The Dark Pictures Anthology: House of Ashes - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 22 października 2021Mniej horroru, więcej strzelania. The Dark Pictures Anthology: House of Ashes ma niewiele wspólnego z poprzednikami, co nie oznacza, że jest to produkcja gorsza. Aczkolwiek nie wysuwałbym jej również na prowadzenie w tym zestawieniu.
Mniej horroru, więcej strzelania. The Dark Pictures Anthology: House of Ashes ma niewiele wspólnego z poprzednikami, co nie oznacza, że jest to produkcja gorsza. Aczkolwiek nie wysuwałbym jej również na prowadzenie w tym zestawieniu.
Trzecia z ośmiu planowanych gier z cyklu The Dark Pictures jest już dostępna na rynku. Najnowsza, oznaczona podtytułem House of Ashes, przenosi nas w zupełnie inne klimaty i czasy, które znamy z najnowszej historii dziejów świata. Któż przecież nie słyszał o militarnej akcji zakrojonej na szeroką skalę, która miała za zadanie udowodnić, że agresja USA na Irak była dobrze umotywowana.
Rok 2003: wojna w Iraku zakończona. Amerykanie przeczesują wioski w poszukiwaniu chemicznej broni Saddama. Gdzieś tam czają się niedobitki irackiej armii, która pomimo kapitulacji chce jeszcze napsuć krwi wrogim żołnierzom. W tych realiach przychodzi nam poznać naszą piątkę głównych bohaterów, o których losie będziemy decydowali poprzez wybory moralne w trakcie rozgrywki.
Sumeryjski król, wojna w Iraku i kłopoty Marines
Po jednej stronie mamy amerykańskich Marines i agentów CIA, po drugiej Salima z irackiej armii. Dzięki temu, iż jedną z grywalnych postaci w The Dark Pictures Anthology: House of Ashes jest właśnie porucznik irańskich sił lądowych, możemy spojrzeć na konflikt z obu jego stron. Ten wątek jednak został w moim odczuciu jedynie zarysowany. Obyło się bez gloryfikacji ofiar, moralizowania na temat działań wojennych i innych tematów, które zawsze pojawiają się przy okazji każdego konfliktu zbrojnego na świecie.
Zabawa rozkręca się powoli. Po krótkim prologu, rozgrywającym się jeszcze w czasach dawnych, w których właśnie poznajemy despotę, sumeryjskiego przywódcę, przenosimy się do współczesności, gdzie czeka nas… dość długi kawałek przerywnika filmowego. Rzec można, że to ukłon w kierunku Hideo Kojimy z czasów jego świetności w Konami. Ze spokojem możecie wstawić wodę na herbatę, a nawet wypić wiadro naparu – tyle bowiem czasu upłynie, nim zaczniecie grać. Tak na serio, a nie tylko klikać wariant A czy B odpowiedzi.
W wyniku splotu nieszczęśliwych zdarzeń i zaplanowanych działań nasza piątka wpada pod ziemię do ruin świątyni rzeczonego króla Naram-Sina, który w czasach swego kresu panowania zetknął się z tym, z czym za chwilę bój stoczą nasi bohaterowie.
Zejście pełną gębą
Oglądaliście film Zejście z 2005 roku o grotołazkach, którzy uwięzieni w jaskini szukają wyjścia, podczas gdy „coś” zaniepokojone ich obecnością daje im popalić? Tutaj mamy podobny motyw, a wspólnym mianownikiem jest chęć ucieczki i ślepe, wyczulone na dźwięki istoty, które starają się tę ucieczkę uniemożliwić.
Fabuła gry napisana jest tylko zadowalająco. Zdecydowanie lepiej, jak w The Dark Pictures: Man of Medan, ale gorzej niż w The Dark Pictures: Little Hope. Mimo iż ten motyw (jaskinie, klaustrofobia czy strzelanie) nie przemawia do mnie w tym gatunku, to nie wypada to najgorzej w ogólnym rozrachunku. Całości psuje wątek trójkąta miłosnego, który nawet w obliczu sytuacji, gdzie na szali jest życie nie jednej, nie dwóch, ale aż trzech osób, musi być poruszany. To takie mankamenty, małe potknięcia, które jednak w pewien sposób rzutują na całokształt wątku fabularnego. Wątku, który ma także coś wspólnego z Prometeuszem. Ten zwrot akcji akurat mi przypadł do gustu. Wprowadza nieco czegoś odmiennego, innego niż dotychczas. Coś, co sprawiało, że chciało się historię poznać od A do Z, a nie tylko przelecieć ją, by mieć zaliczoną. Tutaj jednak, nie chcąc Wam psuć zabawy, muszę postawić kropkę i zakończyć.
Na przestrzeni tych kilkunastu godzin, które rozgrywają się w trzech aktach opowieści, odczuwamy nierówności. Jedziemy jak na rollercoasterze, raz fabuła przynudza, innym razem wciąga i przykuwa do odbiorników. Tych drugich fragmentów jest zdecydowanie więcej. Na szczęście.
360 stopni robi różnicę
Mam wrażenie, że zdecydowanie więcej prac włożono nie w wątek fabularny, ale w nowe opcje kamery i wydanie gry na obecnej generacji konsol. The Dark Pictures Anthology: House of Ashes jest pierwszą grą z cyklu, w której mamy swobodę w obracaniu kamerą i to nie tylko w momentach zaplanowanych przez twórców. Znacznie ułatwia to eksplorację i sprawia, że jest ona po prostu przyjemniejsza. Zmieniła się także struktura świata. Z zamkniętego, hermetycznego środowiska na przestrzenie półotwarte, które możemy dowolnie zwiedzać.
Gra jest dostarczana w kinowym formacie, co sprzyja jej filmowości. A z uwagi na to, że tych przerywników nie brakuje, to wpływa to pozytywnie na odbiór tytułu. Po raz pierwszy także stworzono ją z myślą nie tylko o PS4 i XBO oraz PC, ale także o konsolach PS5 i Xbox Series X/S. To oczywiście widać w oprawie graficznej. W opcjach wyświetlania jakości możemy skorzystać z dwóch trybów graficznych: nastawionymi na rozdzielczość i płynność zabawy. To nie online, żeby liczba klatek miała większe znacznie, więc wolałem cieszyć oko wyższą rozdzielczością. Odbiło się to na wyświetlanym obrazie – gra robi wrażenie swoją oprawą graficzną. To tytuł multiplatformowy, ale nie sposób nie docenić tego, co jest nam prezentowane. Na szczególne wyróżnienie zasługuje gra świateł oraz cieni. Odczuwamy także szybkość wczytywania produkcji. Przejścia pomiędzy scenami, które wymagają wczytania nowej lokacji, są zauważalne, ale trwa to raptem kilka sekund. To w zasadzie tyle, jeśli chodzi o możliwości techniczne PS5, na którym recenzowany był tytuł.
Gameplayowo nie ma tutaj zmiany względem poprzednich odsłon. Nadal tylko chodzimy, zwiedzamy okolice (raz otwarte groty, innym razem wąskie korytarze) i wykonujemy sekwencje QTE. Im wyższy poziom trudności, tym szybciej trzeba wciskać przyciski. Strzelanie jest – o czym wspomniałem na początku tekstu – ale ogranicza się tylko do sytuacji, w których twórcy gry nam na to pozwalają.
The Dark Pictures Anthology nie jest grą wybitną. To kawał całkiem niezłego kodu, który przyjemnie sprawdza się jako gra typu party, gdzie możemy rozgrywkę prowadzić z kilkoma graczami. Lepiej się go chłonie i nie męczy tak strasznie. Doskonały na kilka wieczorów z dreszczykiem, ale nic poza tym. Fani gatunku z pewnością w niego zagrają, pozostali mogą sobie na niego pozwolić, ale niekoniecznie właśnie w czasie premiery i za pełną cenę.
PLUSY:
+ oprawa graficzna;
+ udźwiękowienie;
+ swobodna kamera;
+ klimat zaszczucia i uwięzienia.
MINUSY:
- niektóre wątki fabularne;
- rozczarowujący design potworów.
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat