The 100: sezon 3, odcinek 5 – recenzja
Niestety jest coraz gorzej. Wątek Pike'a przejmuje priorytet w serialu, sprowadzając The 100 na rejony totalnego absurdu i nieporozumienia.
Niestety jest coraz gorzej. Wątek Pike'a przejmuje priorytet w serialu, sprowadzając The 100 na rejony totalnego absurdu i nieporozumienia.
Piąty odcinek The 100 idzie szlakiem, którego można było obawiać się po bardzo złej końcówce Watch the Thrones. Zachowanie Pike'a jest totalnym absurdem, który tak naprawdę trudno opisać. Każde jego słowo nie ma sensu, jego argumentacja jest irracjonalna, a zachowanie - coraz bardziej fanatycznie i idiotyczne. Twórcy poszli tutaj w całkowitą skrajność, nie pozwalając jasno zrozumieć jego pobudek i motywacji. Tłumaczą to gniewem po zabiciu przyjaciół, ale nie są w stanie pokazać tego wiarygodnie. Mamy tu do czynienia z fanatyzmem - klapki na oczach i nic więcej. Może byłoby to do zaakceptowania, gdyby nie fakt, że co jakiś czas Pike dostaje rozsądne argumenty, które neguje bez mrugnięcia okiem. Takim sposobem staje się prawdopodobnie najbardziej irytującą postacią w historii tego serialu, bijąc nawet nieszczęsnego Finna. Ten wątek ogląda się z najwyższym trudem.
Powrót Jaha nie porywa, ale przynajmniej intryguje. Dostajemy po raz kolejny skrawki informacji, które pozwalają powoli wyciągać wnioski i tak naprawdę zadawać coraz więcej pytań. Trudno jasno odpowiedzieć, na jakiej zasadzie działa "podłączenie" do Miasta Światła, ale działa dziwnie szybko i skutecznie. Pokazanie rekrutacji na przykładzie Raven jest pomysłem dobrym i mam nadzieję, że będzie rozwijać się w interesującym kierunku. Wiemy, że Raven jest sceptyczna i patrzy na wszystko trzeźwym okiem, więc liczę, że jej nagłe uzdrowienie nie zrobi z niej w mgnieniu oka religijnej fanatyczki. Ostatnia scena z jej udziałem, w której zostaje uleczona, jest nawet ciekawa, bo po raz pierwszy widzimy, jak to działa, i pobudza zainteresowanie.
Pike jest nową postacią, więc tutaj możemy zarzucać scenarzystom błędną i nieprzemyślaną decyzje, która sprowadza ten serial na manowce. Tylko jak to ocenić w kwestii Bellamy'ego? W tym przypadku pojawiają się momenty, gdy jego dylemat, niesmak i niepewność są zarysowane poprawnie i przekonują, ale są też sceny, w których Bellamy zmienia się w takiego samego irytującego fanatyka jak do tej pory. Dobrze to wygląda w scenie rozmowy z Clarke - nieźle nakręconej, z wyczuwalnymi emocjami i dobrym zwrotem akcji. To jest plus, że od razu Clarke go nie przekonała, ale zarazem jest w tym pewna niekonsekwencja, bo jego jawne uczucie do dziewczyny powinno przezwyciężyć rozpacz po stracie ukochanej. W tym aspekcie widać miejsce na poprawę.
W tym wszystkim tak naprawdę dobrze wygląda Clarke, która stara się podejmować rozsądne i przemyślane decyzje. Troszkę irytuje naiwność bohaterki ukazana w rozmowie z Lexą, ale biorąc pod uwagę okoliczności i cały kontekst, jest to w miarę wiarygodne. Zresztą przypuszczam, że Lexa ot tak nie zmieni się w pacyfistkę, a całe zamieszanie i tak skończy się rozlewem krwi. Gwarancją tego jest głupota Pike'a. Tak czy owak - to akurat wygląda poprawnie, bo relacja Clarke z Lexą ma tutaj jakieś znaczenie i rozwija się odpowiednio. Widać potencjał na dobry rozwój, który - miejmy nadzieję - twórcy wykorzystają.
Nieciekawie jest u Murphy'ego, którego wątek sprawia wrażenie trochę wciśniętego na siłę. Jego próby kradzieży i ostateczna wpadka jakoś szczególnie nie angażują. Tak naprawdę liczy się tylko fakt rozpoznania emblematu na tym czymś, co Murphy dostał od Jaha. Czemu to jest święty symbol? Mamy kolejne pytania pobudzające ciekawość. To dobrze.
Nie mogę powiedzieć, że to był dobry odcinek The 100, bo przez bardzo złe decyzje twórców cały czar prysł i serial idzie w niedobrym kierunku. Klimatu już nie ma, a zamiast tego pojawia się masa irytujących zachowań oraz wątków. To nie tak powinno wyglądać.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat