The 100: sezon 4, odcinek 12 – recenzja
Przyszedł czas wyborów, zwłaszcza w szeregach Skaikru. Podzielone zdania co do losów członków klanu nie ułatwiają decyzji, kto ma zginąć, a kto powinien przeżyć. Oliwy do ognia dodaje Octavia, która jako czempion ostatniego pojedynku, zyskała szacunek pośród Ziemian. Kto przetrwa? Kto się poświęci?
Przyszedł czas wyborów, zwłaszcza w szeregach Skaikru. Podzielone zdania co do losów członków klanu nie ułatwiają decyzji, kto ma zginąć, a kto powinien przeżyć. Oliwy do ognia dodaje Octavia, która jako czempion ostatniego pojedynku, zyskała szacunek pośród Ziemian. Kto przetrwa? Kto się poświęci?
Ostateczne odliczanie czas zacząć, tym bardziej, że coraz wyraźniej widać efekty zbliżającej się fali śmierci. Powietrze jest skażone radioaktywnym pyłem, a na ziemi i drzewach pojawił się osad wyniszczający żyzną glebę i roślinność. Na szczęście dzięki Skaikru, ludzkość ma szansę przetrwać, ponieważ bunkier, który odnaleźli jest zdatny do zamieszkania przez 1200 osób. Pozwala to przeżyć stu członkom z każdego klanu, co oznacza, że Skaikru musi wybrać ponad trzysta osób, które po prostu muszą zginąć. Nie jest to łatwe zadanie i właśnie to stanowiło główną oś odcinka The Chosen.
Główny konflikt jawił się pomiędzy Jahą i Kanem, którzy w gruncie rzeczy rywalizowali o swoje własne racje. Obydwoje w przeszłości byli kanclerzami i reprezentowali odmienne style rządzenia. Podczas gdy Jaha nawoływał do walki o życie Skaikru i ludzi, za których czuł się odpowiedzialny od lat, to Kane skupiał się raczej na znalezieniu optymalnego rozwiązania dla wszystkich. Włączając w to również Ziemian. Nie ma dobrego rozwiązania z takiej sytuacji, cokolwiek by nie zostało wybrane– oznaczało tak czy inaczej śmierć jednostek. Miała się ona dokonać za pomocą prostego losowania, gdzie każdy z mieszkańców powinien wrzucić swoje nazwisko. Dla niektórych była to okazja do bohaterskiego czynu, tak jak w przypadku ojca Millera, który wpisał imię swojego syna, aby zwiększyć jego szanse. Dla innych, tak jak dla Abby, by oddać swoje życie komuś innemu, skoro ona była współodpowiedzialna za obecny stan rzeczy. Wszystkie te sceny były wypełnione tragizmem, głębokim smutkiem zwiastującym nieuchronność nadchodzącej śmierci.
W całkowitej opozycji do zaistniałych wydarzeń była Octavia. Jako czempion postanowiła zjednoczyć wszystkie klany, dając im równe szanse. Odcięła się jednak od swoich ludzi i postawiła ich pod ścianą, sugerując, że jeśli oni sami nie zdecydują, kto zostanie, nie będzie miejsca dla Skaikru w ogóle. I wszystko byłoby pięknie, gdyby pozostała tak bezwzględna, na jaką chciała się rysować. Niestety, jej postać jest traktowana niczym chorągiewka na wietrze i raz jest Skaikru, raz jest Trikru, a raz jest nikim, by zaraz potem znów być młodszą siostrzyczką. Brak jednolitości w jej postaci czyni ją mało wiarygodną i irytującą. Zamiast ukierunkować ją raz, a dobrze, twórcy serwują jej nieustanną przejażdżkę emocjonalną od małej, zahukanej w sobie dziewczynki, aż do bezwzględnej morderczyni z rękami splamionymi krwią. Nawet wpływ Indry, która od samego początku ma jasno określone cechy charakteru i według nich postępuje, nie jest w stanie przywołać pozytywnego wizerunku młodszej z rodzeństwa Blake’ów.
Na szczęście, negatywne wrażenie po Octavii znika dość szybko, kiedy dochodzi do kulminacyjnego momentu epizodu. Sposób, w jaki rozwiązano konflikt pomiędzy życiem a śmiercią pośród Skaikru, przyprawia o dreszcze. Kane i Jaha użyli gazu, by uśpić swoich własnych ludzi i za nich zdecydować. Po prostu ponad trzysta osób zostanie wyniesionych z bunkra i skazanych na zagładę. Z pomocą przyjdzie im… nic innego, jak lista stu nazwisk, którą na samym początku stworzyła Clarke. Szczerze powiedziawszy, ciężko ocenić, czy takie rozwiązanie jest najmniej inwazyjne i, powiedzmy że, humanitarne. Z drugiej strony, przywołuje bardzo silne skojarzenia z II wojną światową i zagładą Żydów, a nie jestem do końca przekonana, czy aby na pewno był to świadomy zamysł twórców. Leżące dookoła bezwładne ciała i inni, oddelegowani ludzie – te sceny są bardzo symboliczne, niezależnie od proponowanego kontekstu. Co więcej, szczególnie rzuca się w oczy sposób, w jaki manipulowano emocjami widzów. Wykorzystano dziecko by podrasować powagę i tragizm sytuacji. Przez praktycznie cały sezon dzieci były niewidzialne, nie poświęcano im uwagi, ani nawet nie pokazywano jako przypadkowy tłum w tle. Teraz jednak, poświęcono kilka długich sekund na ukazanie twarzy chłopca, który miał wzbudzić w widzach litość i współczucie. Taki zabieg zadziałał niestety w odwrotną stronę, bo jeśli do tej pory dzieci traktowane były po macoszemu, to teraz ich wykorzystanie wychodzi płytko, ckliwie i po prostu sztucznie.
Największe zaskoczenie jednak wzbudza nie sytuacja w bunkrze, ale losy głównych nastolatków serialu. Bellamy i Clarke udali się, by sprowadzić Raven do bunkra. Dołączyli do nich Murphy i Emori, dla których raczej nie byłoby miejsca w murach schronienia. Po drodze, podczas której ich zaatakowano, życie uratowała im Echo, a Monty i Harper przybyli z odsieczą ze sprawnym samochodem. Ważne jest, by zaznaczyć skład tej grupy, bo prawdopodobnie ich jedyną ucieczką przed nadchodzącą zagładą jest… lot w kosmos. I jak bardzo wydaje się to nieprawdopodobne, tak może okazać się, że w następnym odcinku, akcja serialu ponownie przeniesie się w przestrzeń kosmiczną. Laboratorium Bekki posiada w pełni zdolną do lotu w kosmos rakietę, a Pierścień Arki, z której przybyli bohaterowie, posiada farmę wodorostów i uzdatniacz wody. Wystarczy tylko zabrać generator tlenu ze sobą i nastolatkowie mogą ruszać w przygodę. I właśnie w takich momentach objawia się, jak bardzo The 100 jest wypełnione myśleniem życzeniowym oraz fikcją. Jeśli twórcy faktycznie pójdą tą drogą i pozwolą grupie nastolatków na samodzielny lot w kosmos oraz ponowne skolonizowanie porzuconej stacji kosmicznej, to serial straci bardzo dużo na swojej wiarygodności, pozostawiając zwykłą, prostą logikę gdzieś w odmętach wybujałej wyobraźni. Może i jest to pomysł chwytliwy, ale wydaje się być po prostu niemożliwy do zrealizowania.
Ciężko ocenić, czy kierunek w którym podąża serial nie jest przypadkiem ślepym zaułkiem. Odcinek The Chosen przewraca do góry nogami dotychczasowy ład serialu, pozostawiając widzów z szeregiem wątpliwości i poczuciem niedowierzania. Pierwotna ekscytacja zanika, tym bardziej, że nauczeni doświadczeniem, doskonale wiemy jak powierzchowne i tymczasowe bywają niektóre zwroty fabularne. Do czasu finałowego epizodu, jesteśmy pozostawieni z ogromnym znakiem zapytania, czy aby na pewno Clarke i reszta grupy, zdecydują się na lot w kosmos. I czy mają jakąkolwiek szansę, by go przetrwać.
Źródło: zdjęcie główne: The CW
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat