The Walking Dead: sezon 7, odcinek 11 – recenzja
Najnowszy odcinek The Walking Dead to przede wszystkim oczekiwany powrót Negana. Zaskoczeniem jest oparcie fabuły na nietypowych postaciach.
Najnowszy odcinek The Walking Dead to przede wszystkim oczekiwany powrót Negana. Zaskoczeniem jest oparcie fabuły na nietypowych postaciach.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że 11 odcinek The Walking Dead wchodzi na rejon zapychaczy. Pełne skupienie akcji na jednych z najbardziej irytujących i – wydawałoby się – niepotrzebnych postaciach, jak Eugene i Dwight może wydawać się dziwne, niepotrzebne i tak naprawdę o niczym. Twórcy jednak znakomicie wykorzystali wątek obu tych postaci, pokazali ich jako ludzi i bohaterów i co najważniejsze – wyjaśnili działanie Negana.
Wielokrotnie mogliśmy się zastanawiać, jak to jest, że ci wszyscy ludzie podążają za Neganem. Kimś, kto wydaje się szaleńcem, dyktatorem i wręcz tyranem. I to własnie 11 odcinek daje odpowiedzi na wszelkie pytania, nawet te niezadane. Twórcy w sposób spokojny, rzeczowy i bardzo dosadny wyjaśniają, jak Negan rządzi, w jaki sposób manipuluje swoimi poddanymi i dlaczego tak fanatycznie w niego wierzą. Jest to tak jakby rozwinięcie wątku z odcinka z Carlem, który pokazał pierwsze sugestie tego, jakim władcą jest Negan. Teraz, gdy oglądamy życie Zbawców z perspektywy Eugene'a, dopiero możemy dostrzec, jak fantastycznie zostało to przemyślane i pokazane.
Eugene nadal jest dziwnie irytujący, mało ciekawy i w gruncie rzeczy nudny. Ten odcinek jednak dodaje mu trochę zalet i pozwala wyrwać się z tła, na którym przeważnie ostatnio się znajdował. Eugene stawia pierwsze kroki w świecie Negana w sposób gwarantujący jego rozwój i przemianę. Scena, w której zaczyna nabierać pewności siebie, by dostać to, czego chce, jest tutaj kluczowa, bo Eugene zaczyna wychodzić ze swojej strefy komfortu i zastraszenia. I nawet potrafi wzbudzić sympatię w scenach z żonami Negana, gdzie nie daje się manipulować i wychodzi na inteligentniejszego, niż czasem twórcy serialu nam go prezentowali.
Rola Dwighta też ma znaczenie, choć sama postać przecież nie jest ważna dla widzów. Wiemy, że jest on żołnierzem Negana, ale ten odcinek pokazuje go jednak z innej perspektywy. Na jego przykładzie twórcy pokazują widzom, jak działa manipulacja Negana i to, że złoczyńca jest zbyt pewny siebie. Dwight jest dowodem słabości i ślepej wiary w efekty jego kontroli, która w przyszłości będzie dla niego na pewno zgubna. Pierwszy raz widzimy, że Negan dał się zmanipulować, a to coś nowego i szalenie intrygującego.
Pozostaje jedynie pytanie – czy Dwight zrobił to tylko dlatego, by uratować żonę? Czy nadal jest w jakimś stopniu fanatykiem Negana? Wydaje się, że odpowiedź poniekąd pada w jego ostatniej scenie z Eugene'em, kiedy oboje mówią, że są z Neganem, ale nie czuć w tym przekonania, radości i euforii fanatyzmu, jak w jednej z wcześniejszych sekwencji.
Ten odcinek The Walking Dead świetnie podkreśla jakość 7 sezonu, która na tle kilku pozostałych prezentuje się doprawdy wyjątkowo. Dostaliśmy odcinek ważny i bardzo interesujący, którego wydarzenia będą mieć znaczenie w przyszłości.
Źródło: zdjęcie główne: AMC
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat