Syn: sezon 1, odcinek 4 i 5 – recenzja
W kolejnych odcinkach serialu Syn mamy już liczniejsze sceny akcji. Dzięki temu od razu odbiera się je lepiej, a poszczególne wątki śledzi z większą uwagą niż te w poprzednich epizodach.
W kolejnych odcinkach serialu Syn mamy już liczniejsze sceny akcji. Dzięki temu od razu odbiera się je lepiej, a poszczególne wątki śledzi z większą uwagą niż te w poprzednich epizodach.
Pete McCullough w dalszym ciągu jest strasznie rozbity po morderstwie, którego się dopuścił. Udaje, że wszystko jest w porządku, jednak widać wyraźnie, że nie może sobie z tym poradzić. Jego ojciec stara się nie zauważać problemów i emocji targających synem. I w tym tkwi główny problem bohatera, w którego wciela się Brosnan – cały czas zachowuje się lekceważąco. Zupełnie nie zgadza mi się to z jego młodszą wersją i po raz kolejny utwierdzam się w tym, że obydwa wcielenia tego samego człowieka są zgoła od siebie inne. A przypominam, że to już piąty odcinek. Według mnie dobrze byłoby choć trochę powiązać ich ze sobą i sprawić tym samym, by widz wreszcie miał szansę zrozumieć historię postaci.
Jeśli chodzi o Pete’a, zaczyna się również nakreślać jego niejasna przeszłość. Za sprawą krótkich zdań, które wymienił z Elim, wiemy już, że jego małżeństwo z Sally było wolą ojca. Dopiero teraz można pojąć specyficzną chemię, jaką wyraźnie dało się odczuć między nim a Marie, nawet mimo tego, że oboje byli raczej oszczędni w okazywaniu sobie emocji czy choćby w sąsiedzkich rozmowach. Wiemy już, że mężczyzna był zauroczony Meksykanką, a ich związek został uniemożliwiony przez ojca, który żywił względem sąsiadów szczerą niechęć. Eli, którego znamy, jest już innym człowiekiem i stara się raczej zaprowadzić pokój, jednak echa jego decyzji z przeszłości powoli zaczynają powracać. Wciąż jednak nie mamy tu żadnych zwrotów akcji ani większych zaskoczeń, przez co całość płynie raczej monotonnie.
U młodego Eliego tymczasem dzieje się znacznie więcej. Przyjęty do plemienia jak swój, zaczyna brać udział w bitwach oraz ważnych ceremoniach, a nawet został bohaterem, gdy zdecydował się przetransportować konającego wojownika na teren wioski. Chłopak zaczyna być również targany sprzecznymi emocjami, bo oto stoi ramię w ramię z Indianami jako wróg białych ludzi. W powietrzu wisi więc jakiś przełom, a Eli prawdopodobnie niebawem doświadczy czegoś, co zmusi go do opuszczenia plemienia. Mamy więc na co czekać. Wątek w dalszym ciągu zdecydowanie przebija to, co dzieje się w roku 1915, i zaskarbia sobie moją uwagę.
Odcinki numer cztery i pięć położyły na szczęście nieco większy nacisk na akcję. Najpierw przeprowadzono atak na wroga nad brzegiem rzeki, a potem dorosły Eli i jego rodzina zostali zaatakowani przez Meksykanów, co skończyło się strzelaniną i poważnym zranieniem syna Pete’a. Nie wiadomo jeszcze, czy chłopak z tego wyjdzie, co w oczywisty sposób zwiększa zainteresowanie przyszłymi odcinkami. Moim zdaniem tego typu scen powinno być znacznie więcej, bo jak na razie serial nie posiada silnych wyróżników. Jest raczej powolną, senną produkcją o dojrzewaniu i odpowiedzialności. Sekwencje, które dotyczyły obrony domu przed obcym, a także strzelaniny nad wodą, wskazują jednak wyraźnie, że wystarczy odrobina akcji, a odbiór zupełnie się zmienia.
Podoba mi się również fakt, że ostatnio znacznie więcej uwagi poświęcono postaci Sally. W świetle tego, iż jej mąż jest rozbity i zadumany nad słusznością swoich poczynań, musi wziąć pełną odpowiedzialność za swoją rodzinę. Poznajemy ją jako troskliwą, ale i stanowczą matkę, a przy okazji bitwy z Meksykanami dodatkowo jawi nam się jako bardzo odważna kobieta. Robi wszystko, by ratować swoje dzieci i zawsze stara się być na posterunku. Stanowi tym samym kolejny ciekawy wątek do obserwacji, dołączając do interesujących wątków młodego Eliego i Pete'a. Bohater grany przez Brosnana w dalszym ciągu nie wybija się na pierwszy plan.
Liczę, że kolejne odcinki podążą właśnie w kierunku żywej akcji. Szkoda tylko, że energiczny obrót przychodzi tak późno – do końca sezonu pozostało tylko pięć epizodów. Jak na półmetek, w dalszym ciągu mamy do czynienia z dużą (momentami odczuwalną jako zdecydowanie za duża) liczbą niewiadomych, a pozostali bohaterowie przybliżeni są nam ledwie symbolicznie. Szkoda, bo zarówno wnuki Eliego, jak i traktowana po macoszemu rodzina Garciów mogliby wprowadzić więcej świeżości i wigoru do tej nazbyt spokojnie toczącej się fabuły.
Źródło: zdjęcie główne: AMC
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat