Syn: sezon 1, odcinek 2 i 3 – recenzja
Kolejne odcinki serialu Syn zwiększają dystans, jaki w moim odczuciu zaczyna panować między torami opowieści. Pierce Brosnan traci na rzecz wątku z młodym Elim, który zwyczajnie jest ciekawszy.
Kolejne odcinki serialu Syn zwiększają dystans, jaki w moim odczuciu zaczyna panować między torami opowieści. Pierce Brosnan traci na rzecz wątku z młodym Elim, który zwyczajnie jest ciekawszy.
Śledzenie losów chłopaka, porwanego przez plemię Komanczów, któremu w dodatku wymordowano rodzinę, jest znacznie bardziej interesujące, niż obserwowanie tego samego człowieka w dorosłości. W tej części serialu znamy go jako możnego, dobrze ustawionego właściciela ziem, zatem nie ma tu zbyt wielu aspektów potencjalnie trzymających w napięciu. Tym, co na chwilę wprowadziło zawirowanie w uporządkowane życie bohatera, było podpalenie jego działki, jednak samo pojmanie i ukaranie sprawcy rozwinęło się i zakończyło na przełomie dwóch odcinków. Owszem, za Elim będą się teraz ciągnęły konsekwencje, lecz póki co cały ten wątek toczy się powolnie i bez większych emocji.
Inaczej jest w przypadku historii młodego Eliego. Chłopak dzielnie radzi sobie na obczyźnie, stara się zdobyć zaufanie i szacunek plemienia, uczy się oprawiać skóry, polować i strzelać – na to wszystko patrzy się z zainteresowaniem. Również dlatego, że rzecz dzieje się w obcej kulturze, której zwyczajów i tradycji nie znamy. Obserwujemy jak młodzieniec rozwija się i dojrzewa na tym tle, towarzyszymy mu w ważnych wydarzeniach i jesteśmy świadomi tego, co po kolei go kształtuje. Słowem - mamy jasno przedstawione jak krok po kroku wyrasta na mężczyznę. Jednak jeśli chodzi o jego dorosłe wcielenie, wciąż dostrzegalne są pewne irytujące braki. Widz jest pozbawiony punktów odniesienia, których mógłby się chwycić na drodze do odtworzenia sobie w głowie przeszłości bohatera. Tak naprawdę jeszcze nie wiemy co sprawiło, że dorosły Eli jest w takim miejscu i dorobił się majątku, a bieżąca akcja na razie nie zamierza tego tłumaczyć. Mam więc wrażenie zgrzytu, jaki panuje między torami opowieści, bo historia młodego chłopaka jest tłumaczona bardzo wyraźnie. W zasadzie obydwa te wątki są od siebie tak odległe, że można sądzić, iż opowiadają o dwóch różnych bohaterach.
Na ciekawą postać wyrasta natomiast Pete McCullough, syn dorosłego Eliego. Mężczyzna zna wszystkie demony swojego ojca i na każdym kroku stara się zrobić wszystko by się od niego odróżnić. Momentami stara się być aż nadto szlachetny, czym wyróżnia się na tle pozostałych bohaterów - w tym świecie każdy ma bowiem swoje za kołnierzem. Pete jednak musi się zmierzyć także ze swoją moralnością - chce puścić skatowanego więźnia wolno, ale w efekcie końcowym zabija go, czym zadaje cios także samemu sobie i swoim ideom. Postać wydaje się nieszczęśliwa i przy tym bardzo tajemnicza, co może zwiastować, że posiada bogatą historię. Czekam na jej rozwinięcie, bo póki co, poza losami młodego Eliego, to właśnie Pete jest bohaterem, którego wątek śledzę z większym zainteresowaniem.
Rola Pierce'a Brosnana wydaje się dziwnie niewyrazista na tle pozostałych bohaterów. Kamera w zasadzie mu nie towarzyszy, a on sam nie podejmuje żadnych bardziej istotnych działań. Jest tylko punktem odniesienia dla narastającego konfliktu z Meksykanami, którzy jawnie go nienawidzą. Jak widać, twórcy serialu zdecydowali się towarzyszyć nie dorosłemu ojcu, a tytułowemu synowi – takim był młody Eli i takim jest teraz Pete McCullough. Niestety jakoś nie do końca mi się to klei w spójną całość, po raz kolejny uwypuklając wspomniany już wcześniej zgrzyt i pewną nierównowagę. Tym, co stanowiło jedyny łącznik między obiema historiami, była wizja Eliego, w której rozmawiał z wodzem Toshawayem. Indianin uratował go przed laty i przyjął do swojego plemienia. Retrospekcja przybliżyła nam problem przemijania, którego obawia się Eli pragnący bogactwa. Jednak poza tym nie poruszyła innych ważnych tematów z przeszłości, które moglibyśmy odnieść do fabuły bieżącej. Przybywających niedopowiedzeń i tajemnic robi się moim zdaniem trochę za dużo, na czym serial zwyczajnie traci.
Fabuła serialu jest zdominowana przez mężczyzn – jeśli nie Komanczów, to białych, jeśli nie białych to Meksykanów. Tymczasem jest tu kilka kobiecych bohaterek, które mają w sobie dużą charyzmę – żona Pete’a, Sally, a także Meksykanka Maria z domu sąsiadów. Obydwie na razie robią za tło dla działań mężczyzn, jednak liczę na to, że w kolejnych odcinkach ich rola się zwiększy i będą miały czynny udział w rozwoju fabuły bieżącej. Podobnie jak wnuczka Eliego, która zdaje się być odważną i bardzo zaradną dziewczynką. Na chwilę obecną są to bohaterki z wyraźnym ale niewykorzystanym potencjałem.
Choć wszystko wskazuje na to, że lada moment wybuchnie wojna między McCulloughami a ich sąsiadami Meksykanami, nie towarzyszą mi większe emocje w oczekiwaniu na to. Chętniej poznam dalsze losy młodego jeńca Komanczów, który coraz wyraźniej zaznacza w plemieniu swoją obecność. Tam przynajmniej cały czas coś się dzieje.
Źródło: zdjęcie główne: AMC
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat