The 100: sezon 4, odcinek 11 – recenzja
Po ostatnim odcinku, wypełnionym scenami walk, serial spowalnia zdecydowanie tempo i skupia się na dialogach. Dominują jednostkowe wątki, które za zadanie mają przyspieszać bicie serca i wyciskać łzy. W zamian jednak pojawia się uczucie ulgi, że niektóre z nich nareszcie się zakończyły.
Po ostatnim odcinku, wypełnionym scenami walk, serial spowalnia zdecydowanie tempo i skupia się na dialogach. Dominują jednostkowe wątki, które za zadanie mają przyspieszać bicie serca i wyciskać łzy. W zamian jednak pojawia się uczucie ulgi, że niektóre z nich nareszcie się zakończyły.
Lista postaci, dla których czwarty sezon jest tym ostatnim, właśnie się powiększyła. Do grona Luny i króla Roana, właśnie dołączył Jasper, który wraz z kilkoma przyjaciółmi zdecydowali się popełnić zbiorowe samobójstwo. Dokonali tego za pomocą narkotyków, unikając tym samym tragicznych wydarzeń, które nieuchronnie nadchodzą. Była to jedna z kluczowych scen odcinka The other side. Nie można zaprzeczyć, że zarówno Devon Bostick grający Jaspera, jak i Christopher Larkin wcielający się w postać Monty’ego ciekawie i dozą szczerości odegrali ostateczne pożegnanie. Problem w tym, że ulga, jaką przyniosła ostatnia scena Jaspera była nieprzyzwoicie ogromna. Jego postać od początku czwartego sezonu była zdegradowana do irytującego malkontenta pojawiającego się sporadycznie w tle. Jego wątek, jako cierpiącego po śmierci Mai amanta, był nienaturalnie długo ciągnięty, co było zaskoczeniem, biorąc pod uwagę standardy The 100. Sama idea zbiorowego samobójstwa była kolejną granicą, którą przekroczył serial. Nie jestem do końca przekonana, czy była to dobra decyzja, biorąc pod uwagę ostatni szum medialny dotyczący zdrowia psychicznego wśród nastolatków. To, co jeszcze w trakcie produkcji mogło wydawać się genialnym rozwiązaniem, teraz może przysporzyć negatywnej opinii całemu serialowi.
Śmierć jednego z głównych bohaterów nie była jedynym ważnym wydarzeniem. Fabuła w znacznej mierze dotykała rodzeństwa Blake’ów, Clarke i… w gruncie rzeczy całej reszty świata. Poprzedni odcinek pozostawił widzów z wielkim znakiem zapytania dotyczącym losów Kane i Octavii, którzy pomimo wygranego przez Skaikru pojedynku, w dalszym ciągu znajdowali się poza murami podziemnego schronienia. Scenarzyści, poprzez kontrowersyjną decyzję Clarke o wprowadzeniu Skaikru do bunkra podstępem, postawili ją i Bellamy’ego w stanie otwartego konfliktu. Ponownie na ramiona Clarke nałożono brzemię odpowiedzialności za podejmowanie najcięższych decyzji. Wygląda to tak, jakby nie było w pobliżu nikogo z dorosłych lub bardziej doświadczonych stażem członków grupy. A decyzja nie była łatwa: otworzyć drzwi bunkra i wpuścić Octavię i Kane’a wraz z Ziemianami, czy mieć pewność, że zamknięci już teraz przedłużą gatunek ludzki. Po drugiej stronie dylematu znajduje się Bellamy, który jest gotowy poświęcić wszystko, byle tylko jego młodsza siostra znalazła schronienie w bunkrze. Oczywiście udało mu się osiągnąć zamierzony cel, choć na tym właśnie polegała dramaturgia całej sytuacji. W rzeczywistości, Bellamy, poświęcił bardzo dużo, bo aż trzystu innych członków Skaikru. Bunkier jest w stanie dać schronienie 1200 osobom, co oznacza że każdy z klanów musi wybrać setkę reprezentantów, którzy przetrwają i ponownie odbudują rasę ludzką. Ta zasada dotyczy również i Skaikru. Wracamy tym samym do tytułowej setki, a serial właśnie zatacza koło.
Zaproponowany zwrot fabularny nie jest wcale tak słaby, jak może się na początku wydać. Teoretyczny powrót do idei z pierwszego sezonu, czyli budowania społeczności od podstaw, nowych zasad, integracji i sposobu logicznego przetrwania na nieznanym terenie może przywrócić właściwy, postapokaliptyczny wydźwięk serialu. O wiele więcej wątpliwości i sprzecznych emocji wywołuje postępowanie Clarke i Bellamy’ego. Decyzje, przed którymi postawiono dwójkę bohaterów, były niełatwe i na pewno nie posiadały jednego, prostego rozwiązania. Trzeba było wybrać mniejsze zło i cały problem polegał na tym, że zarówno Clarke jak i Bellamy mieli swoje racje. Clarke mogła poświęć dwójkę swoich ludzi i setki nieznanych jej postaci, dla których robiła wcześniej wszystko, by ich uratować. Bellamy z kolei, poświęcił praktycznie dobro całej ludzkości, by dać swojej siostrze szansę na przeżycie. Nie wierzę, że chodziło mu o Ziemian, bo Bellamy wielokrotnie pokazał, jak nisko sobie ceni ludzi spoza jego klanu. W moim odczuciu zachowanie Bellamy’ego było bardziej irracjonalne i pochopne, przy czym ponownie zrzuca winą za swoje decyzje na Clerke. Już to widzieliśmy... i to niejednokrotnie.
Odcinek The Other Side przynosi ulgę również fanom Raven. Okazuje się, że jej postać ma szansę przeżyć. Co prawda, wszystko zaczyna się małymi krokami, ale Raven postawiła ten pierwszy we właściwą stronę.Wizje Bekki, które nakłaniały ją do lotu w kosmos zostały zakłócone przez niecodzienne halucynacje. Otóż dla kontrastu, pojawił się nie kto inny jak Sinclair, mentor i duchowy ojciec Raven. Od tego momentu, niczym za starych, dobrych, bajkowych czasów, doświadczyliśmy walki pomiędzy dobrem i złem. Nie można było oprzeć się wrażeniu, że Sinclair i Bekka są niczym aniołek i diabełek siedzący na ramieniu i doradzający zagubionemu przyjacielowi. O dziwo, to właśnie wizja Sinclaira była w stanie przekonać Raven, że może pozbyć się resztek chipu ze swojego umysłu i tym samym zatrzymać pogłębiającą się chorobę. Zabieg, choć dziwny i ryzykowny, to okazał się skuteczny. Raven musi teraz dostać się do bunkra. I ma na to dwadzieścia cztery godziny.
Odcinek The Other Side to jeden z końcowych epizodów sezonu i jako taki spełnia swoją rolę. Popycha fabułę w standardowy sposób do przodu, niestety wpływa zdecydowanie negatywnie na odbiór i sympatię wobec swoich własnych bohaterów. Duży plus za chwilowy powrót lubianego Sinclaira, nawet jeśli w postaci halucynacji. Po spektakularnym występie Octavii z poprzedniego odcinka, wróciła ona niestety do pozy obrażonej na cały świat małej dziewczynki, która ciężko się ogląda. Skaikru stoi też przed nie lada dylematem, za który powinni podziękować głównie Bellamy’emu. Zapewne to jednak Clarke dostanie za cięgi jego decyzję i będzie musiała naprawić jej skutki.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat