Smash – 02×05
Zgodnie z oczekiwaniami, pojawienie się Jerry'ego w roli producenta zaczyna komplikować sprawy, urozmaicając nam serial. Dzieje się dużo, ale mimo wszystko czegoś brak w tym odcinku.
Zgodnie z oczekiwaniami, pojawienie się Jerry'ego w roli producenta zaczyna komplikować sprawy, urozmaicając nam serial. Dzieje się dużo, ale mimo wszystko czegoś brak w tym odcinku.
Nowy producent, nowa wersja musicalu - wszystko na dobrej drodze do Broadwayu, aby w końcu Karen stała się prawdziwą gwiazdą. Wszystko jednak komplikuje się po czytaniu efektu pracy Julii i dramaturga. Zgrabnie wypada drobny konflikt pomiędzy nimi; ten drugi wyraźnie wytwarza w sobie sympatię dla współpracowniczki. Chociaż wszyscy zgodnie mówią, że wychodzi to fenomenalnie, Jerry jest przeciwko produkcji, gdyż uważa, że się nie sprzeda. Świetnie wypada zabieg z końcowym cliffhangerem, gdy wszyscy uzgodnili, że to głos Eileen będzie kluczowy. Trochę denerwujący manewr, gdyż już teraz chciałoby wiedzieć się, co wybrała.
Cała sytuacja niszczy relację Julii i Toma. Pierwszy raz w tym serialu dochodzi do konfliktu pomiędzy nimi. Julia jest za odważną nową wersją, Tom obstaje za starą. Na razie motyw ten jest zaledwie zarysowany, ale ma w sobie potencjał na coś dramatycznego i emocjonującego.
Nie przekonuje wątek Ivy i jej udziału w dramatycznej sztuce, w której ma grać gwiazda Hollywood. Problem polega na tym, że w tego komika wciela się Sean Hayes, który swoimi głupimi i żenującymi wstawkami kompletnie zniszczył Up All Night w drugim sezonie. Tu także próbuje być śmieszny i nie zawsze mu to wychodzi. Jest kilka zabawnych momentów, ale większość psuje klimat serialu.
[image-browser playlist="593605" suggest=""]
©2013 NBC
W relacjach Karen i Jimmy'ego dochodzi do konsensusu i to jest bardzo dobry wybór. Zamiast pchać ich w swoje ramiona i kreować wymuszony wątek romantyczny, twórcy dają sobie czas. Prace nad ich musicalem wciąż trwają, ale na razie - poza czytaniem niedobrego scenariusza - nic ciekawego nie prezentują.
Jak na Smash, w tym odcinku jest bardzo mało muzyki. Na dobrą sprawę mamy jedynie dwie sceny śpiewane - początkową, utrzymaną w stylu starego Hollywood i drugą, gdy Karen śpiewa o chłopakach. Utwory przyjemne, ale pozbawione tych mocnych emocji, które prezentowano nam w poprzednich odcinkach. Brak szczypty geniuszu i mówiąc kolokwialnie - kopa.
Smash daje nam zaledwie niezły odcinek, zapewniający kawał dobrej rozrywki, ale pozostawiając w świadomości uczucie, że to historia przejściowa.
Ocena: 6/10
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat