The Walking Dead: Daryl Dixon - sezon 2, odcinek 6 (finał sezonu) - recenzja
Data premiery w Polsce: 3 listopada 2024Finałowy odcinek doprowadził wszystkie wątki do końca, ale niestety w niezbyt satysfakcjonujący sposób. Oceniam.
Finałowy odcinek doprowadził wszystkie wątki do końca, ale niestety w niezbyt satysfakcjonujący sposób. Oceniam.
Ostatni odcinek sezonu The Walking Dead: Daryl Dixon pod względem konstrukcji był bardzo podobny do czwartego epizodu. Znowu można było odnieść wrażenie, że jest on podzielony na dwie odrębne części. Pierwszą połowę poświęcono na dokończenie głównego wątku, w którym bohaterowie mieli odlecieć do Ameryki. Nie zabrakło rozmów o tym, kto otrzyma miejsce w małej awionetce. Twórcy próbowali jeszcze bardziej pogłębić relację między Darylem i Laurentem, ale scena z gitarą była nieco wymuszona. Wspólne śpiewanie The Rolling Stones nie wypadło zbyt naturalnie, choć Norman Reedus potrafił wycisnąć z tego emocje. W końcu dla jego postaci podróż przez Francję okazała się tym, czego potrzebował.
Zanim przeszliśmy do scen akcji z samolotem, to dla zapełnienia czasu ekranowego sprawdziliśmy, jak sobie radzą Codron i Fallou, którzy przeszukiwali szpital. Miejsce samo w sobie było klimatyczne, a spętane zombie powodowały ciarki na plecach. Napaść na grupę tylko trochę emocjonowała, bo jednak szybko sobie poradzili z ludźmi Sabine. Więcej uwagi poświęcono scenom z Anną, którą pochwyciła grupa Jacinty. Niestety dramatyczne i krwawe wydarzenia w korytarzu toru wyścigowego nie trzymały w napięciu. Nie wybrzmiało też poświęcenie dla Laurenta. Choć Anna była ciekawą, wyrazistą i fajnie zagraną przez Lukeryę Ilyashenko postacią to jej śmierć wyszła bezbarwnie. Wcale nie poruszyła, choć wierzę, że na kartach scenariusza zapowiadała się na wciskający w fotel akt heroizmu.
Dlatego więcej emocji dostarczyła strzelanina między Darylem, Codronem, Fallou a ludźmi Jascinty, gdy samolot przygotowywał się do odlotu. Nasi główni bohaterowie wystrzeliwali przeciwników jak kaczki w parku rozrywki. Nawet Codron z jedną ręką na temblaku i jednym zdrowym okiem nie miał problemu z trafieniem w złoczyńców. Było to dość absurdalne, podobnie jak pościg motocyklem i autem za startującym samolotem. Przynajmniej zostało to dobrze nakręcone, choć nie dorastało do pięt podobnym ujęciom z premierowego odcinka. Szkoda, że twist z opuszczeniem awionetki przez Carol nie był zaskakujący. Ostatni strzał do zbirów nie dostarczył żadnych emocji, podobnie jak samobójcza śmierć Jacinty.
Druga połowa odcinka skupiła się na podróży głównych bohaterów do tunelu znajdującego się pod kanałem La Manche. Po drodze Codron w końcu poznał prawdę o śmierci brata, za którą niesłusznie obwiniał Daryla. Ciekawiło, jak Francuz zareaguje na te rewelacje. Aby zapełnić czas ekranowy, twórcy nakreślili szybki miłosny wątek Fallou i Akili, który zupełnie nie przekonywał. Wydaje się, że po prostu chcieli pozostawić ich przy życiu, aby w końcówce pozbyć się nowych postaci – Fiony i Angusa – w przewidywalnym zwrocie akcji.
Tunel okazał się upiornym miejscem, a bioluminescencyjne zombie robiły wrażenie. To był naprawdę świetny pomysł, aby wprowadzić taki rodzaj szwendaczy. Natomiast gorszym były halucynacje bohaterów. Nie jest to nowy motyw w uniwersum The Walking Dead, bo oglądaliśmy go już kilka razy. Rzadko osiągano zamierzony efekt. W omawianym odcinku tylko zwidy Carol potrafiły poruszyć, ponieważ miała okazję w pewnym sensie pożegnać się z Sophią. To zadziałało, bo dobrze znamy jej dramatyczną historię. Niestety na siłę próbowano wzbudzić emocje halucynacjami Daryla z Isabelle oraz dziadkiem, który zginął na wojnie. Było to mało wiarygodne. Szkoda trochę Codrona, który pod wpływem zwidów brata zaatakował głównego bohatera i zniknął w ciemnościach bez śladu. I po to twórcy forsowali jego przemianę?
Finał 2. sezonu nie zaliczam do udanych, bo większość wątków była naciągana. Rozpisano je tak, aby przejść z punktu A do punktu B. Można było przymknąć oko na pewne niedociągnięcia fabularne, ale motyw zbiorowej halucynacji pogrążył ten średniej jakości epizod. Zakończenie niezbyt zachęca do kontynuowania historii, mimo że tunel wciąż może skrywać wiele niebezpieczeństw.
Mam wrażenie, że drugi sezon The Walking Dead: Daryl Dixon był tworzony w wielkim pośpiechu, aby jak najszybciej zamknąć wszystkie ważne wątki. Odcinki były nierówne pod względem realizacji – jedne imponowały dopracowaniem, płynnością i ciekawymi historiami, a inne raziły w oczy kiepskim montażem i niezbyt trafionymi decyzjami fabularnymi (np. miłosny wątek Dixona). Na plus zaliczam powrót do roli Melissy McBride. Daryl i Carol tworzą świetny duet. Dlatego będę czekać na nowy rozdział ich historii. Do zobaczenia w Hiszpanii!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat