Thor: Ragnarok – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 25 października 2017Trzecia część opowieści o bogu piorunów została zapowiedziana jako najzabawniejszy film z całego MCU. Czy tak jest w rzeczywistości?
Trzecia część opowieści o bogu piorunów została zapowiedziana jako najzabawniejszy film z całego MCU. Czy tak jest w rzeczywistości?
Czemu Thor (Chris Hemsworth) nie pojawił się w filmie Captain America: Civil War? Ponieważ był pochłonięty misją powstrzymania nadchodzącej zagłady całego Asgardu, jaką według przepowiedni ma być Ragnarok. Podczas jego nieobecności doszło nie tylko do rozłamu pomiędzy najpotężniejszymi herosami świata, ale także do kilku zmian w królestwie, które naszemu bohaterowi nie za bardzo się spodobają. Nie chcę wchodzić zbytnio w szczegóły fabuły, więc powiem tylko tyle, że w wyniku pewnych perturbacji rodzinnych Thor ląduje na planecie władanej przez Grandmastera (Jeff Goldblum). Człowieka, który dla uciechy swoich poddanych organizuje na wielkiej arenie walki gladiatorów. Jego championem jest Hulk (Mark Ruffalo), któremu dawanie wycisku wszelkiego rodzaju napastnikom sprawia ogromną frajdę.
Gdy przeczytałem, że za reżyserię nowych przygód Thora zabiera się Taika Waititi, jakoś się tym nie przejąłem. Poprzednie dwa filmy Thora uważam za jedne ze słabszych, a i samego bohatera jakoś nie darzyłem wielką sympatią. Sto razy bardziej niż w solowych produkcjach wolałem jego występy w The Avengers. Jednak gdy zobaczyłem pierwszy zwiastun i doszło do mnie, że do tego boga dołączy Hulk, byłem wniebowzięty. Dodatkowo cała historia zapowiadała się fenomenalnie, a trailer był napakowany humorem, czego tej serii ewidentnie brakowało. Taki też film finałowo dostałem. Całość przypomina swoim stylem parodię Mela Brooksa. Każdy dialog jest tutaj nastawiony na wywoływanie śmiechu i osiąga swój cel. Postaci tryskają żartami. Nawet Hulk. Widać, że Waititi postanowił zabawić się trochę formą i wykorzystał to, że akcja dzieje się na obcej planecie. Popuścił wodzę fantazji. Powierzenie Goldblumowi roli władcy niezrównoważonego, ale jednocześnie pełnego pewnej gracji i elegancji, to świetny ruch. Tak samo jak osadzenie Cate Blanchett w roli głównego czarnego charakteru. Australijka znakomicie żongluje powagą i humorem. O Tom Hiddleston nie ma co wspominać, bo jak zwykle Loki w jego wykonaniu jest perfekcyjny.
Wyluzował się także sam Chris Hemsworth, który w końcu może grać takiego Thora, jakiego znamy z komiksów. Faceta potrafiącego zażartować i posługiwać się sarkazmem. Nie wiem, może to ścięcie włosów dało mu trochę luzu. Zmarnowanym potencjałem jest natomiast Karl Urban jako Skurge, którego udział w całej opowieści jest jakby wymuszony. Bez niego całość miałaby praktycznie taki sam wydźwięk.
Oglądając ten 17. już film MCU, zwróćcie też uwagę na drugi i trzeci plan, w którym skrywa się wiele znajomych twarzy. I nie mówię tu tylko o Stanie Lee, który jest obowiązkowym gościem wszystkich, czy tam prawie wszystkich, produkcji Marvela.
Thor: Ragnarok swoim klimatem bardzo przypominaDeadpool. Ma fabułę i głębsze przesłanie, ale mocniejszy nacisk kładzie na dobrą zabawę i wywoływanie śmiechu u widza. Ma on się przede wszystkim dobrze bawić podczas seansu. Zresztą, nawet nawiązania do poprzednich filmów są traktowane z przymrużeniem oka, jak chociażby spotkanie Thora z Doktorem Strange. Świetnie napisana i wyreżyserowana scena.
Pod względem wizualnym film jest bardzo zbliżony do Guardians of the Galaxy Vol. 2. Krzykliwe, bajkowe kolory musiały być dla operatora Javiera Aguirresaroba inspiracją, bo bardzo często to właśnie na nich się skupia, ukazując nowo eksplorowany przez naszego bohatera świat.
Jedyny problem, jaki mam z Thor: Ragnarok, to fakt, że kompletnie przekreśla on szanse powstania Planety Hulka. Główne założenia tego komiksu zostały ujęte w tym filmie. Co mnie smuci, bo jestem fanem tej opowieści.
Po napisach są dwie sceny. Jedna z nich zapowiada Avengers: Infinity War, po sposobie nakręcenia widać, że została przygotowana przez braci Russo.
Podsumowując, nowa propozycja od Disneya i Marvela cieszy oko efektami specjalnymi i wywołuje szczery śmiech dialogami. Tylko nad fabułą mógłby ktoś bardziej popracować, bo w pewnym momencie strasznie się ona rozłazi.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat