Seria niefortunnych zdarzeń: sezon 1, odcinek 5-8 – recenzja
W drugiej połowie sezonu dochodzi do pewnej zmiany. Pojawia się również dużo więcej postaci i znajome twarze.
W drugiej połowie sezonu dochodzi do pewnej zmiany. Pojawia się również dużo więcej postaci i znajome twarze.
Rozdział trzeci i czwarty znacząco się od siebie różnią. Trzeci został wyreżyserowany przez Barry’ego Sonnenfelda i nawiązuje swoją stylistyką do dwóch poprzednich. Rodzeństwo Baudelaire trafia pod opiekę kolejnego opiekuna. Tym razem jest to bojąca się wszystkiego ciotka Josephine (Alfre Woodard), która jak na ironię mieszka w wielkim domu na samiutkim skraju klifu. Jak nie trudno się domyślić ich pobyt tam nie będzie ani przyjemny, ani zbyt długi, a to za sprawą podążającego za nimi jak cień Hrabiego Olafa. Złoczyńca tym razem przyjmie postać jednonogiego Kapitana statku. To co dalej wykombinuje pozostawię do swojej wiadomości.
Czytaj także: Recenzja pierwszych czterech odcinków Serii niefortunnych zdarzeń
Ten rozdział jest bardzo fajny i klimatyczny. Dowiadujemy się trochę więcej o organizacji, która niczym anioł stróż stara się opiekować sierotami. Sceneria otoczenia została zamieniona na nadmorską, która ładnie buduje klimat grozy. Z ekranu bije chłód, aż go czuć na kanapie.
Miejscami jest też dość przygnębiająco i strasznie, bo taka jest właśnie ta opowieść. Jak sugeruje nam wielokrotnie narrator „niektóre obrazy są zbyt przygnębiające dla zwykłego widza”. Sonnenfeld zabawił się też trochę konwencją, wprowadzając do niej odrobinę horroru. Od dawna wiadomo, że lubi ożywiać na ekranie przeróżne stwory, tak więc i tu się tym popisał. Na szczęście nie dodał ich od siebie tylko zmaterializował te wymyślone przez Daniela Handlera, znane z książek.
Słabej wypada kończący ten sezon rozdział czwarty Lemony Snicket’s A Series of Unfortunate Events, wyreżyserowany przez Bo Welcha. Jest zupełnie inny od poprzednich. Nie ma w nim żadnego zakręconego opiekuna. Pojawia się za to więcej antagonistów, jak dziwna pani okulistka, jej podejrzana znajomo wyglądająca asystentka, właściciele tartaku i jego dziwnie zachowujący się pracownicy. Jednego z szefów fabryki gra ustylizowany niczym w Django, Don Johnson. Nie podlega dyskusji, że ten styl mu służy. Tak samo jak poza zapatrzonego jedynie w zysk biznesmena, który dla własnych profitów jest w stanie zatrzeć prawdę na temat wydarzeń sprzed lat. Johnson jest niewątpliwie najjaśniejszym punktem tego rozdziału. Świetnie też wciela się w jego partnera partnera (powtórzenie nieprzypadkowe) Rhys Darby. Reszta wypada słabo. To jednak nie jest wina reżysera ani aktorów. Moim zdaniem materiał źródłowy odstaje od reszty i widać to także w scenariuszu. Główna intryga jest mało ciekawa i brakuje jej tego zwariowanego zabarwienia poprzednich rozdziałów. Więcej za to dowiadujemy się na temat przeszłości Hrabiego Olafa, co niektórych może zainteresować.
Niemniej z optymizmem patrzę na cały sezon, który jest znakomity. Fajnie opowiedziany, wymyślony i poprowadzony. Wszystko tak naprawdę dzięki Neilowi Patrickowi Harrisowi, który jako Hrabia Olaf zmienia wygląd niczym kameleon, by zapewnić widzom odpowiednią rozrywkę. Każde jego wcielenie jest orientalne i spowoduje u was wybuch śmiechu. A to dopiero początek. Liczę na to, że czekają nas jeszcze co najmniej dwa równie zwariowane sezony, nim dojdziemy do wielkiego finału.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat