

Nie tak dawno ukazała się u nas powieść pandemiczna, której napisanie wyprzedziło epidemię COVID-19 (Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach Sequoi Nagamatsu). Tym razem przychodzi mi omówić książkę powstałą w reakcji na wydarzenia 2020–2021 roku, a w istocie z pandemią mającą niewiele wspólnego. Akcja Towarzystwa Ochrony Kaiju Johna Scalziego zaczyna się co prawda w Nowym Jorku w czasach koronawirusa, a główny bohater, Jamie Gray, traci pracę w firmie zajmującej się dowozem dań z restauracji. Zasadnicza fabuła powieści szybko odpływa jednak w zupełnie inne obszary. Jamie, rozgoryczony tym, jak został potraktowany przez niemiłego szefa, z konieczności sam staje się „dowozicielatorem”. Nieukończony doktorat z literatury fantastycznonaukowej co prawda nie zapewnia żadnych bezpośrednich korzyści zawodowych, ale bohater zyskuje dzięki niemu sympatię jednego z klientów. To z kolei prowadzi do nieoczekiwanej oferty pracy dla tajemniczej instytucji z siedzibą na Grenlandii. Wylot na tereny działalności TOK, czyli organizacji zajmującej się ochroną zwierząt, nieoczekiwanie prowadzi nie do zajmowania się fokami czy innymi arktycznymi stworzeniami, a do badań związanych z tytułowymi kaijiu…

Powieść Scalziego, jak pisze w posłowiu sam autor, to fantastyka lekka i przygodowa, często dowcipna, nawiązująca do innych książek czy japońskich filmów SF. Intryga opiera się na teorii przenikających się alternatywnych światów i klasycznej koncepcji eksplorującego obcą planetę zespołu uczonych: do Jamiego, zatrudnionego jako „człowieka do noszenia”, dołączają w ekipie TOK-u niebinarne fizyk Niamh Healy, biolożka Aparna Chowdhury i chemik Kahurangi. Wątki naukowe schodzą jednak szybko na drugi plan wobec zagrożeń związanych z „ochroną przyrody” (czy też ochroną przed przyrodą!). Gigantyczne kaijiu pomimo nadawanych im sympatycznych imion, takich jak Kevin czy Bella, stanowią w oczywisty sposób zagrożenie dla badaczy. Nie zmniejsza go w żaden sposób panująca w alternatywnej rzeczywistości biologia. Jak pokazuje jednak dalszy bieg fabuły, pytanie o to, kto tu kogo – i przed kim! – chroni, wcale nie ma oczywistej odpowiedzi, a najbardziej niebezpieczne są jak zawsze ludzkie emocje i żądza władzy.
Towarzystwo Ochrony Kaiju czyta się lekko, łatwo i dość przyjemnie, zwłaszcza jeśli przymknie się oko na pewne elementy, które wzburzałyby zapewne miłośników twardego science fiction. John Scalzi każe swoim bohaterom z pewną dezynwolturą tłumaczyć, że „tak, sposób funkcjonowania kaijiu nie ma żadnego sensu z punktu widzenia znanej nam fizyki czy biologii, ale przecież to po prostu inny świat”. Jeśli jednak zrezygnujemy z traktowania powieści jako poważnego głosu w dyskusji o modelach alternatywnej rzeczywistości, a spojrzymy na nią jak na książkową wersję Jurassic Parku, nie będziemy rozczarowani. Z przyjemnością można też patrzeć na ładne wydanie i przyzwoity przekład; przydałaby się tylko solidniejsza praca korekty (trafiają się literówki, a nawet błąd ortograficzny).
Poznaj recenzenta
Adam Skalski

