Wilkołaki – recenzja filmu
Wilkołaki nie są filmem, który odmieni kino familijne, ale nowa produkcja Netfliksa okazuje się zaskakująco przyjemna, pełna humoru i rodzinnego ciepła.
Wilkołaki nie są filmem, który odmieni kino familijne, ale nowa produkcja Netfliksa okazuje się zaskakująco przyjemna, pełna humoru i rodzinnego ciepła.
Jérôme'owi (Franck Dubosc) nie układa się życie rodzinne. Stara się on scalić swoją patchworkową rodzinę oraz opiekować się chorym na demencję ojcem (Jean Reno). Wszystko zmienia się, gdy bohaterowie zostają magicznie wciągnięci do gry planszowej, w którą Jérôme grał w dzieciństwie. Cała rodzina rusza na średniowieczną przygodę, by odnaleźć drogę do domu.
Film François Uzana jest adaptacją popularnej we Francji gry planszowej. Reżyser garściami czerpie z konwencji wypracowanej lata temu przez Jumanji i specjalnie się z tym nie kryje. Mamy więc magiczną grę planszową, która wciąga bohaterów do swojego świata, a ci muszą, zgodnie z zasadami, wygrać ją, by wrócić do domu. Przeżywają przy tym przygodę, która mocno ich odmienia. Akcja prędko się rozkręca, twórcy nie bawią się w wyjaśnianie, dlaczego rodzina w ogóle trafia do tego świata. Nie jest to też potrzebne, ponieważ widz szybko zostaje wciągnięty w zabawę.
Wilkołaki to film, który w większości nie wychodzi poza utarte schematy. Główni bohaterowie wpisują się w znane nam archetypy, co nie jest wadą, ponieważ są dobrze napisani i łatwo ich polubić. Na początku relacje rodzinne są tylko pobieżnie nakreślone, ale później twórcy konsekwentnie je pogłębiają. Postacie budzą sympatię. Obserwujemy, jak tworzą coraz bardziej zgrany zespół, co jest zasługą aktorów oraz chemii między nimi. Do filmu miał przyciągnąć nas Jean Reno, jednak nie dominuje on w fabule. Wszyscy mają możliwość się wykazać. Obsada nie wychodzi poza archetypy granych przez siebie postaci, ale wciela się w nie na tyle dobrze, że nie stanowi to problemu.
Pod kątem fabuły Wilkołaki to dość typowa, familijna opowieść o poszukiwaniu siebie i tworzeniu więzi. To także całkiem udana parodia średniowiecza. Twórcy w lekki sposób punktują różne patologie ówczesnego społeczeństwa, ale wiele z nich można również bez problemu odnieść do czasów współczesnych. Historia jest raczej przewidywalna, choć zdarzają się bardziej zaskakujące momenty. Szczególnie spodobał mi się jeden zabawny zwrot akcji, który ma miejsce w finałowych scenach. Zostało to zrobione z sercem i zwyczajnie działa.
Na pochwałę zasługują efekty specjalne i scenografia. Średniowieczne miasteczko wygląda przekonująco, nie wywołuje wrażenia sztuczności. Dobrze prezentują się także tytułowe wilkołaki – specjaliści od charakteryzacji i efektów specjalnych świetnie wykorzystali ograniczony budżet. Wadą są za to sceny walki. Nie ma ich dużo, ale gdy się pojawiają, to opierają się głównie na ciasnych ujęciach, szybkich cięciach i chaotycznym montażu. Trudno powiedzieć, czy wynika to z braku pieniędzy, czy raczej z braku umiejętności reżysera w tym aspekcie. Całościowo jednak film pod kątem technicznym wypada bardzo dobrze.
Wilkołaki to dobra produkcja familijna, idealna dla kogoś, kto chce obejrzeć coś z dziećmi lub po prostu szuka lekkiego, przyjemnego filmu, w którym wszystko kończy się pomyślnie dla bohaterów. Można wyciągnąć z niego kilka prostych, ale wartościowych lekcji. Nie miałem wielkich oczekiwań, jednak zostałem pozytywnie zaskoczony. Netflix nadal potrafi wypuszczać dobre projekty, które dają rozrywkę. Oby tylko nie zginęły w zalewie tych nijakich i generycznych.
Poznaj recenzenta
Adam LuftDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat