Taken: sezon 1, odcinek 9 i 10 (finał sezonu) – recenzja
Taken prawie nic nie ma wspólnego z filmem Uprowadzona. Pomimo sztampowości serial ma swoje plusy. A finałowe odcinki je podkreślają.
Taken prawie nic nie ma wspólnego z filmem Uprowadzona. Pomimo sztampowości serial ma swoje plusy. A finałowe odcinki je podkreślają.
Finałowe odcinki Taken w pełni skupiają się na historii sezonu. Szef kartelu, który zabił siostrę Bryanowi, ma być przetransportowany i przekazany innej agencji. Jak to w takich wątkach bywa, szybko się okazuje, że ludzie gangstera przygotowali odbicie szefa. Szantaż wysoko postawionej agentki FBI napędza rozwój fabuły nadając jej tempa i dynamiki. Pomysł jest niezmiernie prosty, wręcz banalny, ale w konwencji tego serialu sprawdza się zaskakująco dobrze.
W końcu twórcy potrafią zbudować napięcie w wątku opartym na wyścigu z czasem. Szantażowanie śmiercią męża jest oczywiście dramatyczne dla agentki FBI, a jako widzowie jesteśmy zaintrygowani jej dylematem. Sprawnie wygląda jej spotkanie z zbirami szefa kartelu, gdzie do widz jest trzymany w niepewności: puści go, czy nie? Zabije go, czy nie? To w połączeniu ze nieźle pokazanymi scenami odbicia jej męża daje solidną dawkę rozrywki, jakiej po tym serialu można oczekiwać. Bez fajerwerków, bez wielkich emocji, ale nieźle.
Tak naprawdę dopiero pod koniec 9 odcinka Taken zaczyna nabierać rumieńców. W końcu dostajemy coś godnego filmowego pierwowzoru, co przechodzi na finał sezonu. Tytułową uprowadzoną okazuje się ukochana Bryana, której bycie zakładniczką jest kluczowe dla wolności szefa kartelu. Dzięki temu cały sezon nabiera spójności, bo mniej istotne wątki z poprzednich odcinków procentują w ostatnich dwóch dając więcej emocji i fabularnego sensu. W końcu w ostatnim odcinku ten serial nie tylko zaczyna naprawdę ciekawić i angażować, to jeszcze daje frajdę.
Fakt, że Bryan ostatecznie godzi się odbić ukochaną ze swoimi sojusznikami, jest dobrym rozwiązaniem. Jeszcze nie nadszedł czas na solowe wyczyny Millsa w stylu filmowym. Cały atak na bazę kartelu, skradanie się, eliminacja celów – jest w tym dużo niezłych pomysłów, które rozsądnie zostały nakręcone. Zwłaszcza w kontekście kulminacji osobistej zemsty Bryana, która była kształtowana przez cały sezon. Jego ostateczna decyzja jest zaskoczeniem, które wznosi ten serial na wyżyny. W takich momentach bohater pokazuje mądre oblicze. Zemsta przecież jest zła i nie przystoi, prawda? A tu niespodzianka. On zabija oprawcę. Mści się za siostrę, co go drogo kosztuje. Ta decyzja w dosadny sposób stawia kropkę nad i w tym serialu, trochę zmieniając jego oblicze na sam koniec. Odważny krok, pozwalający zbudować odpowiedni potencjał.
Cliffhanger zwiastuje trudności w życiu Bryana, których rozwiązania wydaje się dość przewidywalne i oczywiste. Nie przeszkadza mi to jednak, bo koniec końców Taken okazał się serialem więcej niż przyzwoitym. Postacie dobrze wpisane w schematy dają radę przyciągnąć, klimatu nie brakuje, a fabuły spraw kryminalnych nie były oklepane. I co najważniejsze – pojawiały się mocne rozwiązania tak, jak to w samej końcówce, które wyrywały produkcję z ram sztampowości. Jeśli odejmiemy od tego powiązanie z filmem, dostajemy solidny serial bez fajerwerków, ale z potencjałem objawiających się w detalach. Niezła rozrywka. Po wstępnym rozczarowaniu żerowania na marce lepsza niż sądziłem.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat