Servant: sezon 1, odcinek 10 (finał sezonu) - recenzja
Servant finałowym odcinkiem pierwszej serii kładzie podwaliny pod kolejny sezon. Czy jednak otrzymujemy odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania?
Servant finałowym odcinkiem pierwszej serii kładzie podwaliny pod kolejny sezon. Czy jednak otrzymujemy odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania?
W poprzednim epizodzie dowiedzieliśmy się, co się stało z małym Jerycho. Teraz twórcy uchylają rąbka tajemnicy w kwestii tego, kim jest i skąd pochodzi Leanne Grayson. Określenie „rąbek” jest tutaj jak najbardziej na miejscu, ponieważ po obejrzeniu całości wciąż więcej nie wiemy, niż wiemy. Okazuje się, że opiekunka ma moce uzdrawiania, a nawet wskrzeszania. Jest ona członkinią sekty i chętnie korzysta ze swoich umiejętności, żeby pomagać tym, których lubi. Dlatego też wybrała Dorothy – miłą i sympatyczną dziennikarkę telewizyjną. Leanne wykorzystuje też swoje umiejętności, żeby dokuczyć tym, za którymi nie przepada – stąd narastające dolegliwości Seana.
Najnowszy odcinek Servant pozostawia nas z olbrzymią niewiedzą. Nie znamy prawdziwych celów sekty dowodzonej przez wujka George’a i ciotkę May. Nie wiemy, jak olbrzymia jest moc Leanne, skąd ona się wzięła i jaki ma cel. Samo zakończenie pozostawia również wiele wątpliwości. Co czuła Dorothy, gdy znalazła w kołysce lalkę? Czy ponownie będzie traktować ją jak Jericho, czy raczej zda sobie sprawę, z tego, co się wydarzyło? Czemu Leanne zabrała chłopca? Gdzie uda się wraz z pozostałymi członkami sekty? Czy Sean postradał zmysły? Mamy więc klasyczną podbudowę przed kolejnym sezonem. Multum pytań i soczysty cliffhanger. Czy w świetle powyższego finał pierwszej serii można uznać za satysfakcjonujący?
Omawiany odcinek zaskakuje liczbą postaci, które niespodziewanie pojawiają się w domu Turnerów. Zazwyczaj mieliśmy dwoje, góra troje gości. Tym razem próg domu przekracza cała rzesza osób świętujących chrzciny Jericho. Powyższe umożliwia twórcom wprowadzenie do fabuły kilku lekkich gagów, ale nie to jest najważniejsze. Udaje się zbudować napięcie poprzez czasem trudne do wychwycenia szczegóły. Dzięki temu, odczuwamy, że coś wisi w powietrzu i zaraz nastąpi potężne katharsis. May i George na filmie z kościoła, dziewczynka bawiąca się lalką, policja w domu Turnerów – wszystko to sprawia, że czujemy na plecach dreszcz niepokoju.
Katharsis ma miejsce w samym finale, a wcześniej twórcy konfrontują George’a z Seanem i May z Leanne. Obecność nieznajomych w domu głównych bohaterów pokazuje, że mamy tu do czynienia z wszechmocnymi i inwazyjnymi jednostkami. Ważne jednak jest to, że to Leanne rozdaje karty. Jest ona panią swojego losu i musi podjąć decyzję, co uczyni z własnym życiem. Członkowie sekty oczywiście pozwalają sobie na presję, stąd zapewne wielki strach Leanne. Wszystko wskazuje na to, że opiekunka jest kimś w rodzaju anioła czy czarownicy, która nagradza dobrych, a karze złych. Jej stosunek do Dorothy jest jednak bardzo zastanawiający. Z jednej strony przyjaźń, z drugiej wyraźna niechęć. Miejmy nadzieję, że to celowy zabieg, a nie scenariuszowe niedbalstwo.
Finalnie nie sprawdzają się domniemania tych, którzy przypuszczali, że serial jest stricte dramatem psychologicznym pozbawionym wątków nadnaturalnych. Takie rozwiązanie byłoby niezwykle subtelne i pasowałoby tutaj jak ulał. Nie jest to jednak styl M. Night Shyamalana, który lubi walić z grubej rury i ma skłonność do przesady. Dlatego też tam, gdzie można było nieco wyciszyć historię, on uderza z całej siły. Twórca (będący tutaj producentem wykonawczym) z pewnością ma już plan, jak z tej kameralnej opowiastki zrobić epicką historię. Miejmy nadzieję, że nie zamieni jej w superbohaterską epopeję. Wszyscy pamiętamy niezły Split i przeszarżowany Glass. W przypadku M.Night Shyamalana trzeba zawsze być umiarkowanym optymistą.
Powyższe było napisane oczywiście pół żartem, pół serio, ale nie da się ukryć, że przyszłość Servant jest jedną wielką niewiadomą. Historia idealnie nadawałaby się na jeden zamknięty sezon, jednak twórcy chcą iść za ciosem i zaprezentować nam coś zdecydowanie większego. Jak w takim razie ocenić pierwszą serię? Pozytywnie, ponieważ przez większość odcinków udaje się zachować klimat i nastrój grozy. Praktycznie na każdym kroku towarzyszyło nam napięcie i do samego końca nie wiedzieliśmy, co tu tak naprawdę się wyprawia. Do tego wszystkiego permanentny food porn – ze świeczką szukać produkcji filmowych i telewizyjnych, które oddawałaby w tak osobliwy sposób hołd wykwintnej kuchni. Kulinaria, rodzinna tragedia, czarownice i sekty – w jakiś dziwaczny sposób wszystkie te elementy zgrywają się idealnie. Miejmy nadzieję, że w drugim sezonie twórcy nie przegotują tego smacznego serialowego dania.
Źródło: zdjęcie główne: Apple TV
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat