Słudzy – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 5 marca 2021Słudzy to artystyczny film Ivana Ostrochovský’ego, krytykujący układy Kościoła z państwem i sytuację, w której instytucja jest ważniejsza niż człowiek. Chociaż akcja rozgrywa się w czasie zimnej wojny, to tematy dzieła nie przestają być boleśnie aktualne.
Słudzy to artystyczny film Ivana Ostrochovský’ego, krytykujący układy Kościoła z państwem i sytuację, w której instytucja jest ważniejsza niż człowiek. Chociaż akcja rozgrywa się w czasie zimnej wojny, to tematy dzieła nie przestają być boleśnie aktualne.
W jednej ze scen filmu Słudzy młody seminarzysta leży na dolnym łóżku piętrowej pryczy, a filmowany z góry stelaż wizualnie tworzy na jego popiersiu kraty. To symboliczne ujęcie świetnie oddaje sytuację, w której bohater znalazł się w seminarium. Miejsce, w którym pragnął rozwijać się duchowo, w istocie stało się jego więzieniem. Dzieło Ivana Ostrochovský’ego w wysmakowany sposób ukazuje bowiem historię młodych duchownych, którzy jeszcze przed chwilą pragnęli być sługami bożymi, a chwilę później walczą, by nie stać się sługami systemu.
Naszymi przewodnikami po uwodzącym wizualnie świecie są Michał i Juraj. Pełni idealizmu i nadziei młodzi mężczyźni przybywają do seminarium, by doskonalić się w wierze. Niestety, przyjdzie im się zmierzyć ze znacznie bardziej przyziemnymi sprawami. W kraju wzbiera bowiem na sile klerycki ruch kolaborancki Pacem in Terris, który wspiera komunistyczny reżim, a do seminarium z departamentu kościelnego przybywa przedstawiciel komunistycznej władzy. W murach zakonu mieszka jednak i kleryk, który w przeciwieństwie do władz seminarium rozumie, iż Kościół nie może wspierać ideologii czy politycznych interesów. Jak w obliczu inwigilacji, szantaży, potwornych metod zastraszania przez władzę, dla której nie ma świętości, zachowają bohaterowie filmu? I jak sytuacja wpłynie na ich relację?
Precyzyjny scenariusz, który reżyser napisał m.in. wraz z Rebeccą Lenkiewicz, współscenarzystką Idy, klarownie i jednoznacznie ukazuje, jak bardzo niebezpieczne jest połączenie państwa z Kościołem. Bo kiedy te dwie instytucje, mające zakusy, by kontrolować jednostki, połączą siły, dochodzi do przerażających wynaturzeń. Film przedstawia przerażający obraz tego, jak żądza władzy – czy to w przypadku państwa, czy Kościoła, ogranicza ludzką wolność, próbuje ograniczyć umysły. Uciszyć – co w filmie widzimy niemalże dosłownie. Dzieło ukazuje też, że kiedy instytucja religijna wchodzi w układy z państwem, to zamiast służyć Bogu, służy opresyjnemu systemowi, ideologii, chorej wizji, komunizmowi, totalitaryzmom. I w dalszej perspektywie, w katolickim ujęciu, nikomu innemu, jak szatanowi. Religia nigdy nie powinna być przecież narzędziem walki ani nie powinna wtrącać się w życie społeczeństw czy polityki, a jedynie być sprawą osobistą, wewnętrzna człowieka. Inaczej staje się swoją odwrotnością – złem i śmiercią. Słudzy uświadamiają więc, jak ważny jest rozdział państwa od Kościoła oraz stanowią przestrogę. Bo chociaż akcja dzieje się w czasach zimnej wojny, to jasne jest, że historia lubi się powtarzać - współczesny Kościół w Polsce chętnie brata się z władzą, a władza z Kościołem.
Film jest bardzo aktualny również i z innego powodu. Świetnie pokazuje inną zmorę Kościoła dzisiejszych, ale i dawnych, czasów. To mianowicie, że ochrona instytucji ważniejsza jest od człowieka, od jednostki. Ukazuje też, jak trudny jest opór we wszelkiego rodzaju zhierarchizowanych instytucjach. Unaocznia też stosowaną i dziś taktykę odwracania kota ogonem. W filmie działacz propagandowy oskarża o propagandę innych, a mówiąc to, zasłania się krzyżem, który w istocie profanuje. Dziś w naszym kraju obserwujemy to samo, kiedy szerzące propagandę, niebezpieczne środowiska ideologią nazywają LGBT.
Oprócz aktualności w ujęciu społeczno-historycznym drugą najmocniejszą stroną filmu jest jego warstwa wizualna. Użyte środki formalne idealnie pasują do opowiadanej historii, zaś aranżacja scen została dokładnie przemyślana. Czerń i biel, w których utrzymano dzieło, przynoszą jednocześnie jakiś rodzaj ukojenia, wyciszenia po seansie współczesnych, przebodźcowanych filmów, porównywalne do wizyty w klasztorze, by schronić się przed zgiełkiem współczesnego świata. Kamera zaś, która bywa statyczna, nie sprawia, że seans jest trudny – ruch w kadrze sprawia bowiem, że ujęcia poetycko płyną. Ze względu na czarno-białą estetykę Słudzy przywodzą na myśl Andrieja Rublowa, Matkę Joannę od Aniołów, Idę czy Śmierć prowincjała – czyli filmy, które również opowiadają ludziach, którzy swoje życie oddali Bogu. Taki sposób obrazowania wydaje się najlepszy dla opowiedzenia historii, która porusza tematy wiary czy duchowieństwa. Z przyjemnością chłoniemy wysmakowane, momentami symboliczne, kadry. I chociaż w filmie pojawiają się też ujęcia z góry, nie oznaczają one boskiej perspektywy – w tym dziele Bóg bowiem nie istnieje. Bo Słudzy, choć umieszczeni w seminarium, nie są bowiem filmem o duchowości. To film o ludziach i beznadziejnej sytuacji, w której znaleźli się przez pakt Kościoła z władzą. Bo kiedy religia łączy się z polityką, nie ma już miejsca na duchowość.
Słudzy są wyjątkowym, wartościowym doświadczeniem odbiorczym ze względu na nastrój. Scenografia momentami oddaje kameralność osobistych historii, innym zaś razem monumentalna wręcz architektura seminarium oddaje potęgę instytucji. Rewelacyjna, choć prosta, jest warstwa audialna. Mamy skontrastowaną ciszę, bo pewne rzeczy najpełniej mogą wybrzmieć jedynie w ciszy, z budzącą trwogę muzyką chóralną. Buduje w nas poczucie ciągłego zagrożenia, bezwyjściowości i nadchodzącego, dalekiego do szczęśliwego, zakończenia.
Słudzy są też filmem bardzo dobrze zagranym. Aktorstwo, choć oszczędne w środkach, pasuje do opowiadanej historii i jest adekwatne do stylu. Seminarzyści Michal i Juraj są dość cisi, zamknięci w sobie, ale aktorom Samuelowi Skyvie i Samuelowi Polakovičowi udało się sprawić, że postrzegamy ich bohaterów jako postaci o bogatym wnętrzu i prawdziwej wierze. Same zaś motywacje bohaterów są jasne, a niektóre postaci intrygują nas swoją nieoczywistością, tak jak grany przez Milana Mikulčíka duchowny, który ma w sobie coś niepokojącego i niejednoznacznego.
Słudzy to ważny, wciągający i hipnotyzujący wręcz film, który podejmuje istotne tematy. Ukazuje, że polityka i religia nie powinny się nigdy stykać. To też dzieło ukazujące świat niemalże bez kobiet, w którym obsesja kontroli doprowadza do najgorszego. Z pewnością warto go obejrzeć – ze względu na wymowę, klimat i jego artystyczną wizualność.
Poznaj recenzenta
Pamela JakielDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat