fot. materiały prasowe
Twinless zaczyna się mocno: dowiadujemy się, że główny bohater Roman (Dylan O'Brien) stracił brata bliźniaka i jest na pogrzebie. Obserwujemy więc początek żałoby niemożliwej, bo z jednej strony tracisz bardzo bliską osobę, z drugiej w kontekście bliźniaka jest to inny typ bliskości. A obok tego wszyscy patrząc na niego, widzą jednak zmarłego. Taki punkt wyjścia do opowiedzenia o żałobie w pewnym sensie podkręconej do maksimum, bo przez kontekst bliźniaków obserwujemy radzenie sobie ze stratą na innym poziomie, ale nadal uniwersalną, bardzo ludzką i poruszającą. Jest w tym wiele mądrości i prostej inteligencji emocjonalnej, którą reżyser wykorzystuje, by nie osadzać tego hermetycznie w tym kontekście, ale tak, by płynęły z tego większe prawdy z uniknięciem banału. To sprawdza się, bo jest szczere i autentyczne – a przez określony kierunek fabuły nigdy nie jest monotonne.
Film o żałobie i jednocześnie o przyjaźni jest dość niecodzienną mieszanką. Roman poznaje Dennisa (w tej roli również reżyser James Swenney) w grupie, w której osoby po stracie bliźniaka próbują sobie pomóc. Jest w tym magia prostoty, która potrafi napełnić tę relację emocjami i humorem. Ten ostatni aspekt jest szczególnie interesującym zabiegiem reżysera, bo to dość specyficzne poczucie humoru, uderzające znienacka w sytuacjach niespodziewanych. Dających śmiech czy to poprzez nietypowe, dobrze przemyślane dialogi czy właśnie jakieś zdarzenie, które wpisuje się w czasem dziwaczną konwencję Twinless. To powoduje, że pomimo dobrze rozłożonych i silnie odczuwalnych emocji wynikających z żałoby, co jakiś czas reżyser wybija widza z nich, wprowadzając dość umiejętnie przyjemną lekkość. Zadziwiające, że to działa i tak balansuje między gatunkami, by dostarczyć coś niegłupiego, ale zarazem przystępnego.
W tej relacji jednak czuć było cały czas, że coś jest nie tak. Twist związany z tą relacją zaskakuje znienacka, ale nadaje rytmu całej historii. To pozwala wydobyć z fabuły Twinless więcej potencjału, niż moglibyśmy sądzić. Patrząc z dystansu nie ma tu nic odrealnionego: sytuacja straty, radzenia sobie z nią, szukanie wsparcia i takie zwyczajnie codzienne życie, są to rzeczy bardzo wiarygodne i autentycznie zwyczajne. W tym tkwi siła tego filmu, a twist związany z głębszą prawdą tej przyjaźni tego nie zmienia, ale pokazuje, jak kontekst żałoby ma wpływ na jednostkę z różnych przyczyn, w tej sytuacji dość jednak niemożliwej. Chyba takim jeszcze większym bardziej metaforycznym zwrotem akcji jest osoba Dylana O'Briena. Cóż to jest za wspaniała rola! Tyle w niej wrażliwości, emocji i niuansów pozwalających wejść w tę historię, że trudno nie bić braw. Aktor ciągnie tę historię i trzyma ją na swoich barkach, sprawiając, że nie da się nie poczuć tych emocji płynących z ekranu.
Twinless to dobry film. Tego typu kino, które w mądry, zabawny w niekonwencjonalnie lekki sposób potrafi mówić o czymś ważnym i zostawić coś w głowie widza po seansie. Nadzieję, pozytywne emocje i satysfakcję z myślą: „To było fajne!”
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/