The Walking Dead: sezon 6, odcinek 5 – recenzja
6. sezon The Walking Dead tworzony jest w bardzo wąskiej linii czasowej, a mimo to w poprzednich odcinkach trudno było narzekać na nudę. Nawet jeśli Now nieco spowalnia akcję, to i tak pozwala na całą sytuację spojrzeć z innej perspektywy.
6. sezon The Walking Dead tworzony jest w bardzo wąskiej linii czasowej, a mimo to w poprzednich odcinkach trudno było narzekać na nudę. Nawet jeśli Now nieco spowalnia akcję, to i tak pozwala na całą sytuację spojrzeć z innej perspektywy.
W jednym z wywiadów Scott M. Gimple - prowadzący produkcję The Walking Dead - powiedział, że nienawidzi, gdy fani i dziennikarze nazywają odcinki jego serialu wolnymi. Po wystrzałowym początku 6. serii, przed tygodniem akcja skupiła się wyłącznie na postaci Morgana i jego retrospekcjach. W tym tygodniu z kolei powrócono do wątków z Alexandrii, której mieszkańcy z jednej strony starają się powrócić do normalności po ataku Wilkow, a z drugiej dochodzą do siebie po trudnym i nie do końca udanym zadaniu wyprowadzenia zombie z kanionu. Zapewne wielu widzów narzekać będzie, że odcinek ten był najsłabszy w całym sezonie. Ale czy na pewno? Samym bohaterom należy się przecież chwila wytchnienia.
Nadal nie wiemy nic na temat losu Glenna, a scenarzyści bawią się drobnymi wskazówkami, które z jednej strony potwierdzają jego śmierć, a z drugiej dają nadzieję fanom (wymowne zmazywanie jego imienia z tablicy). Tym razem pokazano to z perspektywy Maggie, czekającej na powrót swojego ukochanego. Sceny z jej udziałem wypadły całkiem nieźle, szczególnie gdy towarzyszył jej Aaron. Trochę szkoda, że Lauren Cohan w The Walking Dead traktowana jest z dystansem. Na ekranie pojawia się rzadziej niż inne żeńskie postacie, ale być może w kolejnych odcinkach się to zmieni. Nieprzypadkowo twórcy po raz drugi w historii serialu wprowadzają też wątek ciąży. Oby miał on nieco inny koniec niż w przypadku Lori.
Zaskoczył mnie fakt, że do Alexandrii tak szybko powrócił Rick. Pamiętając, w jaki sposób jego wątek zakończył się przed dwoma tygodniami (Rick utknął w kamperze, który otoczyła horda zombie, co funkcjonowało też jako cliffhanger 3 odcinka), nagle zobaczyliśmy go biegnącego między trupami prosto przed wrota Alexandrii. Ciekawe, czy twórcy powrócą do tamtej chwili, a może po prostu tym razem zdecydowali się nieco uprościć całą historię, m.in. dlatego, że obecność Ricka w Safe Zone okazała się istotna. Choćby z perspektywy jego rodzącego się romansu z Jessie.
Bohaterowie nie zdają sobie sprawy, że w Alexandrii od kilku odcinków mieszka ktoś, kto mocno aspiruje do bycia żywym trupem. Sposób zachowania Deany, a także jej wygląd i ból po stracie męża sprawiają, że z bohaterką szybko możemy się pożegnać. Kobieta wyraźnie nie wytrzymuje napięcia i zaczyna popadać w obłęd, którego nie kontroluje (coś na wzór Ricka z końcówki 4. sezonu). Nie wróżę jej świetlanej przyszłości w tym serialu, ale jednocześnie jest to bohaterka, za którą chyba nikt nie będzie tęsknił.
Czytaj również: Jeffrey Dean Morgan jako Negan w The Walking Dead
The Walking Dead zwolniło tempo akcji po wybuchowym początku, co było zresztą do przewidzenia. Za tydzień akcja pokazana zostanie z perspektywy Ricka, Abrahama i Sashy, starających się wrócić do Alexandrii. Dlatego też los Glenna poznamy najwcześniej w 7. odcinku 6. serii. Nadal uważam jednak, że historia prezentowana w obecnym sezonie jest bardzo dobra – ba, najlepsza od czasu 1. serii. Oby twórcy nie zepsuli tego w dalszych odcinkach. Aktualnie nic na to nie wskazuje, szczególnie gdy przyjrzymy się castingowym newsom związanym z postacią, która pojawi się w finale sezonu.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat