Sherlock Holmes Society #02: Czarne są ich dusze - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 19 czerwca 2019Na drugi tom cyklu Sherlock Holmes Society nie czekaliśmy długo. Po zaledwie dwóch miesiącach możemy się dowiedzieć, jak potoczyło się dalsze śledztwo słynnego detektywa zapoczątkowane Sprawą w Keelodge.
Na drugi tom cyklu Sherlock Holmes Society nie czekaliśmy długo. Po zaledwie dwóch miesiącach możemy się dowiedzieć, jak potoczyło się dalsze śledztwo słynnego detektywa zapoczątkowane Sprawą w Keelodge.
Konsternację wzbudza podtytuł drugiego tomu - Czarne są ich dusze. Brzmi pretensjonalnie w stosunku do prostej Sprawy w Keelodge i ogniskuje w sobie wszelkie problemy, na które cierpią komiksy Sylvaina Cordurie o Sherlocku Holmesie. Artysta bowiem do tematyki zdaje się podchodzić zbyt poważnie, w jego scenariuszach nie czuć frajdy z intertekstualnych zabaw, którą powinno zapewniać łączenie ze sobą klasycznych motywów popkulturowych. Stąd też scenariuszom Francuza brakuje lekkości, która charakteryzuje choćby podobną w zamyśle artystycznym Ligę Niezwykłych Dżentelmenów Alana Moore’a. Szkoda, bo czytając Czarne są ich dusze nie można odmówić Cordurie pomysłowości.
W pierwszym tomie cyklu Sherlock Holmes, wraz z pozostającym w jego cieniu, cierpiącym duchowo doktorem Watsonem konfrontował się z zombie. Takie połączenie dało nam kilka scen przywodzących na myśl The Walking Dead i dzięki temu historia z miejsca nabierała rumieńców. W drugim tomie scenarzysta nie ogranicza się do tematyki żywych trupów. Dorzuca bowiem nową, widoczną na okładce postać, która w pierwszym odruchu kojarzyć może nam się z figurą Kuby Rozpruwacza - zresztą od ujęcia naśladowcy wiktoriańskiego seryjnego mordercy rozpoczynał się poprzedni tom. Jednak tożsamość postaci z okładki należy do kogoś innego, nie mniej kultowego bohatera popkultury - myślę, że większość czytelników powinna ją bez problemu wytypować, patrząc na ten dość charakterystyczny wizerunek.
W każdym razie, udane połączenie dwóch klasycznych motywów dodaje opowieści Cordurie wiatru w żagle. Owszem, wciąż mamy momenty, w których Sherlock Holmes podczas przechadzek po Londynie oddaje się fali dedukcji a my musimy pochłaniać spore partie tekstu, ale dla kontrastu mamy tu sporo sekwencji akcji. A Sherlock Holmes działający, a nie gadający to jest to, czego w komiksie z jego przygodami powinniśmy oczekiwać, zwłaszcza jeśli te przygody mają często charakter nadnaturalny. I to jest kierunek w którym powinna iść twórczość Sylvaina Cordurie.
Cóż, być może za dużo wymagamy od scenarzysty, który najwidoczniej chce za wszelką cenę zachować urok klasyki i jak ognia unika formalnych, postmodernistycznych chwytów. Tę swojego rodzaju misję widać też w stronie graficznej. Wciąż statyczne układy plansz, wciąż realistyczna kreska, wciąż odczuwalny brak chęci do eksperymentu. Co tym bardziej zaskakuje, bo przecież w tym albumie nastąpiła zmiana rysownika, czego praktycznie nie zauważamy. Na całe szczęście, scenarzyście w tym albumie udaje się kilka razy nas zaskoczyć, a sam finał, jak na Cordurie wyjątkowo szokujący i ekspresyjny, zapowiada najwyraźniej kontynuację historii. Poczekamy, choć wcale nie z niecierpliwością i kiedy przyjdzie na to czas, sprawdzimy, czy francuski scenarzysta zrobił kolejne postępy.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat