego, co czeka go w wielkim mieście – inaczej zapewne dwa razy zastanowiłby się, przekraczając próg przedziału...
Przyglądając się nowej powieści Radka Raka łatwo dostrzec wyraźny szkielet, na jakim się opiera: z jednej strony mamy więc historię bohatera, który w obliczu kryzysu wyrusza w podróż, zbierając wokół siebie drużynę towarzyszy, z drugiej – opowieść inicjacyjną, z młodym chłopakiem przechodzącym proces dojrzewania, stykającym się z problemami "dorosłego" świata, takimi jak śmierć, miłość czy seksualność.
Rzecz w tym, że ów szkielet w Pustym niebie jest – podobnie zresztą jak przedstawiony w nim Lublin i cała powieść w ogóle – na swój sposób wykrzywiony, wykręcony i przeinaczony. Wiejski bohater z przypadku bardzo szybko spadnie do rangi piątego koła u wozu w grupie straceńców, którym będzie przewodził wspominany Hesper, tworzący księżyc nie tyle z potrzeby serca, a duszy, którą pospołu z sybarytą Tyfonem de facto przehandlował z diabłem. Szlachetna misja przekształci się w szaleńczą pogoń za partykularnymi interesami nie tylko ze względu na osobiste pobudki rabina, ale i Tołpiego, którego ptasie mleczko i wizja kobiecych piersi tajemniczej Madame skusi do oddania księżyca w obce ręce. Na końcu zaś niekoniecznie czekać musi spełnienie i nagroda: w czasie swej podróży chłopak zostaje spity, sponiewierany i uwięziony w przytułku; przemierza niebo pełne snów i pełza przez podziemia wypełnione ciemnością i strachem; jest niegodnym zaufania chłystkiem, tchórzem, bohaterem, mścicielem, marnym zadatkiem na mężczyznę i młodocianym zbójem.
Czym jednak Tołpi staje się ostatecznie? Rakowi udaje się stworzyć w Pustym niebie galerię postaci, którym nieobce są porywy serca, zachcianki i słabości, lecz Tołpi jest pod tym względem wyjątkowy ze względu na targający nim dualizm: z jednej strony chce uratować ludzkość, z drugiej jest gotów oszukać towarzyszy, tli się w nim niezgoda na ofiarę z niewinnej osoby, lecz jednocześnie zdolny jest do aktów barbarzyństwa, błąka się gdzieś pomiędzy chłopięctwem a męskością, a rozbudzana coraz mocniej seksualność nie wie, czy wybrać efemeryczną, boską niemalże figurę ideału, czy też przyziemną dziewczynę o prostych marzeniach i spracowanych dłoniach. Ten dualizm sprawia, iż momentami można mieć wrażenie, iż Tołpi właściwie się nie zmienia, wciąż pozostając głupim, wiejskim chłopakiem i do pewnego stopnia tak jest, z tym, że ów głupek poznaje co to miłość, cierpienie, śmierć, a podróż wyzwala w nim zarówno to, co najlepsze, jak i najgorsze.
Osobne słowo należy poświęcić też Lublinowi, czy też niby-Lublinowi, jako że trudno orzec, na ile przedstawione w Pustym niebie miasto faktycznie odpowiada temu z okresu międzywojennego. I nie chodzi tu tylko o sam fakt istnienia w nim magii, choć ta jest najbardziej zauważalna: począwszy od przepastnych tuneli pod miastem, przez wierszcze polujące na ludzkie sny, Sędziwrona i jego gawrony, aż po nieumarłego dominikanina strzelającego do aniołów z dubeltówki. Ale to tylko jeden aspekt. W powieści Raka miasto to przedstawia się nie tylko jako magiczne, surrealistyczne i groteskowe, ale również pokrzywione i pozszywane z różnych kawałków (na krótki moment staje się nawet Jerozolimą), z których każdy zdaje się walczyć o dominację. Jest więc Lublin magiczny, metropolia Madame wypełniona tak snami, jak i koszmarami, zarówno pięknymi ogrodami, jak i burdelikami, miasto pokus, marzeń i rozczarowań; jest Lublin ojca Ruszela wiodącego trupią procesję, miejsce surowe, nieco ponure, wymagające, ale dające szansę na zbawienie; jest wreszcie Lublin komunistów, z zeppelinami na niebie, bombami, kulką w łeb dla klechów i starozakonnych, Lublin nowoczesności i postępu, ale wyrażonego w destrukcyjnym pędzie ku zagładzie starego porządku. Wszystko to sprawia, że świat przedstawiony jest niejednorodny, pociągający, pełen tajemnic, ale też nieuchwytny i nierzeczywisty. Na tyle, że osobiście nie określiłbym go jako jednego z bohaterów powieści, choć niewątpliwie niewiele do tego brakuje.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to byłoby to wyraźne pęknięcie, jeśli chodzi o konstrukcję dramaturgiczną Pustego nieba. Przez większą część powieści Rak utrzymuje tempo, które bez przesady można byłoby nazwać szaleńczym: bohaterowie przemieszczają się z miejsca na miejsce, spotykając galerię postaci dziwnych i dziwacznych, uciekając z paszczy śmierci lub przeciwnie – pchając się w gardziel nieznanego. W tych momentach autor prezentuje iście szatańską inwencję w mieszaniu rubasznego humoru i gier słownych, subtelnej erotyki i elementów horroru, surrealizmu i groteski, tworząc barwną i wciągającą mieszankę na pograniczu jawy i snu. Jednak wraz z rozwojem fabuły w tę zabawną powieść zaczynają wkradać się elementy poważniejsze, związane z cierpieniem i poczuciem odpowiedzialności, aż wreszcie następuje moment kulminacyjny, który dosłownie wywraca całość na lewą stronę, całkowicie eliminując beztroskę i zabawę, pozostawiając za sobą jedynie poczucie goryczy, rozczarowania i żalu. Problem w tym, że o ile zmiana klimatu robi piorunujące wrażenie, to sama wolta całkowicie wytraca tempo opowieści, redukuje je niemal do punktu zerowego, pozostawiając tak Tołpiego, jak i czytelnika w swoistej „strefie przejściowej”, która sprawia wrażenie, iż jedyną jej funkcją jest to, by połączyć te dwa rozłupane kawałki. Finał wydaje się niepotrzebnie zdublowany i niestety, w tym wypadku ścieg szwu tekstu Raka okazał się nieco krzywy.
Puste niebo to niewątpliwie powieść nietuzinkowa: nieco szalona, mocno intrygująca, trochę zwodnicza. Potrafi porwać potoczystym stylem, frazą i humorem, by potem bez pardonu trzasnąć w twarz poważniejszą refleksją. Czasem potrafi zirytować – czy to okazjonalną dłużyzną, czy bohaterem, po którym dobre rady spływają jak po kaczce. Nie ulega jednak wątpliwości, iż Radek Rak swoją drugą powieścią dał pokaz sporej wyobraźni i brawury, a seria Kontrapunkty po raz kolejny dostarczyła niesamowity, niebanalny tekst, który wymyka się prostemu zaszufladkowaniu.
Źródło: fot. Powergraph
Poznaj recenzenta
Piotr SarotaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat